Piotr Tymochowicz: Uciekam od tej paranoi [ROZMOWA]

Czytaj dalej
Fot. Bartek Syta
Ryszarda Wojciechowska

Piotr Tymochowicz: Uciekam od tej paranoi [ROZMOWA]

Ryszarda Wojciechowska

Polityka to teatr. Najważniejszy jest reżyser. Obawiam się, że w przypadku Polski jest on po stronie wschodniej - mówi specjalista od wizerunku Piotr Tymochowicz, były doradca Leppera, Millera i Palikota.

W czasach wszechobecnego marketingu można odnieść wrażenie, że są politycy, którzy nie potrzebują fachowców od PR. Sami wiedzą, jak się kreować, na przykład Robert Biedroń.
Jedna z taktyk PR-owych zakłada takie kreowanie wizerunku, żeby PR-owców nie było widać. Ale oni są. Tyle że w ukryciu. I wtedy ma się wrażenie, że to sam polityk jest autorem tych wszystkich pomysłów. Moim zdaniem, za politykiem zawsze stoją jacyś fachowcy od wizerunku. Głównie po to, żeby podpowiedzieć, jak klęskę przekuć w sukces. Że wystarczy po powrocie pani premier z Brukseli witać ją na lotnisku kwiatami, a część wyborców zobaczy w niej zwycięzcę.

A może Robert Biedroń to samorodny talent w dziedzinie kreacji?
Nie ma samorodnych talentów. Współczesny świat wymaga specjalizacji. Poczynania Biedronia są tak trafne, że za nimi musi stać profesjonalny PR. Nie wierzę, żeby prezydent Słupska miał czas na codzienne, wielogodzinne PR-owe analizy. To nie jest tak, że te socjotechniki wypadają jak z rękawa. Trzeba na bieżąco badać potrzeby ludzi, przygotowywać różne profile. A to ciężka praca. Oczywiście prezydent Słupska jest pracowity, robi bardzo dużo dla miasta i jest przez ludzi doceniany. Ale żeby jeszcze miał zajmować się PR-em? Nie, jego doba musiałaby wtedy trwać cztery razy dłużej.

Nie ma samorodnych talentów. Współczesny świat wymaga specjalizacji. Poczynania Biedronia są tak trafne, że za nimi musi stać profesjonalny PR. Nie wierzę, żeby prezydent Słupska miał czas na codzienne, wielogodzinne PR-owe analizy.

Może wystarczy, że wie, co powiedzieć, jak ostatnio: „Jeśli Kaczyński mnie wkurzy już tak, że nie będę mógł wytrzymać, to stworzę własny komitet i ruszę w Polskę. Wystartuję w wyborach i zostanę tym prezydentem”. Media zaczęły więc spekulować - wystartuje, nie wystartuje?
I to jest świetna taktyka. Robienie sobie publicyty. Jeżeli on poważnie myśli o kandydowaniu na prezydenta Polski, a nie tylko Słupska, to ta zagrywka ma jeden cel - odpowiednio wcześniej oswoić z tym pomysłem przyszłych wyborców. Bo żeby wyborcy chcieli na kogoś odpowiedzialnie zagłosować, to muszą być z tym kimś oswojeni. Natomiast jeśli Biedroń o kandydowaniu nie myśli, to takimi wypowiedziami podtrzymuje zainteresowanie sobą. I to też jest strategia, bo nie pozwala o sobie zapomnieć.

Mam wrażenie, że prezydent Biedroń nie musi o sobie przypominać. Wszędzie go pełno, w mediach poważnych i na niepoważnych portalach. Na czym ten jego fenomen polega?
Na tym, że w katolickim społeczeństwie prezydentem miasta została osoba homoseksualna. To cała filozofia przyciągania uwagi. Tak jak ten cały mój skandal obyczajowy, który wywołałem w tym tygodniu. Polegał na tym, że powiedziałem o związaniu się z 20-latką z Kambodży, która na zdjęciach wygląda znacznie młodziej. I od razu niektórzy nazwali ten związek pedofilskim. Chociaż ona ma 20 lat. To zakrawa na paranoję. Ale ludzie chętnie popadają w zbiorowe paranoje i psychozy. Łatwo im ulegają.

Powiedziałem o związaniu się z 20-latką z Kambodży, która na zdjęciach wygląda znacznie młodziej. I od razu niektórzy nazwali ten związek pedofilskim. Chociaż ona ma 20 lat. To zakrawa na paranoję.

Czy u nas, zdaniem Pana, byłby czas na prezydenta geja i w dodatku ateistę?
Oczywiście, że nie. Tak jak to nie jest jeszcze czas na prezydenta kobietę. W Polsce nastąpił bowiem regres. PiS wywlokło na powierzchnię ziemi średniowieczne demony i cofnęliśmy się cywilizacyjnie. Ale ten regres pokazał też prawdę o tych, którzy do tej pory byli w cieniu. Pokazał analfabetyzm mentalny, moralny i obyczajowy, wstecznictwo i zacofanie, które nagle urosło do rangi narodowej wartości.

PiS wywlokło na powierzchnię ziemi średniowieczne demony i cofnęliśmy się cywilizacyjnie.

Myślę, że Pan, podobnie jak PiS, stygmatyzuje trochę pewne środowiska.
Ja mówię o faktach. A pani chciałaby się posprzeczać ze mną w czym? W tym, że mamy psychozę teorii spiskowych? Czy w tym, że PiS nie jest partią, tylko sektą quasi-polityczno-religijną? Dla mnie to są fakty.

Obecna władza nadal sobie dobrze radzi PR-owo?
Oni są w tym doskonali. Tylko że PR prowadzi im profesjonalna firma. Dlatego te marketingowe zagrania są świetne, bo przygotowane pod ich elektorat.

Za co by ich Pan pochwalił?
Za umiejętność scalenia partii w sektę i za zamianę elektoratu w wyznawców, za gloryfikację prymitywizmu i podnoszenia go do rangi hołubionej wartości. To po prostu majstersztyk.

A jednak zdarza im się ponosić klęski, jak podczas wspomnianej już awantury wokół Donalda Tuska. I nawet te bukiety róż nie przekonały, że... czarne jest czarne.

To są tylko krótkotrwałe wahania, moim zdaniem. A to, co działa na wyobraźnię, czyli 500 plus albo promowanie „wyklętych” jest trwałe. To elementy działania, które nie uszczuplą tak szybko grona ich zwolenników.

Ogląda Pan może „Ucho Prezesa”?
Oglądam. Mariusz Błaszczak jest moim dalekim kuzynem. Mieliśmy wspólnego pradziadka. Chociaż on się do mnie nie przyznaje. Ale ja znam te historie dotyczące jego osoby z drugiej strony. I dla mnie „Ucho Prezesa” to absolutnie fantastyczna ilustracja pewnej, ukrywanej prawdy, pokazanej w zabawny sposób. Nie mówiąc o osobie pana Mariusza, który jest wierną kopią samego Mariusza.

Publicysta Jan Wróbel postawił ciekawą tezę. Jest przekonany, że to nie awantura wokół kandydatury Tuska osłabiła ostatnio poparcie dla PiS. Jak mówił w TOK FM, po latach okaże się, że jedyną przyczyną było... „Ucho Prezesa”.
Mógłbym się zgodzić z tą opinią. Kabaret jest wrogiem każdej dyktatury. Ośmieszanie to potężna broń. Putin czy Łukaszenka nienawidzą żartów na swój temat. Oni nawet nie mają poczucia humoru. A przywódcy Korei Północnej? Czy można coś powiedzieć o ich sposobie żartowania? Nam „Ucho Prezesa” daje możliwość zajrzenia za kurtynę tego spektaklu, jakim jest polityka.

Robert Górski, twórca "Ucha prezesa" o genezie serialu:

Czy któryś z ministrów tego rządu wyróżnia się PR-owo? Na przykład minister Antoni Macierewicz?
W jego przypadku mamy raczej do czynienia z zagrywkami personalnymi niż PR-owymi. Znam Antoniego Macierewicza od ponad 20 lat i mogę powiedzieć, że to błyskotliwy i niezwykle inteligentny człowiek. Ale to także cyniczny gracz. I to, co robi z wojskiem czy z Misiewiczem, to są zagrania człowieka, który czuje się tak pewny siebie, że nie musi się podpierać PR-em. Te zachowania są jednak rysami na tym nieskazitelnym wizerunku Prawa i Sprawiedliwości.

Znam Antoniego Macierewicza od ponad 20 lat i mogę powiedzieć, że to błyskotliwy i niezwykle inteligentny człowiek. Ale to także cyniczny gracz.

Chciałby Pan może teraz komuś w polityce doradzać?
Nie. Dlatego że definitywnie skończyłem z doradzaniem polskim politykom, i to wszystkim, z każdej strony, z każdej opcji politycznej. Politycy mnie już kompletnie nie interesują, i to za żadne pieniądze. Wolę mieć do czynienia z inteligentnymi ludźmi sukcesu. A w Polsce kto może zostać politykiem? Nawet kompletny wyrzutek społeczny, któremu nic w życiu nie wyszło, nic się nie udało, który nie zrobił wcześniej żadnej kariery. I dla którego jedyną drogą do zaspokojenia ambicji jest wejście do polityki.

Ale przez lata bez wstydu i skrupułów kształtował Pan polityków w naszym kraju. I to z sukcesami.
Dlatego że byłem zafascynowany tym, że człowieka można sprzedać inaczej, niż on sam by to sobie wymyślił. Zmienianie ludzi, kreowanie ich pociągało mnie przez wiele lat. To było cenne doświadczenie. Ale już nie chcę tego robić.

Dlaczego?
Bo w Polsce ludzie nie oddzielają pracy od preferencji politycznych. Ja już nie mam siły tłumaczyć, że dla Palikota pracowałem nie dlatego, że się utożsamiałem z jego światopoglądem. Że jeśli pracowałem dla Leppera, to nie dlatego że byłem członkiem Samoobrony, czy dla Millera, bo byłem wyznawcą lewicy. Ludzie w Polsce nadal nie pojmują, że można traktować z pasją swoją pracę i nie być zaangażowanym politycznie. W Polsce wszystko jest upolitycznione i zbrukane polityką. Więc już mi się nie chce do tego wracać. Skupiam się teraz na biznesie, na rozsądnych ludziach. Na tych, którzy mają konta w banku i coś już w życiu osiągnęli.

Nie wiem, czy biznesmeni tak bardzo się różnią od polityków? Czy to jest szlachetniejsza stal?

Różnią się. Dlatego że jeśli ktoś w biznesie przeżyje, to znaczy, że jest coś wart. Natomiast polityka to tylko teatr, w którym kiepscy aktorzy nadymają się i grają wyznaczone role. Grają zupełnie inne postaci, niż są w rzeczywistości. I jeszcze udają, że w to wierzą.

Polityka to tylko teatr, w którym kiepscy aktorzy nadymają się i grają wyznaczone role. Grają zupełnie inne postaci, niż są w rzeczywistości. I jeszcze udają, że w to wierzą.

Jeśli polityka jest teatrem, to kto jest tym najlepszym aktorem na polskiej scenie?
Ważniejsze jest to, kto jest reżyserem, a nie kto jest aktorem. Aktorów można wymienić. Natomiast kreatorem widowiska jest reżyser. I jeżeli się czegoś obawiam w polskiej polityce, to tego, że reżyserami mogą być ludzie po wschodniej stronie.

Dlatego wyjeżdża Pan w świat, jak przeczytałam?

Wyjechałem już siedem lat temu. Tylko że wtedy to była Floryda. W Polsce bywam od czasu do czasu. Nie tracę z krajem kontaktu. A teraz wyruszam do południowo-wschodniej Azji i jestem szczęśliwy, bo to jest świat, który mi odpowiada. Jest daleki od nienawiści, która nas tutaj spala. Azja mnie zresztą bardzo zmieniła. Jak pani widzi, nabrałem dystansu do życia i do polityki.

ryszarda.wojciechowska@polskapress.pl

Ryszarda Wojciechowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.