Pirat pojechał do domu
Bestialsko oślepiony piesek zamieszkał w Katowicach.
Pamiętacie Pirata? To mała, słodka, ruda kuleczka - piesek, którego znaleziono w marcu w lesie w Smolinach koło Lubiszyna. Pisaliśmy o nim w „Głosie”. Był przywiązany do drzewa, ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że ktoś mu wyłupił oczy. - Niemożliwe, żeby to była zwierzyna. Obrażenia byłyby zupełnie inne! - złościła się z bezradności Renata Skrzypniak - Młynarczyk, szefowa fundacji i schroniska Altamira w Młodolinie pod Dobiegniewem, gdzie rudzielec przebywał odkąd go znaleziono. Tego samego zdania był weterynarz Marcin Węgrzyn, który operował Pirata.
Czas uleczył rany
Dzisiaj psiak najgorsze ma już za sobą. Gdy przyjechaliśmy do Młodolina w miniony poniedziałek, od razu zauważyliśmy, że rany Pirata już się zabliźniły. Zwierzakowi dopisywał też... humor. No i kolejna dobra wiadomość: Pirat znalazł dom! Okaleczonym psem postanowiło zaopiekować się małżeństwo aż z Katowic. Tego samego dnia, kiedy byliśmy u Pirata, piesek szykował się do dalekiej podróży. Z nowymi właścicielami miał do pokonania ponad 560 km.
Jedi ma kolegę
- Zawsze się śmialiśmy, że gdybyśmy np. wygrali milion, to otworzylibyśmy schronisko - mówiła Krystyna Polańska, nowa pani Pirata (o dramacie pieska małżeństwo dowiedziało się z internetu). Państwo Polańscy schroniska na razie nie mają, ale jednemu psu już dali dom. Wabi się Jedi. - Miał być Yoda, ale na Yodę to trzeba sobie zasłużyć! - żartuje pani Krystyna i nie ukrywa, że Jedi jest o Pirata troszeczkę zazdrosny. - Ale powoli przyzwyczaja - mówi właścicielka. Jej mąż Piotr Polański podkreśla, że Pirata wzięli m.in. dlatego, że nie jest szczeniakiem (może mieć 5-7 lat). - Szczeniaki szybko znajdą dom - argumentują Polańscy. Piratowi nie każdy dałby szansę...