PiS boi się mobilizacji opozycji
Grzegorz Napieralski: Jesteśmy w stanie wygrać wybory pod warunkiem, że się dogadamy
Rok temu nie wykluczał pan startu w wyborach na prezydenta Szczecina. To jeszcze aktualne?
To projekt cały czas aktualny. Kiedy rok temu rozmawialiśmy, mówiłem skąd pojawił się pomysł i dlaczego zacząłem o tym myśleć. Po pierwsze: Szczecin to moje rodzinne miasto, tu się wychowałem i patrzę, jak się rozwija. Jako parlamentarzysta porównuję go do innych miast i widzę, jak powiększa się dystans do innych dużych ośrodków. Po drugie, wiele osób namawia mnie na start i zmianę kursu, który dzisiaj obowiązuje, na odświeżenie stylu rządów. Wydaje mi się jednak, by realnie walczyć o fotel prezydenta, różne środowiska powinny się porozumieć i wystawić jednego wspólnego kandydata.
Platforma i Nowoczesna zgodnie twierdzą, że tylko zjednoczona opozycja ma szanse w wyborach. Był pan świadkiem tworzenia zjednoczonej lewicy. Jak pan ocenia szanse takiej inicjatywy?
Zawsze jednoczenie jest trudne, a rozmowy ciężkie. Szczególnie na tym najniższym poziomie. Jeszcze wybory do parlamentu europejskiego, prezydenckie czy parlamentarne, to dla wielu osób wysoka liga. Daleka, mało osiągalna przyszłość. Co innego wybory na prezydenta, burmistrza, wójta czy na radnego, to sprawa bliska sercu każdego z nas. Tu wygrać będzie ciężko, jednak widzę pozytywne przesłanki. Dlaczego? Po pierwsze w regionie nastąpiła zmiana lidera w Nowoczesnej. Wiąże z nim duże nadzieje, jest bardziej otwarty. Poprzedni przewodniczący był skupiony na sobie, własnej partii, a nie na rozmowie z innymi ugrupowaniami. Dwa lata rządów Jarosława Kaczyńskiego sporo nas nauczyły. Pokazał, że jest konsekwentny, ma twardą rękę, zdobywa cały czas popularność. Dlatego, jeżeli chcemy wygrać, musimy pochować swoje ambicje, wtedy będziemy mieli szansę porozumienia się i zbudowania dużego bloku samorządowego.
Mówiliśmy o Platformie i Nowoczesnej. Czy jest jeszcze lewica w Szczecinie?
Ta spod znaku SLD jest niewidoczna. To była partia, która odgrywała w regionie dużą rolę. Bez poparcia SLD nie powstawałyby zarządy w sejmiku, nie powoływano prezydenta. Czasami jednak partie schodzą ze sceny politycznej. Tak było z Unią Wolności, którą zastąpiła Platforma Obywatelska. Lewica jest potrzebna. Jest wiele obszarów, które są omijane przez polityków, i które powinna zagospodarować.
Prezydent Szczecina zaskoczył mieszkańców twierdząc, że nie będzie wielu inwestycji, bo urzędnicy za mało zarabiają. Trudno przyciągnąć fachowców do urzędu. Czy powinniśmy znowelizować ustawę kominową, która ogranicza zarobki w urzędzie?
To prezydent ustala pułap zarobków. Często jest tak, że dyrektor wydziału - jak na warunki szczecińskie - ma naprawdę dobre zarobki. Nie wierzę, że urzędnicy nie są w stanie poradzić sobie z remontem chodników. Bardziej chodzi o kalendarz remontów, no, a ostatnia kumulacja robót była strzałem w prezydenckie kolano.
Rezydenci zakończyli protest głodowy nie wycofując się ze swoich żądań. To koniec kłopotów ministra zdrowia?
PiS obiecywał, że do takich sporów będzie podchodził z szacunkiem. To Platforma była butna, a PiS miał rozmawiać. Tymczasem mieliśmy mocne zderzenie protestujących z rządem. Dobrym posunięciem rezydentów było trzymanie się z daleka od wszystkich polityków. Teraz ruch jest po stronie ministerstwa zdrowia. Wszyscy dowiedzieliśmy się, jak wygląda dzień pracy młodych lekarzy. Nawet ja nie miałem świadomości, że rezydent musi odbyć tak dużo dyżurów, by godnie żyć. Pojawiły się zarzuty, że chcą opuścić nasz kraj. W Singapurze rozwiązano to w prosty sposób. Funduje się młodym ludziom studia, ale w zamian oni podpisują zobowiązanie, że 6 lat pracują dla administracji państwowej. Może to jest odpowiedni kierunek.
Premier potraktowała bardzo ostro rezydentów, rządowi raz po raz zdarzają się wpadki, ale nic nie jest w stanie zagrozić sondażom. PiS cieszy się ponad 40 procentowym poparciem. Skąd taki wynik?
Każdy rząd na początku cieszy się ogromnym zaufaniem. Mówi się, że rząd jest „teflonowy”. Nie jest mu w stanie zaszkodzić. Miał to i Leszek Miller, i Donald Tusk. Słowa Tuska sprzed lat, że „nie ma z kim przegrać”, dzisiaj może powiedzieć Jarosław Kaczyński. Ludzie nie mają alternatywy. Ryszard Petru popełnił wiele kardynalnych błędów. I nie mam tu na myśli wyjazd na Maderę. Problemem było to, jak on się potem zachowywał. Ludzie nie lubią jak ktoś kłamie i gra nieczysto. Skoro się jest w opozycji i się protestuje przeciw rządowi, to nie chodzi się na rozmowy do Kaczyńskiego. Kolejną przyczyną wysokich notowań PiS jest skłócenie opozycji. Nie chodzi tylko o problem dogadania się Nowoczesnej z Platformą. W środku PO tli się cały czas konflikt. Choć ostatnia konwencja Platformy dała opozycji wiatr w żagle. Pokazali, że mają program i wolę walki. Kaczyński boi się mobilizacji PO, dlatego dwa dni później Szydło nieoczekiwanie zapowiedziała rekonstrukcję rządu, czym zupełnie „przykryła” konwencję Platformy.
Mamy zapowiedzianą rekonstrukcję rządu. Kto będzie premierem pod koniec listopada?
To dobre pytanie. Chyba dzisiaj poza Jarosławem Kaczyńskim nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie.
Nawet premier Beata Szydło?
Moim zdaniem - nie. Tak jest skonstruowany PiS i nasza polityka. Pojawiły się pogłoski, że to może Jarosław Kaczyński zostanie premierem. Słyszałem ciekawą opinię, że Kaczyński jeszcze nie w tym roku przejmie stery. Ma to zrobić za rok, tuż przed 100. rocznicą odzyskania niepodległości. Spełni się wówczas jego marzenie zostania naczelnikiem państwa. Stanie się to w bardzo uroczystym momencie. Czy tak będzie? Nie wiem. Ale ta „teoria” jest ciekawa.
PiS przygotowuje zmiany w ordynacji wyborczej. Już mówi się o likwidacji jednomandatowych okręgów wyborczych w niektórych gminach. Czego możemy się spodziewać?
Wszystkiego, co pozwoli im uzyskać władzę. Z przecieków słychać, że wyciągnęli wnioski z poprzednich kampanii wyborczych. Dla PiS nie jest istotne, kiedy wprowadzą zmiany w ordynacji. Oni nie będą nimi zaskoczeni. Mogą to zrobić w ostatnim momencie, tak by opozycja nie była w stanie się do nich dostosować. Dzisiaj mamy skłóconą opozycję i lewicę w stanie rozsypki. Teraz wszystko zależy od naszej mądrości. Na ile będziemy umieli siąść przy jednym stole i się dogadać. Już mówią o likwidacji drugiej tury głosowania na prezydentów, burmistrzów i wójtów. Warto omówić to na przykładzie Szczecina.
Przy jednej turze głosowania wygrywa Piotr Krzystek.
Otóż nie. Wyobraźmy sobie jedną turę głosowania: startuje Piotr Krzystek, minister gospodarki morskiej - Marek Gróbarczyk, przedstawiciel Platformy, kandydat Nowoczesnej, kolejny kandydat lewicy i Jacyna-Witt. Zmobilizowane 22 procent PiS powoduje, że reprezentant PiS zostaje prezydentem. Nie ma drugiej tury i zjednoczenia opozycji. Trzy lata temu Piotr Krzystek w I turze nie osiągnął oszałamiającego wyniku. Dopiero w drugiej turze miał dużą przewagę. Edmund Runowicz pierwszą turę wygrał. Dopiero w drugiej turze pokonał go Marian Jurczyk. To samo stało się w Stargardzie. Kazimierz Nowicki w 2002 roku był pewniakiem, zwycięzcą I tury, a w II turze poległ.
Do tej pory Piotr Krzystek nie miał z kim przegrać. Teraz może być inaczej?
Jeżeli opozycja się zjednoczy i naprzeciw Piotra Krzystka stanie Bartosz Arłukowicz lub Sławomir Nitras albo Grzegorz Napieralski, politycy, którzy do tej pory walczyli w Warszawie, to sytuacja może być zupełnie inna. Te wybory mogą się jeszcze różnie zakończyć. To może być bardzo bolesna lekcja dla Krzystka. Zaproponowałem Olgierdowi Geblewiczowi, marszałkowi województwa, by zorganizował spotkanie całej opozycji, byśmy mogli dobrze się do tej walki przygotować. Jesteśmy w stanie wygrać pod warunkiem, że się dogadamy.