Pistolety Kurskiego strzelają na oślep
To, co się ostatnio dzieje w TVP, przypomina grę „Trafiony, zatopiony”. Niemal każdego dnia dochodzą wieści o tych, których zwolniono, zawieszono. Albo o tych, którzy sami odeszli.
Czyszczenie w telewizji publicznej zatacza już takie kręgi, że nawet jej naczelny czyściciel, prezes Jacek Kurski, może wkrótce sam zostać „sczyszczony” z tego stanowiska. Kurski, znany z tego, że jeńców nie bierze, stał się zakładnikiem tezy, że zbyt opieszale zwalnia i że wspiera „Ubekistan”. Słowa o tyle dla niego niebezpieczne, że płynące z jego własnego politycznego obozu.
Na wysłaną SMS-em prośbę o rozmowę Jacek Kurski nie odpowiedział. Od momentu, kiedy został prezesem, udzielił jednak kilku wywiadów. W katolickim „Gościu Niedzielnym” przekonywał, że Jarosław Kaczyński powiedział mu, aby nie robił telewizji partyjnej, o którą będzie posądzany, tylko normalną. Mówił też, że obiektywizm mediów o wiele lepiej może chronić ktoś, kto ma charakter, mocny kręgosłup, osobowość, zna cały świat polityki na wyrywki i wie, jak się bronić przed naciskami. Przed kilkoma dniami udzielił też wywiadu tabloidowi „Fakt”. Temu samemu, który jeszcze kilka miesięcy wcześniej rozliczał go głównie z rozwodu i romansu. W rozmowie z tabloidowym dziennikarzem prezes Kurski pochwalił się klasą, z jaką zwalniał ludzi z TVP. Mówił, że te rozstania były absolutnie aksamitne. Jako przykład podał rozmowę z Piotrem Kraśką. Panowie Kurski i Kraśko mieli najpierw porozmawiać sobie o późnym tacierzyństwie, a następnie rozstać się bez żalu. W tymże tabloidzie prezes publicznej jak mantrę powtarzał, że chce robić dobrą, rzeczową telewizję i że na tym zależy też Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Kiedy w ubiegłą sobotę wydawczynie TVP Info Izabela Leśkiewicz i Magdalena Siemiątkowska chciały zamieścić jako główne wydarzenie dnia relację z marszu KOD, kierownictwo stacji nakazało, żeby głównym materiałem była jednak informacja z konferencji na temat organizacji Światowych Dni Młodzieży. Obie odmówiły i przypłaciły to zwolnieniem z pracy. W tym samym czasie rozwiązano też umowę z Małgorzatą Serafin, także z TVP Info, która nie chciała wyemitować dwóch materiałów przygotowanych wcześniej dla „Wiadomości”.
Jak podały Wirtualnemedia.pl, po tych dwóch incydentach na kolegium redakcyjnym TVP Info powiedziano wprost, że kto chce teraz odejść, niech odchodzi, bo potem nie będzie możliwości protestowania.
Te zwolnienia próbował potem tłumaczyć szef TAI Mariusz Pilis. Dla portalu wpolityce.pl stwierdził, że chciał potraktować manifestacje KOD jako ważne wydarzenie tego dnia, ale nie najważniejsze. Tymczasem, jak mówił, stanął przed próbą wymuszenia: albo jest wyłącznie KOD od rana do wieczora, albo nas tu nie ma.
O ile prawicowe media nie widzą powodu do bicia na alarm, o tyle tzw. media mainstreamowe informują już o 40 ofiarach „dobrej zmiany” w TVP. Niektórzy odchodzili bez pożegnania. Inni, jak prezenter Igor Sokołowski, żegnali się z widzami na Facebooku słowami: „Dumny jestem z tego, że jedyną walką, jaką dziennikarsko prowadzę, to ta o zaufanie Widzów. Wierzę, że do tej pory udało mi się ją wygrywać”. Nie tylko zwolnienia są szeroko komentowane. Ale także niektóre przekazy. Jeden z najbardziej dyskusyjnych dotyczył obecnej gwiazdy „Wiadomości” Krzysztofa Ziemca. Jedynego prezentera, który się ostał ze „starej” ekipy prowadzących. Otóż Ziemiec, zapowiadając materiał, podał, że autentyczność dokumentów znalezionych w domu generała Czesława Kiszczaka, a dotyczących TW „Bolka”, została potwierdzona przez grafologa. Tymczasem to nie była prawda. Drugi przypadek dotyczył komentarza przed emisją filmu „Ida”, prezentowanego w telewizyjnej Dwójce. Ten komentarz, który wykładał, jak widz powinien właściwie zrozumieć to filmowe dzieło, wywołał protest Gildii Reżyserów Polskich. Innym dyskusyjnym tematem są nowe nabytki dziennikarskie w TVP, dla których już ukuto określenie „rydzynki”. Bo są to głównie talenty z kuźni ojca Rydzyka, z jego szkoły i Telewizji Trwam oraz Telewizji Republika.
Ale nie tylko. Decyzje kadrowe prezesa Kurskiego znalazły się na cenzurowanym jego własnego środowiska. Jerzy Targalski, który w czasach pierwszego rządu PiS tropił w Polskim Radiu (i wytropił) złogi gomułkowsko-gierkowskie, teraz - po usunięciu Michała Rachonia z funkcji szefa publicystyki, dojrzał w tym ruchu „Ubekistan”. Rachoń to jedna z gwiazd telewizji Kurskiego. Zanim przyszedł do TVP, gwiazdował w Telewizji Republika.
Co się stało, że po kilku tygodniach szefowania został zdymisjonowany? Sam Kurski nazywa to jednak awansem, twierdząc, że Rachoń przestał być szefem, żeby w nagrodę stać się główną twarzą TVP Info. Ale Jerzy Targalski nie dał się temu zwieść. I w Radiu Wnet dowodził ostro, że szef publicystyki chciał być radykalny i skończyć z pozorowaniem zmian w telewizji. A Kurski poszedł na układ.
Jedna z byłych dziennikarek TVP, która odeszła z niej dużo wcześniej, pytana o telewizyjne czystki, odpowiada: - Śmieszy mnie to całe mówienie o ofiarach. Bo to nic nowego. Tak już było za czasów rządów pierwszego PiS i prezesa Bronisława Wildsteina.
Tyle że Wildstein, w przeciwieństwie do Kurskiego, miał jednak jakieś hamulce. Był ideowcem, a nie partyjnym aparatczykiem. Można się było z nim nie zgadzać, ale on jednak zajmował się robieniem telewizji, a nie jej czyszczeniem. A Kurski zachowuje się jak komisarz polityczny, zakładając dziennikarzom kaganiec. Chociaż to on miał ksywkę bulterier.
O tym, że atmosfera w gmachu TVP przy Woronicza nie jest najlepsza, mówi publicysta tzw. drugiego sortu, którego zaproszono do jednego z programów:
- Jest takie powiedzenie, że strach śmierdzi. I ja to poczułem. Korytarze budynku telewizji przy Woronicza śmierdzą strachem. Jest to wyczuwalne nie tylko w przypadku dziennikarzy, ale także ekipy technicznej. Kiedy mi przypinano dwa mikrofony przed nagraniem, zażartowałem, że pewnie jest też gdzieś trzeci, dla Ziobry. I nagle poczułem w powietrzu mróz. Zobaczyłem zastygłe twarze. Znam telewizję publiczną od lat. Wiem, że zawsze była kłębowiskiem żmij. Ale teraz czuje się przerażenie, nie tylko wśród dziennikarzy ale wśród pracowników od kabli, kamer i świateł. Nie zazdroszczę im i nawet rozumiem. Mają rodziny, rachunki, kredyty i chcą mieć robotę. I oni czują, że tym razem to nie przelewki.
Po Warszawie krąży plotka, że satyrycy i publicyści, którzy nie mają silnego kręgosłupa PiS-owskiego, boją się odebrać telefon z nieznanym numerem. Bo a nuż dzwoni ktoś z telewizyjnej rozrywki, z propozycją udziału w programie, który ma być konkurencją dla TVN-owskiego „Szkła kontaktowego”. - Z jednej strony kusi człowieka, ale z drugiej musi sobie człowiek zadać pytanie, czy będzie tam tylko listkiem figowym i czy nie straci twarzy - słyszę.
Dziennikarz TVN24, pytany o to, jak w ich stacji patrzą na działania konkurencji, odpowiada: - Smutku nie ma. Patrząc na to cynicznie, powiem tak - nam oglądalność rośnie, a TVP Info spada. Podobnie jest z oglądalnością „Wiadomości”, ich flagowego programu informacyjnego. Ale ja „Wiadomości” oglądam tylko po to, żeby zobaczyć, jak wygląda alternatywne życie w tym kraju i jak się rozwijają „rydzynki”, nowe pistolety Kurskiego, które strzelają tak, jak prezes chce. I widzę, że w ich przypadku nie będzie łamania kręgosłupów. Bo oni są już ulepieni, jak należy.
Kiedy rozmawiamy o tym, że Kurski ma przeciwników także we własnym obozie, dziennikarz TVN24 żartuje, że to go nie dziwi.
- To człowiek wychowany na TVN-owskich salonach. Lubił naszą telewizję i dobrze się w niej czuł. Być może to się na nim zemści.
Grzegorz Furgo, poseł Nowoczesnej, zasiadający w Komisji Kultury i Środków Przekazu, twierdzi, że media publiczne kojarzą się teraz z gigantycznym bałaganem. Ciągła karuzela zmian, dobrzy odchodzą, mierni przychodzą. Zdaniem Furgo, dziennikarze z TVP stoją przed potężnym dylematem. Bo twarz ma się tylko jedną. A oni w tej chwili swoimi twarzami firmują bardzo złe dziennikarstwo. Internet im tego nie zapomni. To już nie te czasy.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk, posłanka Prawa i Sprawiedliwości, na pytanie, co się dzieje wokół TVP, odpowiada pytaniem: - A co się dzieje?
Kiedy podpowiadam, że chodzi o czystki, słyszę, że każdy widzi to, co chce widzieć.
Media informują już o 40 ofiarach „dobrej zmiany” w TVP. Tę listę otwierają oczywiście najbardziej znane z telewizyjnego okienka twarze, jak Beata Tadla, Piotr Kraśko, Justyna Dobrosz-Oracz, Hanna Lis, Diana Rudnik, Barbara Czajkowska czy Karolina Lewicka. Ale w tej grupie znaleźli się też tacy wybitni dokumentaliści jak Andrzej Fidyk |
Autor: Ryszarda Wojciechowska