Piort Półtorak o planach Teatru Dramatycznego na sezon 2017/2018
Na pewno ze spektaklem „Biała siła, czarna pamięć” będziemy jeździli na festiwale - mówi Piotr Półtorak, dyrektor Teatru Dramatycznego
Jaki był ten sezon?
Generalnie udany. Objąłem teatr od stycznia 2017 roku. W całym sezonie, czyli od września 2016 roku do teraz przyszło ponad 50 tysięcy widzów. Mieliśmy cztery premiery. To: „Trans-Atlantyk” w reżyserii Jacka Jabrzyka, „Sąsiedzi” przygotowani przez Andrzeja Sadowskiego, „Balladyna” odczytana przez Katarzynę Deszcz i „Królewna Śnieżka” w reżyserii Adama Biernackiego. Były też dwa przedstawienia stypendialne - inspirowane postacią Patti Smith: „Horses” Aleksandry Maj i „Miriam” Katarzyny Siergiej. Ze Sceny PracOFFnia skorzystał Teatr Papahema, który pokazał trzy autorskie spektakle.
Startując w konkursie obiecywał Pan poprawę frekwencji. To już się chyba udało?
W pierwszym roku mojego dyrektorowania miało przyjść 38 tysięcy widzów, a tylko od stycznia przyszło 39 tysięcy osób.
Czyli jest Pan na plusie. A jakie nowe spektakle pojawią się po wakacjach?
Zaczynamy od „Mayday” Ray’a Cooney’a w reżyserii Witolda Mazurkiewicza, 4 listopada odbędzie się premiera „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” Petra Zelenki w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza, a na sam koniec roku pokażemy „Autostradą donikąd” na podstawie tekstu Michaela McKeevera. Przedstawienie wyreżyseruje Andrzej Mastalerz. Od stycznia rozpoczną się próby do „Dybuka” w reżyserii Pawła Passiniego oraz „Obławy augustowskiej” w reżyserii Piotra Tomaszuka.
Piotr Tomaszuk ma już na koncie teatralną opowieść o cudzie zabłudowskim. Obława augustowska to również mało znana historia z dziejów powojennej Polski.
Wydaje mi się, że jest trochę źródłowych dokumentów na ten temat. Nawiązaliśmy już współpracę z Instytutem Pamięci Narodowej, który je przechowuje. Są też publikacje i albumy dotyczące obławy. Wiadomo, że ponad 600 osób zostało wywiezionych z rodzinnych stron, natomiast nie wiadomo, co się z nimi stało. To wydarzenie często nazywa się „małym Katyniem”. Te osoby na pewno zostały zamordowane, nie zostało tylko ustalone, gdzie. Ta sztuka na pewno będzie wizją teatralną, raczej nie będziemy robić rekonstrukcji historycznej, bo to nie jest rolą teatru.
Jednego „rekonstruktora” macie wspaniałego - lejtnanta Zubowa.
To prawda (śmiech). Tylko to też jest spektakl teatralny, a nie rekonstrukcja.
Piotr Tomaszuk znany jest z posługiwania się specyficznym językiem, także w kwestii scenografii. Myśli Pan, że coś z ducha Teatru Wierszalin trafi na scenę Teatru Dramatycznego?
Po to zaprosiłem Piotra Tomaszuka, żeby to był jego spektakl i na tym mi zależy. Mam nadzieję, że będzie tworzył spektakl w tak zwanym „swoim nurcie”, zatem pewnie będzie i specyficzna scenografia.
Docierają do nas sygnały, że w 2017 roku jeszcze nie wszyscy chętni zdążyli obejrzeć „Białą siłę, czarną pamięć”. Jest szansa, że będzie można jeszcze zobaczyć spektakl w Białymstoku?
Ostatnie spektakle nie cieszyły się dużą frekwencją. Nie wiem skąd te sygnały, ale Białystok to duże miasto, więc to możliwe. Na pewno będziemy ze spektaklem jeździć na festiwale. Teraz zespół wyjechał na festiwal muzyczny Opener do Gdyni, gdzie grali go wczoraj, zagrają dziś, w piątek i w sobotę.
Czy w repertuarze pojawią się następne takie spektakle, które postawią aktualne pytania, o to co dzieje się teraz?
Zobaczymy. Nie ukrywam, że i „Balladyna” i „Królewna Śnieżka” - spektakl dla dzieci i młodzieży - w pewien sposób stawiają aktualne pytania. Cała koncepcja „Balladyny” została stworzona, by pokazać co się dzieje, kiedy ogląda się telewizję. Co robi telewizja z człowieka - tak było postawione główne pytanie. W „Królewnie Śnieżce” pokazany jest silny związek z naturą, a mamy teraz sytuację choćby związaną z Puszczą Białowieską. Każdy może sobie interpretować to jak chce, ale temat natury poruszony był w tym spektaklu bardzo mocno.
„Balladyna” to sukces frekwencyjny, „Królewnę Śnieżkę” zaczęliście pokazywać przed Dniem Dziecka - to pewnie podreperowało budżet. A farsa „Mayday” - myśli Pan, że się sprzeda w Białymstoku?
Jestem o tym przekonany. Bilety na wrzesień i październik już zaczęły się sprzedawać. Nie ukrywam, że ostatnie tego typu przedstawienie powstało za czasów dyrektora Piotra Dąbrowskiego. A nie - później było „Czego nie widać”.
Raczej nieudane.
Nie cieszyło się wielką popularnością. Wydaje mi się, że reżyser i nasz zespół podołają „Mayday” i to będzie sukces.