PiS już osiągnęło szczyt. Teraz równia pochyła. Ale...
Rozmowa z prof. RYSZARDEM BUGAJEM, ekonomistą, byłym posłem i przewodniczącym Unii Pracy oraz doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Jeśli pozostawić na boku retorykę wojenną, z czym mamy do czynienia w sporze prawnym, jaki został rozpętany?
Myślę, że PiS znalazło się w pułapce. Jarosław Kaczyński chciał w wymiarze sprawiedliwości wprowadzić zmiany radykalne (których nawiasem mówiąc nie akceptuję), ale nie tak radykalne, jak to do czego aktualnie zmierza. Działania obecne są już tylko reakcją na opór, jaki PiS zastało. W tej chwili chodzi wyłącznie o zablokowanie sprzeciwu. Jeśli to się nie uda, czeka nas ostra polaryzacja, ostrzejsza niż dotychczas.
Jeszcze ostrzejsza polaryzacja? Przecież scenariusz polaryzacji przerabiamy od ponad dekady. Czy to nie jest formuła, która się wyczerpuje?
Nie jestem pewny w jakiej mierze scenariusz polaryzacji jest scenariuszem pożądanym przez strony obecnego konfliktu. Sądzę, że w dużej mierze jest on konsekwencją doraźnych kroków i odpowiedzi na nie. Wszystko to stworzyło scenariusz narastającej eskalacji. Ale na tej drodze, niestety, można posunąć się jednak jeszcze dość daleko.
Polityka to umiejętność osiągania celów. Polityka jest albo skuteczna, albo jej nie ma. Czy scenariusz postępującej polaryzacji może być na dłuższą metę skuteczny?
Gdy przyglądałem się ostatniej kampanii wyborczej, widziałem ugrupowania, które nie pełnią funkcji przywódczych, nie mają propozycji dla wyborców, które każą nam wybierać w zależności od interesów i poglądów. Widziałem za to próby uzyskania sukcesu poprzez mnożenie obietnic. Są to różne obietnice, ale nie znacząco różne. Wszystkie partie mocno przesunęły się w kierunku obietnic socjalnych. Z punktu widzenia rozdawnictwa, Platforma obiecała zapewne więcej niż PiS, ale to PiS rządzi i stoi dziś przez perspektywą realizacji swoich obietnic. Nie jestem pewny, czy obecny scenariusz sprzyja racjonalizacji sceny politycznej. Wręcz odwrotnie.
Mówiąc o skuteczności, miałem na myśli między innymi nadchodzące wybory.
To będą wybory bardzo emocjonalne. Nie będzie w nich raczej konkurencji programowej. Wiele wskazuje na to, że w drugiej turze spotka się prezydent Duda z panią Kidawą-Błońska, przy czym oboje nie mają żadnej konkretnej propozycji dla Polski. Zawołanie słyszalne po obu stronach „słuchamy ludzi” jest czymś bałamutnym, bo ludzie mają różne poglądy. Problem polega na tym, że świat polityki wtedy działa racjonalnie, gdy jest w stanie złożyć konkretne propozycje. Te propozycje mogą się podobać lub nie, ale ze słuchania ludzi nie wynika zwykle nic spójnego.
Czy idąc w kierunku dalszej polaryzacji PiS nie podejmuje dużego ryzyka w wyborach prezydenckich?
Oczywiście. PiS osiągnęło już szczyt swojego powodzenia. A dokładnie pan Banaś wprowadził PiS na czubek równi pochyłej. Teraz trzeba przygotować się do zjazdu. Z jednym zastrzeżeniem – pochyłość tej równi nie jest duża. A więc zjazd będzie trwał długo i ból będzie rozciągnięty w czasie. Tak dla obywateli jak i dla partii rządzącej.
Uderzające w sędziów zmiany prawne niemal na pewno spowodują rezonans w organach Unii. PiS stać dziś na taką frontalną konfrontację?
Zawsze uważałem, że PiS nie posunie się tak daleko, jak już się posunął, więc jestem ostrożny. Nie mam jednak wątpliwości, że Jarosław Kaczyński ma świadomość, że obecność Polski w Unii jest jednak osiągnięciem. Liderzy PiS nie chcą zaakceptować warunków, jakie stawia Unia Europejska, ale bardzo by się wahali przed wprowadzeniem scenariusza, który mógłby wypchnąć nas z Unii Europejskiej. Zresztą same mechanizmy panujące w Unii sprawiają, że trudno zostać z niej wypchnięty. Oczywiście bardziej realnym scenariuszem jest to, że będziemy w Unii podmiotem drugiej lub trzeciej kategorii. Przyznam, że moje uczucia są bardzo mieszane gdy Europejski Trybunał Sprawiedliwości wypowiada się w sprawie polskiego prawa. Trudno nie przyznać mu racji, ale wolałbym, żebyśmy te sprawy załatwiali sami w kraju.
Czy obecne wydarzenia mieściły się w scenariuszach kreślonych przez Lecha Kaczyńskiego?
Owszem, Lech Kaczyński też był zwolennikiem sanacji wymiaru sprawiedliwości w duchu, w którym prowadzi ją PiS. Wydaje mi się jednak, że nie byłby skłonny posunąć się tak daleko, jak PiS pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego.