PiS uderza w konwencję Rady Europy o przemocy
PiS chce wypowiedzenia przez Polskę konwencji antyprzemocowej. Eksperci ostrzegają: - To zły znak dla społeczności międzynarodowej.
Konwencja o zwalczaniu przemocy wobec kobiet oraz przemocy domowej została wyłożona do podpisu w 2011 roku w Stambule. Podpisało ją 42 z 47 państw Rady Europy, w tym wszystkie państwa UE. Konwencji nie podpisały m.in.: Białoruś, Armenia, Azerbejdżan, Mołdawia i Rosja. A nie ratyfikowały jej jeszcze m.in.: Bułgaria, Czechy, Niemcy, Grecja, Węgry, Islandia i Wielka Brytania.
Dokument wprowadza kompleksowe rozwiązania wspierające walkę z przemocą wobec kobiet. Nakłada na sygnatariuszy obowiązek utworzenia odpowiedniej liczby schronisk, ośrodków wsparcia i całodobowej infolinii. Państwa zobowiązane są wprowadzić odpowiednie procedury przesłuchań policyjnych i zbierać dane na temat przestępstw z uwzględnieniem płci.
Konwencja została ratyfikowana przez rząd Ewy Kopacz. W lutym 2015 roku ustawę ratyfikacyjną przyjął parlament. Zanim to jednak nastąpiło, środowiska kobiece włożyły dużo wysiłku, aby spotykać się w kraju z mieszkańcami i wyjaśniać, dlaczego konwencja jest tak ważna.
W grudniu 2014 roku grupa działaczek dyskutowała o konwencji w toruńskim Dworze Artusa. Wtedy Barbara Nowacka mówiła tak: - Jeździliśmy ostatnio po Pomorzu, aby rozmawiać w szkołach na temat konwencji o zwalczaniu przemocy. W Świnoujściu żadna szkoła nie chciała nas przyjąć. Czy tak silny jest strach przed księdzem? Czy przed złym genderem? Chcieliśmy tylko czytać zapisy konwencji, rozmawiać o dobrych przepisach prawnych. I tego ludzie się boją?
Zamknięcie szkół na dyskusję było, zdaniem Nowackiej, powodem do tego, aby konwencję przyjąć. - Skoro ludzie się boją rozmawiać, tak samo jak kobiety boją się zeznawać przeciwko swoim oprawcom, należy konwencję przyjąć, bo ona zawiera szereg systemowych rozwiązań, które pomogą i edukować, i zapobiegać przemocy.
Już po podpisaniu przez rząd PO dokumentu Beata Szydło nazwała konwencję „mistyfikacją”, a Beata Kempa „potworkiem legislacyjnym”, który „spełnia postulaty środowisk LGBT, środowisk homoseksualnych, a nie walczy z przemocą”.
Dokument skrytykował także ówczesny kandydat na prezydenta Andrzej Duda, bo wprowadza „pojęcia niedo-określone”, takie jak „gender”, czyli płeć społeczno-kulturowa, czy „stereotypowe role kobiet i mężczyzn wynikające z tradycji i kultury, które zgodnie z przepisami tej konwencji należy wykorzeniać”.
Mowa o art. 12., który zobowiązuje państwa-sygnatariuszy do wykorzenienia tych uprzedzeń, zwyczajów, tradycji, opartych na idei niższości kobiet lub stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn, które prowadzą do przemocy.
Monika Gotlibowska, działaczka społeczna i przedsiębior-czyni z Torunia, jest oburzona: - Jak ten rząd musi nienawidzić kobiet! - mówi. - Wypowiedzenie konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej tylko potwierdzi ten fakt. Już droga do ratyfikacji konwencji wobec kobiet i przemocy domowej była bardzo wyboista, ale udało się. O ratyfikację apelowały wówczas wszystkie organizacje prokobiece pomagające ofiarom przemocy. Wypowiedzenie konwencji to kolejne już tak barbarzyńskie postępowanie wobec Polek w ostatnim czasie.
Gotlibowska wyraźnie chce podkreślić fakt, że przemoc nie ma barw politycznych, partyjnych i dotyczyć może każdej kobiety, bo mieści się w każdym modelu rodziny.
- To akt zasługujący na potępienie, bo skierowany jest nie tylko do kobiet, ale i dzieci, niejednokrotnie świadków tej prze-mocy - dodaje. - PiS przetacza się przez Polskę niczym walec, niszcząc wszystkie atrybuty wolnego kraju. Czuję się jak sufrażystka w XIX w., której zamyka się usta. Bowiem realizacja równouprawnienia kobiet i mężczyzn stanowi kluczowy element zapobiegania przemocy wobec kobiet.
Michał Stasiński, poseł Nowoczesnej, nie jest zdziwiony stanowiskiem PiS w sprawie konwencji antyprzemocowej.
- Przewidywałem, że tak się stanie, biorąc pod uwagę obecną pozycję pani Beaty Kempy, która kreuje wraz z kościelnymi hierarchami straszną wizję gen-der, a ta jakoby ma zamienić kobiety w mężczyzn i odwrotnie - mówi poseł Stasiński. - Takich rzeczy w ogóle nie ma w konwencji. Ten dokument jest narzędziem ochrony kobiet, a PiS chce, aby rodzina nadal była patriarchalna, a kobieta podporządkowana mężowi. Dzięki tej konwencji jesteśmy częścią oś-wieconej Europy, która mówi, że pozycja kobiet historycznie i kulturowo zmieniła się. Muszą istnieć przepisy chroniące kobiety przed przemocą fizyczną, psychiczną i ekonomiczną
Politolog dr hab. Agnieszka Legucka przypomina, że w prawie międzynarodowym jest zwyczaj, aby umów dotrzymywać (pacta sunt servanda).
- Rząd PiS ma zastrzeżenia ideologiczne do konwencji, że podobno promuje ona gender, która jest, niestety, błędnie przez niektórych rozumiana - wyjaśnia dr Legucka. - Warto pamiętać, że konwencja przede wszy-stkim wprowadza zapisy i procedury chroniące kobiety przed przemocą domową, dotyczące na przykład odpowiedniej liczby schronisk, ośrodków wsparcia i całodobowej infolinii (w Polsce już jest „Niebieska linia”).
- Wypowiedzenie takiej umowy będzie sygnałem dla społeczności międzynarodowej, że Polska nie zamierza chronić kobiet przed przemocą domową i, chcąc promować wartości katolickie, „wyleje się dziecko z kąpielą”, bo uderzy się w najsłabsze jednostki w społeczeństwie, czyli ofiary przemocy domowej - dodaje.
Od autorki
Wypowiedzenie konwencji antyprzemocowej przez PiS cofa nas w rozwoju. To już kolejna sprawa, która pokazuje, do czego zmierza to ugrupowanie. W sferze kulturowej interesuje PiS powrót do przeszłości, rodzina na kształt modelu promowanego przez Radio Maryja - tylko w takim domu jest dobrze, gdzie ojciec jest najważniejszy, a matka - rodząca i opiekująca się całą rodziną - zrealizuje swoje pasje pod warunkiem, że wystarczy jej czasu, siły i zgody męża.
Taki model jest fikcją. Po pierwsze dlatego, że to rodzina, a nie państwo czy Kościół, sama przyjmuje zasady, na jakich funkcjonuje, po drugie dlatego, że postępowanie PiS w sprawach konwencji antyprzemocowej, podstawy programowej dla szkół czy ograniczania ustawą wolności zgromadzeń wyraża stanowisko tego ugrupowania wobec społeczeństwa: Polacy nie myślą, trzeba im powiedzieć, jak mają żyć, a wtedy stworzymy naród, którym można sterować.
Ale to już było. Prędzej czy później próby sterowania kończą się buntem. Nawet niewolnicy do niego kiedyś dojrzeli.