PiS na dalsze mielenie ustroju sił już nie ma
PiS zamiast łapać wiatr w żagle, zmarnowało mnóstwo paliwa na zbyt szeroko otwarte fronty. Siłą Platformy jest słabość partii rządzącej i twarz byłego jej lidera Donalda Tuska - mówi dr Krzysztof Piekarski z UG
Poparcie dla Platformy Obywatelskiej po raz pierwszy w kadencji przebiło to dla Prawa i Sprawiedliwości. Według badania Kantar Millward Brown, na PO zagłosowałoby dziś 31 proc. Polaków. Totalna opozycja przełamała impas?
Nie sądzę. Niemniej wydaje się, że dorobek - bez mała dwóch lat po wyborach parlamentarnych - zaczyna doskwierać wielu grupom społecznym. Najwyraźniej narasta rozczarowanie polityką PiS. Stąd też wracają miłe uczucia dla Platformy. Nie znaczy to jednak, że to jest już stały trend.
Co stoi za tą zmianą uczuć wyborców? Wyborców olśniły propozycje i działania Platformy?
Olśnić, nie olśniły. Raczej to wypadkowa błędów i wydarzeń niedobrych dla wizerunku PiS powoduje narastanie rozczarowania. W praktyce politycznej utarło się, że pierwsze dwa lata zwycięskie ugrupowanie przeznacza na wprowadzenie zakładanych reform i spełnianie obietnic wyborczych. Reszta kadencji ogniskuje się zaś wokół wyciszania narosłych konfliktów. Można więc zakładać, że PiS osiągnęło już apogeum kadencji. Ale bilans wypadł dla niej nieciekawie. Powinni zebrać siły na dalszą część rządów, a tymczasem partia zmarnowała mnóstwo paliwa na szeroko pootwieranych frontach.
A jednocześnie, jak to cały czas widać, wciąż kręcimy się w obrębie duopolu PiS-PO. Widać to po mizernych wynikach pozostałych ugrupowań. Podkreślam jednak - te, jak i wcześniejsze wyniki nie oznaczają, że rządy PiS już się walą. Jesteśmy w połowie kadencji parlamentarnej. Do kolejnej jeszcze dwa lata.
W tym duopolu żadna z partii nie ma czystej karty. A mimo to sympatia dla Platformy Obywatelskiej rośnie. Dlaczego?
Czas leczy rany i zaciera wspomnienia. Dziś mało już kto pamięta dokładnie, co wyczyniała PO. Straciła na znaczeniu pasywność tej partii w wielu dziedzinach państwa. Swoistym punktem zwrotnym dla Platformy był przyjazd Donalda Tuska. Oto po dwóch i pół roku przyjechał prawdziwy - dla sympatyków tej partii - mąż stanu, „w Tusku nadzieja”. Zadziałał mechanizm utwierdzający w przekonaniu, że póki był on przy władzy, to było „w porządku”. A jak wyjechał, to nastąpiła „katastrofa”.
Pojawiają się komentarze, że tak naprawdę Platforma zyskuje kosztem.Nowoczesnej, a wyborcy w istocie kręcą się po tych samych „podwórkach”. To prawda?
Po stratach widać, że to .Nowoczesna jest największą ofiarą. Ale też nie ma co się oszukiwać - na .N głosowali bardziej radykalni wyborcy Platformy. Partia Petru dawała nadzieję na politykę bardziej zdecydowaną i dynamiczną. Tyle że .N dzieli los Ruchu Palikota. Narastają rozczarowania, bo niby „mamy naszych”, ale nic z tego nie wynika. A do tego wychodzi brak sprawnych struktur terenowych. Samymi występami w telewizji partii nie da się umacniać.
Politycy PiS mogą czuć się zawiedzeni. Poziom poczucia bezpieczeństwa rośnie, rosną płace, a ubóstwo i bezrobocie spada. Podniósł się nawet wskaźnik PKB. A więc wszystko to, co dotyczy bezpośrednio jakości życia obywatela poprawia się. A jednak „nie lubią nas”.
Z tego wynika, że ponad prozaiczne elementy, cały ten strumień ciepłej wody, jaką leje nam w krany rząd PiS, wybijają się imponderabilia - wizerunek, styl, klasa rządzenia. Czyli wszystko to, co wpływa na emocje obywateli.
A myślałem, że Pan powie program, inny pomysł na państwo...
Mam nieodparte wrażenie, że polskie partie wciąż nie myślą strategicznie. Działają z dnia na dzień, ad hoc.
Ma Pan na myśli strategię dobrą dla partii czy państwa?
Ideałem byłaby kompilacja obu tych czynników. Tyle że politycy wciąż myślą krótkoterminowo. Traktują dobro państwa jako wypadkową własnych interesów. Zabiegają o własne losy, bagatelizując długofalowe znaczenie - dla ich własnej pozycji - rozwiązań korzystnych dla szerszych grup społecznych. W efekcie gubi się to, o co tak naprawdę toczy się ta cała walka - interes państwa i obywateli.
Stwierdził Pan, że partia rządząca osiągnęła apogeum rządów. Czego więc możemy teraz spodziewać się po PiS?
Albo Prawo i Sprawiedliwość wyhamuje i skoncentruje się na domykaniu frontów, zacznie stabilizować swoją kontrrewolucję przeciwko III RP, albo też pójdzie jeszcze dalej i głębiej. Są w tej partii silne ciągoty, by obecny ustrój zmielić jeszcze bardziej, a najchętniej sięgnąć do samej konstytucji.
Tylko czy PiS stać dzisiaj na zmianę konstytucji? Czy ma wystarczające siły?
Politycznej? Nie sądzę. Szczyt potęgi ta partia ma już za sobą. Przedsięwzięcie spod szyldu „Zjednoczona Prawica” zaczyna już trzeszczeć. Widać, że przybudówki PiS, w rodzaju Polski Razem czy Solidarnej Polski - coraz bardziej oglądają się po bokach, rozważając, czy dalej opłaca się jazda na tym wózku. W efekcie pojawiają się pierwsze, poważne różnice zdań.
Mówimy o polityce w skali kraju. A jaki wpływ będzie ona miała na najbliższe wybory samorządowe?
Przede wszystkim będzie to test - dla niektórych ugrupowań brutalny - czy ugrupowania parlamentarne mają dostateczne osadzenie w terenie. Bo do gry będą musieli przystąpić. Żadna szanująca się partia nie może sobie odpuścić wyborów, bo to prosta droga do marginalizacji.