PiS sądzi „kolesiów” - sędziów Sądu Najwyższego [rozmowa]
Rozmowa z prof. Tadeuszem Godlewskim, politologiem UMK, o konsekwencjach ataku rządu na sędziów Sądu Najwyższego.
- Co może pomyśleć sobie przeciętny Polak lub ten stający przed sądem, jeśli od dłuższego czasu słyszy od rządzących, że sędziowie Trybunału Konstytucyjnego to towarzystwo pijące kawę, a Sąd Najwyższy to tylko grupa „kolesi”?
- Przede wszystkim nie ma czegoś takiego jak przeciętny Polak, są najróżniejsi Polacy. Zarówno racjonalnie myślący, jak i podatni na wszelką demagogię. No i są podzieleni tak jak całe społeczeństwo. Sądzę, że obecna sytuacja daje wiele do myślenia inteligentom, bo pewne jest to, że zaczynają kruszeć fundamenty prawne państwa, ale nie dotyka to jeszcze „przeciętnych” Polaków. Nie sądzę, by też doszło do przełomu, ale zapewne pojawi się jakiś impuls, który zainicjuje reakcję łańcuchową. Co może być tym impulsem - nie wiem.
- Ale nie zdziwię się, jeśli podczas rozprawy oskarżony obrzuci sędziów obelgami, z których najłagodniejsza będzie ta o „kolesiach”, i wyśle ich na kawę z ciasteczkami...
- Niestety, jak też się nie zdziwię. Z drugiej strony, nadejdzie taki moment, kiedy Jarosław Kaczyński wymieni „zderzaki”. Chyba są już coraz większe oczekiwania w tej materii - może wówczas dojdzie do przesilenia i dobrej zmiany?
- Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki tłumaczy opór sędziów obawą, że PiS chce... ujawnić ich majątki.
- Gdyby to powiedział ktoś inny, wzruszyłbym tylko ramionami. Ale umówmy się, że u ministra Jakiego nic już nie może zdziwić. Myślę, że to spotka się ze zdecydowaną reakcją środowiska sędziów, bo nie można nie reagować na takie insynuacje.
- Sąd Najwyższy zarekomendował sądom niższych instancji, by respektowały orzeczenia TK, nawet te nieopublikowane przez rząd. PiS jest oburzone, ale czy w rezultacie może dojść do tego, że władza administracyjna, w rewanżu, nie będzie uznawać wyroków sądowych?
- To bardzo trudne pytanie... Byłby to niesłychany ewenement, ale w końcu - jak stwierdzili sędziowie Sądu Najwyższego - jest jeszcze kasacja, nadzwyczajny środek zaskarżenia od prawomocnego wyroku. Kasację w sprawach administracyjnych rozpatruje Naczelny Sąd Administracyjny, a w karnych Sąd Najwyższy. Niestety, myślę, że właśnie coś takiego nas czeka, jeśli nie nastąpi rozwiązanie tego konfliktu. Zatem dwuwładzy chyba raczej nie będzie.
- Rząd i Jarosław Kaczyński przygotowują i wkrótce przedstawią - tak w każdym razie zapowiadali - swoją koncepcję rozwiązania konfliktu wokół trybunału. Wierzy Pan w jakiś kompromis?
- Cóż, projekt może i będzie, rzecz w tym, że na razie opozycja go nie zna. Wypracowanie prawnego kompromisu teoretycznie jest stosunkowo łatwe, tymczasem pracuje nad nim jakoby sztab specjalistów. Moim zdaniem, takie oczekiwanie jest jednoznaczną odpowiedzią. Polska polityka jest dziś nieprzewidywalna, zatem i finału sprawy TK też się nie da przewidzieć.
- Dziesięć lat temu premier Jarosław Kaczyński skarżył się, że Trybunał Konstytucyjny blokuje wielkie reformy. Z tego wynika, że wybór pięciu sędziów przez poprzedni Sejm to tylko pretekst dla PiS, by zablokować TK?
- O Jarosławie Kaczyńskim można powiedzieć dużo, ale na pewno nie wolno zarzucać mu braku konsekwencji. Kiedy w 1993 roku wyruszał w tak zwanym marszu na Belweder przeciw Lechowi Wałęsie, jego samego oraz jego partii Porozumienie Centrum prawie nikt nie traktował poważnie. Tymczasem dekadę później Kaczyński formował rząd, a w ubiegłym roku zdobył całkowitą władzę. Tę konsekwencję widać także w działaniu wobec trybunału. Jeśli następowało pewne wygaszanie zarzutów i oskarżeń, to tylko ze względów taktycznych. Zresztą wówczas odpowiedzialność za decyzje polityczne rozkładała się na premiera oraz na brata prezydenta i żelazna konsekwencja nie była tak ostro widoczna.