PiS jeszcze nie ogłosił nowej ordynacji, ale gra o nominacje prezydenckie już trwa
W Łodzi najdłuższa ławkę kandydatów na prezydent miasta ma Platforma. W PiS jest dwóch potencjalnych kandydatów, ale niewykluczone, że prezes Kaczyński wybierze jeszcze kogoś innego. Swoich kandydatów wystawią też zapewne Nowoczesna i SLD
Prawo i Sprawiedliwość coraz częściej straszy zmianą ordynacji w wyborach samorządowych. Straszy głównie wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, ale głównie tych, którzy rządzą drugą kadencję i dłużej, bo to oni mogą spodziewać się szlabanu w nadchodzącej elekcji. Biorąc pod uwagę tylko aglomerację łódzką, niemożliwy będzie start burmistrza Aleksandrowa Łódzkiego Jacka Lipińskiego, burmistrza Konstantynowa Łódzkiego Henryka Brzyszcza, burmistrza Strykowa Andrzeja Jankowskiego, burmistrza Głowna Grzegorza Janeczka, czy nawet burmistrzów związanych z PiS: Jacka Sochy w Ozorkowie i Marcina Pluty w Brzezinach. No i oczywiście Hanny Zdanowskiej w Łodzi...
Oczywiście formalnie w zmianie ordynacji nic się jeszcze nie zadziało, są tylko bardziej konkretne zapowiedzi i terminy. Tylko to obecnie rządzącym prezydentom, burmistrzom i wójtom, którzy bardzo szybko mogą przestać nimi być, daje alibi do niekomentowania w mediach zmian, które są coraz bardziej realne. Jeśli już komentują, to zazwyczaj w stylu, że to „niekonstytytucyjne”, że „niesprawiedliwe wobec wyborców”, że „to eliminacja popularnych włodarzy zwiększająca szansę PiS na włożenie do samorządów swoich”, rzadziej, że „bolszewickie”. To jednak tylko pozory, bo za kulisami łódzkiej polityki dzieje się naprawdę sporo, tak jakby zmiany stały się już faktem.
Oficjalnie pełnomocnik PO ds. wyborów samorządowych Tomasz Siemoniak zapowiedział już, że PO wskaże swych kandydatów na prezydentów 55 miast do końca lipca. To akurat zbiega się z terminem, który ogłoszono w PiS: projekt nowelizacji ordynacji ma być przedstawiony do wakacji. Dlatego najwięcej w Łodzi na tym froncie dzieje się w PO, która do stracenia ma najwięcej. Prezydent Zdanowska już w lutym na spotkaniu z samorządowcami z całego województwa zapowiedziała, że samorządowcy, którym PiS zablokuje start, powinni mieć plan B, wedle którego wypromują swoich kandydatów, by zapewnić „kontynuację” rządów. Zastrzegła, by nie pogrążać się w sporach, by opozycja względem PiS poparła jednego kandydata, bo w przeciwnym wypadku może wygrać „ten trzeci”.
Podskórne wojenki w PO
Sformułowanie „zachować kontynuację” jest bardzo pojemne. Może oznaczać np. zachowanie kierunku rozwoju miasta, ale nie wyklucza innej, kluczowej z punktu widzenia technologii sprawowania władzy kwestii: zatrzymania w urzędzie tego samego aparatu urzędniczego, który funkcjonuje w nim dziś. To potrafi zagwarantować tylko potencjalny następca wskazany i wypromowany przez nią, jako kontynuator. To także dlatego dziś w PO i wokół niej trwają podskórne wojenki. Powstała krótka lista kandydatów, spośród których w grze zostanie tylko jeden. To Paweł Bliźniuk, wiceprzewodniczący łódzkiej Rady Miejskiej i przewodniczący łódzkiego regionu PO, Tomasz Piotrowski, dyrektor departamentu prezydenta w Urzędzie Miasta Łodzi i szef klubu PO w sejmiku, Błażej Moder, dyrektor EC1 Miasto Kultury oraz Wojciech Rosicki, wiceprezydent Łodzi. Dwóch pierwszych to politycy PO, dwóch ostatnich do niej nie należy. Piotrowski i Rosicki to w tej chwili najbliżsi doradcy prezydent Zdanowskiej, a ona sama, według naszych informacji, najchętniej widziałaby jako swego następcę wiceprezydenta Rosickiego, najstarszego z całej czwórki. Tyle tylko, że sytuacja jest dynamiczna, zatem to co dziś jest pewne, jutro może popaść w niebyt.
Dlaczego wskazano czterech, a nie jednego? By wywołać dyskusję w PO lub stworzyć jej pozory, że oto prezydent Łodzi i szefowa łódzkiej PO nie jest jakimś dyktatorem, tylko chce wybrać „najlepszego kandydata”. Można to porównać z wariantowaniem tras szybkiego ruchu: obok jednego właściwego wariantu przedstawia się kilka innych, choć i tak wiadomo, który zostanie wybrany jako najbardziej optymalny. Po co zatem inne warianty? Bo takie są wymogi. Sprawa tych czterech potencjalnych kandydatów Zdanowskiej ma jeszcze drugie i trzecie dno. Po pierwsze, oficjalnie łódzka PO jeszcze o nich nie wie, bo tak naprawdę ustalono ich na styku PO z magistrackim zapleczem Zdanowskiej. Dziś trójka z nich, bez Modera, ostro udziela się w konferencjach i briefingach organizowanych przez magistrat, co ma ich wylansować w oczach łódzkiej opinii publicznej. Druga sprawa to ubiegnięcie Cezarego Grabarczyka, posła PO, byłego mentora Zdanowskiej, który na długo przed nią był łódzką twarzą PO. Prezydentura Łodzi dla tkwiącego w konflikcie z Grzegorzem Schetyną byłaby szansą na ukoronowanie kariery politycznej. Byłby też kandydatem ze strony PO najbardziej rozpoznawalnym, a także najbardziej zasłużonym, a więc z największymi szansami na wybór. Jest tylko jedno „ale”: Grabarczyk wybitnie nie pasuje Zdanowskiej. Ich legendarna przyjaźń i zaufanie to bajka przeszłości. Po kulisowych zagrywkach przy okazji układania listy wyborczej do Sejmu w przed wyborami 2015 r., Grabarczyk skonfliktował się mocno z otoczeniem Zdanowskiej, głównie z Pawłem Bliźniukiem i Tomaszem Piotrowskim. Potem zaś przyłożył rękę do porażki Zdanowskiej i jej ludzi, ocalając marszałka województwa Witolda Stępnia, gdy prezydent Łodzi walczyła o wycofanie mu rekomendacji i odwołanie z funkcji. W każdym razie kluczowa jest jedna kwestia: Grabarczyk wcale nie gwarantuje utrzymania aparatu urzędniczego, nie jest brany zatem przez nią pod uwagę. Czy miałby szansę decydując się na samodzielny start? Ciężka sprawa: trzeba złożyć własne listy do Rady Miejskiej, mieć pieniądze na kampanię i wystartować przeciw kandydatowi PO. Bo Hanna Zdanowska postara się (albo już to zrobiła), by wskazany przez nią kandydat, był jednocześnie kandydatem PO i nie był Cezarym Grabarczykiem.
Grabarczyk jest w PO najbardziej rozpoznawalny, ale ma jedną wadę: wybitnie nie odpowiada Hannie Zdanowskiej
Kandydaci z drugiej linii
Z drugiej strony w zaciszu gabinetu Zdanowskiej, powstaje kolejna alternatywna lista, tym razem złożona nie z zaufanych, acz mało rozpoznawalnych kandydatów, tylko ze znanych osób, które wypadły z obiegu, a kojarzone są z PO i poza nią. Zaprzykład można podać byłą wojewodę łódzką Jolantę Chełmińską, dziś doradcę marszałka ds. samorządu, osobę o dość wysokiej rozpoznawalności swego czasu. Nazwisko Chełmińskiej też zresztą może być tylko zmyłką obliczoną na wywołanie pozorów dyskusji, bo jednak w PO i na zapleczu Zdanowskiej muszą wiedzieć, że ekswojewoda raczej nie dałaby sobie układać kadr w urzędzie.Inna sprawa, że kwestia wyznaczenia kandydatury przez Zdanowską może mocno przyspieszyć ze względu na dymisję wiceprezydenta Ireneusza Jabłońskiego, który okazał się byłym, etatowym pracownikiem cywilnego wywiadu PRL. To był kompletny szok, tym bardziej, że konserwatywny Jabłoński był łącznikiem prezydent Zdanowskiej w ważnymi warszawskimi urzędnikami związanymi z PiS. Niemniej jednak, spośród wszystkich wiceprezydentów, był mentalnie najdalej od prezydent. Dlatego - o ironio - brano pod uwagę odwołanie Jabłońskiego, po to by w jego miejsce powołać na stanowisko wiceprezydenta przyszłego kandydata Zdanowskiej, by zwiększyć jego oddziaływanie promocyjne. Dziś zatem jest to sprawa wciąż otwarta, aczkolwiek na następcę Jabłońskiego może też zostać powołany „techniczny wiceprezydent”, bez opcji przyszłego kandydowania.
Kolejny aspekt wiąże się z kandydaturą, która będzie poparta przez całą opozycję przeciw kandydatowi PiS. Zdanowska chce, by jej kandydat miał poparcie PO, ale i całej opozycji od lewa do centrum, bo to po prostu zapobiegnie rozdrobieniu elektoratu. Z jednej strony miałoby zapewnić zdecydowane pokonanie kandydata PiS, ale z drugiej jest też dość karkołomną konstrukcja, bo o takim poparciu marzy nie tylko ona. Startu nie wyklucza przecież posłanka Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej, coraz bardziej rozpoznawalna i mająca opinię najbardziej wyrazistej kobiety w Sejmie po stronie opozycji. W Nowoczesnej, której przewodniczący Ryszard Petru zapowiedział już wystawienie kandydata w Łodzi, myślą tak: skoro PO traci Zdanowską, która startować nie może, to i tak traci największy atut. Zatem lepiej, żeby to PO poparła Lubnauer jako kandydatkę całej opozycji, bo można tym manewrem ugrać więcej wyborców, niż byłoby to możliwe z kandydatem PO, ktokolwiek by nim nie był.
A to i tak nie wszystko: jest przecież wiceprezydent i szef SLD w Łodzi Tomasz Trela, który też delikatnie sonduje, czy może liczyć na poparcie PO jako jej miejski koalicjant. Koalicjant, który przez ponad dwa lata wiceprezydentury nieco się w Łodzi podlansował i nie musi aż tak zażarcie walczyć o rozpoznawalność, jak to było podczas ostatniej kampanii samorządowej, gdy był kandydatem SLD. Na start z poparciem PO nie ma jednak co liczyć, dlatego rozważa kandydowanie w oparciu o SLD lub też tylko „rozważaniem” podbija stawkę udziału w ewentualnej koalicji po wyborach samorządowych.
Jest też Dariusz Joński, który mocno chce powrócić do gry, a wybory samorządowe to najbliższa okazja. Co istotne, Joński mówi, że czeka na zmiany ordynacji i nie wyklucza żadnego scenariusza, także tego, że wystartuje na prezydenta. Robi to, co umie najlepiej: zbiera podpisy pod różnymi inicjatywami (zresztą jako współlider Inicjatywy Polskiej) i nie daje o sobie zapomnieć łodzianom. Twierdzi, że wciąż słyszy prośby i namawiania na start. Jeśli dodamy, że wciąż jest również członkiem SLD, to na lewej stronie Łodzi może być arcyciekawie. Tym bardziej, że jest także Partia Razem, w której też się mówi o wystawieniu kandydata na prezydenta Łodzi. Zatem wystawienie jednego kandydata przez ten teoretyczny centrolew jest raczej niemożliwy.
Najwięcej atutów w negocjacjach ma Hanna Zdanowska. Przed wyborami z potencjalnymi koalicjantami w zamian za poparcie można zawczasu dokonać podziału stanowisk wiceprezydentów, można obiecać zmiany w spółkach i podzielić je tak, jak zrobiono to po zawarciu koalicji PO z SLD albo pomnożyć jeszcze miejsca w ich zarządach. Można też sobie wyobrazić wspólnego kandydata PO, Nowoczesnej i SLD, ale to tylko teoria. W praktyce oznaczałoby to bowiem nie tylko wspólnego kandydata, ale i nowy szyld, pod którym ów centrolew wystawia także kandydatów do Rady Miejskiej Łodzi na wspólnych listach. I tu jest kolejny kłopot. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że PO która zdobyła w poprzednich wyborach 20 mandatów radnych, odstąpi nawet kilka czołowych miejsc w ośmiu okręgach kandydatom Nowoczesnej czy SLD. Te partie mają spore aparaty partyjne do wykarmienia i spore ambicje, które zapewne będą podkręcane wynikami zleconych wewnętrznie sondaży. Tymczasem te osiem list to tylko 80 miejsc po 10 kandydatów każda, a mandaty biorą zazwyczaj tylko miejsca 1-3. Oczywiście do wyborów dużo się jeszcze może zmienić, ale na dziś w centrum i na lewicy można się spodziewać nawet pięciorga kandydatów.
Koordynator czy przewodnicząca?
Naprzeciw stanie kandydat PiS. Dziś dwa najczęściej pojawiające się nazwiska to Joanna Kopcińska i Waldemar Buda. Oboje są posłami: Buda niedawno został koordynatorem regionalnym kampanii PiS w województwie łódzkim, a Kopcińska pełnomocnikiem zespołu Budy w okręgu sejmowym łódzkim (Łódź oraz powiaty łódzki wschodni i brzeziński). Poseł Buda mocno się angażuje „u podstaw”, w ciągu miesiąca organizuje po kilka konferencji, na których pozycjonuje się w roli obrońcy uciśnionych, zazwyczaj przez politykę miasta w wykonaniu PO-SLD. Z kolei posłanka Kopcińska więcej obowiązków ma w Warszawie, jest w komisji śledczej, która wyjaśnia aferę Amber Gold. Zrazu powiadano w PiS, że ma to być trampolina wyborcza do wyborów prezydenta Łodzi, jednak akurat ta komisja śledcza nie skupia tak uwagi opinii publicznej, jak choćby komisje śledcze wyjaśniające afery Lwa Rywina czy czy aferę hazardową.
Zresztą w kwestii kandydata PiS trudno coś analizować i przewidywać, ponieważ decyzja o wyznaczeniu kandydata PiS na prezydenta Łodzi spoczywa po prostu w rękach prezesa Jarosława Kaczyńskiego. On wyrazy sympatii dla Kopcińskiej publicznie wyrażał nie raz, po jego rekomendacji została szefową okręgu łódzkiego PiS. Z drugiej jednak strony Buda na szefa zespołu samorządowego PiS w województwie łódzkim też nie został wybrany przypadkowo i bez celu. Tyle tylko, że to jest PiS, a w PiS wszystko jest możliwe. To dlatego jeszcze niedawno w partii mówiło się, że kandydatem PiS na prezydenta Łodzi może być Jacek Saryusz-Wolski, autor najbardziej zaskakującego politycznego zwrotu ostatnich lat. Niedawny członek PO i łódzki eurodeputowany został kandydatem rządu PiS na szefa Rady Europejskiej. Co prawda przegranym kandydatem, ale jednak postawił na szalę całą swoją godność w misji z góry przecież skazanej na porażkę. Jednak z drugiej strony komentowano, że w istocie propozycja startu na prezydenta Łodzi uwłaczałaby Saryuszowi-Wolskiemu, bo ma o wiele większe ambicje.
W PiS ścierają się Waldemar Buda i Joanna Kopcińska. Ale decyzję o kandydacie podejmie i tak prezes
Co ciekawe, w kontekście PiS powraca nazwisko Ireneusza Jabłońskiego. Otóż - wedle naszych źródeł w PiS - gdyby nie zaskakująca , także dla samego PiS, informacja o jego związkach ze specsłużbami PRL, w niedługim czasie miał on ustąpić ze stanowiska wiceprezydenta i politycznie zaatakować Hannę Zdanowską. W politycznym światku Łodzi od czasów postawienia zarzutów prokuratorskich Hannie Zdanowskiej, czyli od końca listopada, krążyła informacja, że w przypadku ewentualnego skazania prezydent Łodzi prawomocnym wyrokiem jeszcze przed wyborami, to właśnie Jabłoński miał największe szanse na otrzymanie posady komisarza wskazanego przez rząd PiS. A potem być może kandydata prezydenta, wskazanego przy pomocy warszawskich kontaktach Jabłońskiego w PiS. Tak już kiedyś było: w 2010 r. łódzkie struktury PiS niemal co tydzień wskazywały kolejnych kandydatów, zlecano sondaże, głosowano, tworzono listy nazwisk, które wysyłano do centrali przy Nowogrodzkiej, zresztą przy wielkim zainteresowaniu mediów. A Jarosław Kaczyński i tak wskazał kandydata spoza tych list, po prostu z własnej teczki: Witolda Waszczykowskiego. To że Waszczykowski przegrał z kretesem jest właściwie bez znaczenia, chodzi o samą metodę wyboru. Dziś jednak wiadomo tyle, że Jabłoński został wyeliminowany przez samego siebie, konkretnie przez swoją przeszłość.
Zresztą PiS na prawicy też nie jest sam, parę punktów mogą mu urwać mniejsze partie. Niedawno w Łodzi gościł Przemysław Wipler, jeden z liderów partii Wolność, który zapowiedział wystawienie przez tę kandydata na prezydenta Łodzi, być może wraz Ruchem Narodowym. Szefem Wolności w Łodzi jest młody polityk, Tomasz Grabarczyk. Z tym nazwiskiem można nieźle zamieszać, być może odebrać trochę głosów Platformie. Decyzja oczywiście jeszcze nie zapadła. Szeroką koalicję w oparciu o ruchy obywatelskie chce też tworzyć Kukiz’15. Jej poseł Piotr Apel już zapowiedział, że PiS nie ma co liczyć na wsparcie przez środowisko Pawła Kukiza kandydata partii rządzącej. I tu trudno wskazać ewentualnego kandydata, bo raz, że ta formacja jest mało aktywna w Łodzi, a dwa, że wszyscy jednak czekają aż zmiany w ordynacji staną się faktem. Prawdziwa rozgrywka i w zasadzie początek kampanii wyborczej, czekają nas po wakacjach.