Wysoki, z plecakiem na ramieniu i z gęsią w prezencie - tak zapamiętał pierwsze spotkanie z majorem „Łupaszką”, jednym z najsłynniejszych Żołnierzy Wyklętych, koszalinianin Andrzej Żebrowski. Był rok 1947, miał siedem lat, major w jego domu szukał wsparcia i rady. A zostawił pistolet.
Konstantynów Łódzki, dom przy malowniczej ulicy. Przed wejściem bawi się siedmioletni chłopiec. Podnosi głowę, gdy na ulicy staje czarna taksówka. Wysiada wysoki mężczyzna z plecakiem na ramieniu. - Czy tutaj mieszka Wanda Żebrowska? - pyta zaskoczonego dzieciaka. - To moja mama - odpowiada siedmiolatek. - Jest w domu?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień