Pisarze kłamią zawodowo... czyli rozmowa z Robertem Małeckim
Rozmowa z toruńskim autorem kryminałów Robertem Małeckim także o tym, dlaczego na kolejną książkę z komisarzem Grossem musimy jeszcze zaczekać.
W posłowiu ostatniej książki piszesz, że pisarze to kłamcy i mamy wam nie ufać. Mówisz o tym w kontekście komisarza Grossa i złamanej obietnicy, że kolejna książka będzie jemu poświęcona. Dlaczego Gross jeszcze teraz nie powróci?
Zacznijmy od tego, że pisarze, tworzący fikcję literacką, kłamią zawodowo. Ale, żeby było gorzej, to kłamstwo musi brzmieć jak najprawdziwsza prawda. Bo na tym im w gruncie rzeczy zależy i na tym skupia się pisarska robota, by świat przedstawiony w powieści był takim światem, któremu czytelnik da wiarę. Żeby bohaterowie, którzy przecież nie istnieją w realnym świecie, byli mu na tyle bliscy, by za nimi zatęsknił. Tylko wtedy autor może liczyć na to, że tekst szarpnie czytelnikiem, że wywoła w nim emocje.
A co do Grossa, to oczywiście masz rację. Obiecałem, że napiszę kolejną powieść z komisarzem z Chełmży, ale wciąż zwlekam, bo w pewnej chwili poczułem, że chciałbym od Grossa odpocząć. Zapragnąłem napisać coś diametralnie innego, chociaż nadal w klimacie szeroko rozumianego kryminału. I w ten oto sposób napisałem czterech thrillery, z których trzy już ukazały się na rynku.
Można zauważyć, że w ostatnim czasie odszedłeś od pisania serii z tym samym bohaterem. Porzuciłeś Benera, teraz migasz się od Grossa. Chcesz powiedzieć, że pisanie serii może pisarza znudzić?
Na pewno nie zawsze i nie każdego twórcę. Lee Child poświęcił Jackowi Reacherowi, swojemu genialnemu bohaterowi, ponad dwadzieścia tomów, i ile wiem, żadnej innej w międzyczasie nie napisał. Mnie akurat nie tyle tworzenie fabuł o Grossie znudziło, co zmęczyło. Lubię twórczy płodozmian. Dlatego zdecydowałem się pójść inną drogą.
Dajesz czytelnikom jednak nadzieję, że Gross powróci. Dalej będzie działał w Chełmży i okolicy? A może komisarz Gross zostanie przeniesiony na inną placówkę?
Pomysł na serię z komisarzem Grossem od początku był związany z Chełmżą. Pierwotnie myślałem, że być może rzeczywiście kiedyś będę chciał go stamtąd zabrać. Nadal oczywiście tego nie wykluczam, ale mam nieodparte wrażenie, że Gross jest stworzony dla Chełmży, a Chełmża dla Grossa.
Nad czym teraz pracujesz i kiedy można spodziewać się nowej powieści?
Kalendarz wydawniczy wyprzedza kalendarz wiszący u mnie na ścianie w kuchni. A to sprawia, że pracuję obecnie nad powieścią, która pojawi się na rynku jesienią tego roku, ale wcześniej zakończyłem pracę nad innym tekstem, którego premierę zaplanowano na maj. To thriller kryminalny z niespieszną akcją, dziejący się w Śmierszynie, niewielkim fikcyjnym mieście, leżącym pomiędzy Toruniem a Bydgoszczą. Lubię kujawsko-pomorskie i nie zamierzam się stąd wyprowadzić. Ani prywatnie, ani literacko.
Czyli dalej akcje Twoich książek będą rozgrywały się w powiecie toruńskim, tak? Jest on aż tak mroczny? Nie kręci cię fabularnie wielkomiejski klimat?
Bardziej od aglomeracji lubię atmosferę mniejszych miast i miasteczek. Widzę w nich duży potencjał literacki, któremu chciałbym sprostać. A takich miejscowości w naszym województwie jest sporo i uważam, że warto poświęcić im swoją uwagę.
Praca przy biurku obciąża kręgosłup, a ponadto sprawia, że muszę walczyć z nadwagą. Dlatego ruch, jest konieczny dla dobrej kondycji, ale także dla odpoczynku psychicznego
Pracujesz nad 10 powieścią. Jesteś niezwykle płodnym pisarzem. Skąd czerpiesz inspirację do swoich powieści?
Czasami sam kreuję świat zbrodni, ale bywa i tak, że sięgam do prawdziwych spraw kryminalnych, które istotnie przeobrażam na potrzeby fikcji literackiej. Staram się robić to w taki sposób, by żaden czytelnik, po lekturze powieści, nie był w stanie wywnioskować o jakiej sprawie piszę. Szczególnie, że zakończenie zawsze jest dalekie od prawdy zawartej w aktach.
Czy okolicę, którą umieszczasz w książce najpierw dokładnie badasz?
Tak, uważam to za swój obowiązek, ponieważ spacery, które odbywam bywają niezwykle inspirujące. Dają też szanse na złapanie ducha danego miejsca. Będąc w konkretnej przestrzeni widzę i czuję więcej. Gdybym używał do tego celu wyłącznie internetu, zrobiłbym sobie i czytelnikom ogromną krzywdę.
Dalej pierwszym czytelnikiem jest Twoja żona? Bierzesz jej sugestie pod uwagę?
Bywa, że tak, ale wszystko zależy od tego, czy Kasia nie ma na głowie swoich obowiązków zawodowych. Niemniej, jeśli tylko znajduje czas na czytanie, to jestem jej bardzo wdzięczny, bo potrafi w surowym tekście wyłapać sporo nieścisłości. Korzystam też ze wsparcia moich znakomitych koleżanek i kolegów, którzy zgłaszają swoje uwagi do tekstu. Od niepamiętnych czasów pomagają mi w tym m.in. Asia i Marcin Żyndowie. Zawsze głęboko analizuję ich komentarze.
Ile godzin dziennie poświęcasz na pisanie? Wydaje mi się, że oprócz sprawnego umysłu potrzebna jest jeszcze niezła kondycja fizyczna. Jak o nią dbasz?
Staram się pisać po kilka godzin dziennie i uwierz mi: ta praca jest wyczerpująca. Dlatego przywiązuję wagę do aktywności sportowej. Ostatnio, z powodu kontuzji, miałem kilkumiesięczną przerwę w bieganiu, ale od stycznia wróciłem na bieżnię. Dodatkowo lubię się wybrać na siłownię. Praca przy biurku obciąża kręgosłup, a ponadto sprawia, że muszę walczyć z nadwagą. Dlatego ruch, jest konieczny dla dobrej kondycji, ale także dla odpoczynku psychicznego.
Jesteś typem autora, do którego w trakcie pisania lepiej nie podchodzić, bo trwa w twórczym szale, czy jednak daje się z Tobą wytrzymać? Wiem, że to pytanie bardziej do bliskich, ale jak sam siebie oceniasz?
Widzę to tak: im bliżej jestem finału powieściowego, tym większe napięcie w sobie odczuwam. Skupiam się wyłącznie na fabule i czasami trzeba do mnie kilka razy powiedzieć to samo, żeby przekaz dotarł. Przyznaję, bywam w takich chwilach mocno zakręcony. Zdarza się, że wychodzę z domu i zapominam kluczy, telefonu, torby, a czasami i dokumentów. Chociaż wydaje mi się, że wszystko zabrałem.