42-letni Piotr Malewicz płynie dla Kuby Jankowskiego z Łodzi. Nie zna chłopca, ale gdy dowiedział się o jego chorobie, odnalazł motywację. Bo o prze-płynięciu Brdy marzył. Płynie do Bydgoszczy. Rozmawiamy wieczorami. Ostatni raz w środę.
Kierowca karetki pogotowia z Tucholi mieszka w Główce, gm. Śliwice, a latem w Rytlu. Przyznaje - lubi adrenalinę i wyzwania.
Niektórzy pytają: po co to robi, dla dziecka, którego nie zna i nie stąd? Siedmioletni Kuba Jankowski, który ma nieoperacyjnego guza pnia mózgu (glejak), jest z Łodzi. Syn przyjaciół, ale nie Piotra Malewicza - tylko znajomych jego znajomych. - Robię to, by pomóc temu dziecku - opowiada 42-latek. - Nieważne, gdzie mieszka, ale to jest dziecko, które potrzebuje ogromnego wsparcia, pomocy. Ja też mam syna 10-letniego i może mnie to samo spotkać za chwilę. To nie jest istotne, czy on jest stąd, czy nie stąd. Nawet mógłby być z zagranicy, też bym popłynął. Czasami nawet niektórzy mówią: „O tyle kasy, jedno dziecko?” Ja, pomagając jemu, nagłaśniając to, wierzę, że wygra swoją walkę. Że znajdzie się jakiś darczyńca. Coraz więcej osób się dołącza do akcji. Damy tym samym nadzieję innym dzieciom, bo są setki i tysiące potrzebujących. Damy uśmiech innym dzieciom. Nie mam zamiaru na tym poprzestać. Jeżeli znajdę kogoś, kto mnie wesprze, będę prowadził takie akcje. Nie stać mnie na otworzenie fundacji, ale jeżeli otrzymam jakąś propozycję, to ją bardzo chętnie bez wahania przyjmę. Chcę pomagać!
Kuba jest podopiecznym Fundacji Siepomaga. Do końca zbiórki na leczenie w San Francisco pozostały trzy dni. W czwartek zebrano 739 000 zł, a brakowało jeszcze 1 308 000 złotych.
Czytaj więcej w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień