PiS powołał komisję, ale z ustawą zwleka. Jak i kto ma zapłacić za kradzież mienia przez komunistów
Reprywatyzacja. Polska jest jedynym krajem byłego bloku sowieckiego, który do dziś nie uregulował odszkodowań za mienie zabrane przez komunistów.
PiS bez problemu może uchwalić każdą ustawę. To oznacza, że tylko od rządzącej partii zależy, czy będziemy mieli ustawę reprywatyzacyjną, obejmującą cały kraj, a nie tylko Warszawę? Władza na razie zadowoliła się powołaniem komisji weryfikacyjnej, która zajmuje się badaniem nieprawidłowości przy reprywatyzacji w Warszawie. O podobną komisję zabiega Kraków i inne duże miasta, w których też dochodziło do dzikich reprywatyzacji.
Środowisko byłych ziemian, które od początków III RP zabiega o uzyskanie odszkodowania za mienie zabrane ich przodkom, jest zadowolone z powstania komisji weryfikacyjnej, bo dzięki niej można będzie rozliczyć winnych nieprawidłowości.
- Ale sejmowa komisja nie rozwiąże problemu reprywatyzacji w skali całej Polski - twierdzi Marcin Schirmer, prezes Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego. - Niezbędne jest uchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej. Tylko ona raz na zawsze uporządkowałaby kwestie praw własności. I to nie tylko na terenie stolicy, ale w całej Polsce. Wskazałaby, komu należą się zwroty w naturze, a komu zadośćuczynienie.
Prezes Schirmer powołując się na szacunki podaje, że w 1944 r. upaństwowiono ok. 10 tys. majątków ziemskich. Żaden z nich dotąd w pełni nie wrócił do rodzin ówczesnych właścicieli. Polska jako jedyny kraj byłego bloku sowieckiego nie ma ustawy reprywatyzacyjnej, która całościowo rozwiązywałaby kwestię mienia zabranego po wojnie przez komunistów, choć były już 22 projekty po 1989 roku! Niemal każda ekipa zapowiadała jej uchwalenie.
Sprawa jest złożona. Na przeszkodzie stały i stoją przede wszystkim kwestie finansowe. Budżet państwa jest ograniczony, a każdy rząd obawia się, że uchwalenie ustawy skutkowałoby koniecznością ograniczenia wydatków np. na cele socjalne. Rządzący lękają się zarzutów, że dają bogatym, a odbierają biednym.
Znawcy szacują, że realizacja ustawy reprywatyzacyjnej kosztować może co najmniej 30 mld zł i to przy założeniu, że spadkobiercom byłych właścicieli przyznane zostanie odszkodowanie równowarte 20 proc. wartości zagrabionego majątku. Za takim rozwiązaniem opowiada się znacząca część Parlamentarnego Zespołu ds. Uregulowania Stosunków Własnościowych. W jego skład wchodzą posłowie i senatorowie ze wszystkich klubów. Ich celem jest napisanie projektu ustawy reprywatyzacyjnej.
Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości, stwierdza, że rządzący „po cichu toczą rozmowy na temat ustawy reprywatyzacyjnej”. Zapewnia, że wie, jak będzie ona wyglądać, ale nie chce powiedzieć. Przyznaje, że do jej przyjęcia potrzebna jest zgoda polityczna. W praktyce Jarosława Kaczyńskiego. Ten dziś jest na „nie”.
- Nie wyobrażam sobie, by ustawa reprywatyzacyjna nie została przyjęta - mówi prof. Jan Żaryn, senator PiS, członek Parlamentarnego Zespołu ds. Uregulowania Stosunków Własnościowych.
Ważnych powodów, dla których musi powstać, jest, zdaniem prof. Żaryna, kilka, a wśród nich konieczność zabiegania o przywrócenie prawa i sprawiedliwości w państwie: -Nazwa naszego obozu, czyli PiS, obliguje nas do przyjęcia takiego prawa. Nie możemy sankcjonować kradzieży majątku dokonanego przez władze Polski Ludowej.
Senator Żaryn podkreśla przy tym, że sprawa jest złożona. Trzeba bowiem pogodzić rozbieżne interesy, m.in. byłych właścicieli, obecnych lokatorów, obawiających się skutków reprywatyzacji, milionów Polaków, którzy nie widzą potrzeby dokładania się do odszkodowań na rzecz spadkobierców byłych właścicieli. Patrzeć też trzeba na możliwości finansowe państwa. - Ale i tak należy skończyć z hamletyzowaniem i przyjąć rozsądną ustawę - apeluje.
Prezes zdecyduje
Nie ma jednak wątpliwości, że o losach ustawy reprywatyzacyjnej zadecyduje Jarosław Kaczyński. Ten w tej kwestii z czasem zmienił zdanie. Kilka lat temu mówił: „Jeśli chodziłoby o odszkodowania, byłoby to tak: biedni Polacy, a dokładnie potomkowie biednych Polaków, mają zapłacić potomkom bogatych Polaków czy obywateli polskich. Też miałem bogatych dziadków i niczego się nie domagam”.
Dlaczego zmienił zdanie: -Bo zmienił się elektorat PiS - twierdzi prof. Antoni Kamiński, socjolog i politolog z PAN. - Od drugiej połowy ubiegłej dekady wśród wyborców tej partii przeważają ludzie niezamożni, którzy często są na „nie” przyznaniu odszkodowania spadkobiercom byłych właścicieli.
Jak Zabużanom
Dziś prace nad projektem ustawy reprywatyzacji toczą się w Parlamentarnym Zespole ds. Stosunków Własnościowych, tzw. zespole reprywatyzacyjnym. Jerzy Meysztowicz, poseł Nowoczesnej, wiceszef tego zespołu, informuje nas, że bazą, nad którą pracuje 22 posłów i dwóch senatorów, jest ustawa reprywatyzacyjna przyjęta w 2000 r. przez koalicję AWS-UW. Zakładała ona oddanie byłym właścicielom lub ich spadkobiercom równowartości 50 proc. utraconych dóbr. Tamtą skutecznie zawetował prezydent Aleksander Kwaśniewski. Sprzeciw uzasadniał tym, że 50-proc. zwrot byłym właścicielom jest zbyt mały i zostanie zakwestionowany przez sądy. Tymczasem eksperci obawiali się, że jest za wysoki, ponad możliwości finansowe państwa.
- Od tamtej pory sporo się zmieniło, dlatego tzw. ustawa Buzka stanowi dla nas jedynie bazę - mówi Meysztowicz. - Mienia w naturze jest mniej, państwa nie stać na 50-proc. odszkodowanie. I proponuje: - Może warto powtórzyć rozwiązanie dotyczące odszkodowań za utracone mienie zabużańskie (zabrane obywatelom polskim, którzy w II RP mieszkali na Kresach). Zabużanom oddano równowartość 20 proc. utraconego majątku: w pieniądzach lub naturze.
Takie rozwiązanie podoba się senatorowi PiS Janowi Żarynowi. Przystałby na nie też Piotr Zgorzelski, poseł PSL, wiceszef zespołu reprywatyzacyjnego. Zgorzelski nie ma jednak złudzeń co do szans na uchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej: - Są żadne, bo PiS na odszkodowania nie ma pieniędzy. Józef Brynkus, poseł Kukiz’15 podkreśla: - W sprawie reprywatyzacji współdziałać będziemy z każdym, kto realnie jej chce - deklaruje. PO potrzebę jej uchwalenia głosi od 15 lat, ale nic nie zrobiła, by została przyjęta.
Jawna niesprawiedliwość
Spora część Polaków jest przeciwna zwrotowi zagrabionego mienia spadkobiercom byłych właścicieli. Przekonują, że czas zrobił swoje, a rachunki są wyrównane. - Może miała sens na początku lat 90., jako jedna ze ścieżek prywatyzacji i tworzenia gospodarki rynkowej - przekonuje Paweł Dobrowolski, ekonomista z Instytutu Sobieskiego. - Wtedy nie została wykorzystana. Dziś jest jawną niesprawiedliwością. Potomkowie tych, którzy stracili przez działania władz PRL, rodzili się, gdy ich rodziny już nie miały majątku zabranego przez komunistów. Tak samo jak dzisiejsi potomkowie tych, którzy stracili majątek w I wojnie światowej, powstaniach czy potopu szwedzkiego.
Ekonomista uważa, że żyjący dziś podatnicy nic nie są winni potomkom tych, którym zabrano majątki w PRL. Sprawiedliwa reprywatyzacja nie jest możliwa w kraju, który przesunął się po II wojnie światowej kilkaset kilometrów na zachód i był totalnie zniszczony.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 11
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto