Czy Polska wyjdzie z koronakryzysu szybciej niż inne kraje? Ekonomiści wskazują, że skarb naszego państwa jest pusty, więc o przyszłości Polek i Polaków zdecyduje w znacznej mierze to, jak dużego wsparcia udzieli nam Unia.
Ale oglądając programy dyfamacyjne TVP oraz słuchając występujących w nich polityków władzy można dojść do wniosku, że Polska żadnych unijnych pieniędzy nie potrzebuje.
Jeden z mych znajomych krakowskich przedsiębiorców na początku maja skorzystał z publicznej pomocy, w wersji małopolskiej. Od marca śledził oficjalne komunikaty na ten temat. Co go uderzyło? „To, że władza stara się ukryć fakt, iż ogromna część przekazywanej pomocy pochodzi z Unii” - mówi. Małopolska tarcza dla przedsiębiorców to tak naprawdę środki unijne – przesunięte za zgodą Komisji Europejskiej z innych zadań. W oficjalnych komunikatach adnotacje o tym są jednak na samym końcu – maczkiem.
„Wszystko to ma na celu stworzenie wrażenia, że pieniądze daje potrzebującym dobry PiS” – kwituje przedsiębiorca. I zwraca uwagę, że dzieje się to w momencie, gdy przywódcy Unii zamierzają udzielić niespotykanego w dziejach wsparcia Włochom, Hiszpanii, Francji i Polsce.
To ze strony obcych polityków wyjątkowa bezczelność. Oglądając programy dyfamacyjne TVP oraz słuchając występujących w nich polityków władzy utwierdzam się w przekonaniu, że Polska żadnych unijnych pieniędzy nie potrzebuje. Ba, nigdy nie potrzebowała! Te wszystkie opowieści samorządowców, od Bałtyku do samiuśkich Tater, jak to unijne fundusze pozwoliły im przeskoczyć z XIX w XXI wiek, ile to dróg, ośrodków zdrowia, szpitali, bibliotek, domów kultury itp. pobudowali - to są wierutne kłamstwa targowiczan. Tysiące kilometrów autostrad sfinansowały żony panów Morawieckiego i Szumowskiego.
Wszystko to byłoby śmieszne i żałosne, gdyby los Polski – czyli nas wszystkich (może z wyjątkiem owych żon) - w tak wielkim stopniu nie zależał od tego, czy dostaniemy kolejną transzę środków z Unii – i ile ich będzie. Pandemia nie chce minąć, a skarb państwa polskiego jest pusty jak mózgi i serca tfurców wiadomych pasków. A najgorsze przed nami.
Prof. Witold Orłowski pisze tak: „Powolne odmrażanie gospodarki nie spowoduje wcale powrotu do sytuacji przedkryzysowej, ale do stanu potężnej, długotrwałej recesji. (…) Pomoc państwa, nawet najhojniejsza, nie jest w stanie zastąpić potężnego ubytku popytu ze strony klientów, z którym trzeba się będzie przez wiele miesięcy zmagać. Duże firmy, które w czasie lockdownu gotowe były utrzymać zatrudnionych (…) teraz zaczną zwalniać. Małe będą zamykać działalność z braku perspektyw”.
Wiedzą to doskonale np. wszyscy przedsiębiorcy w Krakowie, obserwujący z przerażeniem katastrofalny ubytek zagranicznych turystów, którzy napędzali wcześniej właściwie wszystkie działy gospodarki, od turystyki i gastronomii po handel, usługi, rzemiosło i przemysł.
Premier Morawiecki też to wie, więc – choć jeszcze wczoraj chował do szafy unijne flagi, „zapominając” informować, skąd ma pieniądze na tarcze i umniejszając, jak się da, znaczenie wspólnotowej solidarności - dzisiaj te flagi wyciąga. Ba, potrafi mówić o Unii z autentycznym entuzjazmem. W Brukseli.
Bo w Warszawie, Krakowie, a zwłaszcza na Podkarpaciu, Podhalu, Lubelszczyźnie czy w Nowosądeckiem i innych partyjnych matecznikach – cicho sza. Nawet jeśli prawie wszystko dookoła zostało podźwignięte z autentycznej ruiny i kolan - za unijną kasę i na unijnych zasadach.