To było ulubione przez najmłodszych miejsce spędzania czasu. Zrobili je dorośli i to społecznie. Huśtawki i zjeżdżalnie jednak zniknęły. Zostały ławki ogrodzenie i smutna samotna piaskownica.
- Nasze dzieci nie mają gdzie się bawić. Starsze z nudów biegają po klatkach, wokół bloku, przeszkadzają i hałasują. Przychodzą do domu brudne od zabaw byle gdzie. Nawet na ogrodzonym terenie nie mogą np. grać w piłkę, bo zniszczą płot. A co mają robić, skoro nie ma wyposażenia? – pytają oburzone mieszkanski os. Grunwald: Anna Kowalska, Kamila Wróblewska-Gałązka, Natalia Borysiewicz, Natalia Piechocka i Izabela Puk-Kaniecka.
Jak podkreślają, większość mieszkańców to młode rodziny. – Mamy tu mnóstwo dzieci, w tym niepełnosprawne. Wszyst - kie zasługują na plac zabaw. Tym bardziej, że miejsce jest, wystarczy kupić wyposażenie . A z tym jest problem – dodają.
Był plac, było miło
O placu zabaw na Grunwaldzie pisaliśmy w „Gazecie Lubuskiej” kilka lat temu. „Dzieci mają niezły ubaw. Dorośli zrobili im plac zabaw” – mówił tytuł artykułu. – To była fantastyczna społeczna inicjatywa zapoczątkowana przez grupę młodych mam. Z pomocą gminy i spółdzielni, rodzice stworzyli miejsce do zabaw dla dzieci. Plac otworzyliśmy imprezą z okazji Dnia Dziecka w 2011 r.. Była muzyka, zabawa, smakołyki, grill – wspomina prezes spółdzielni Grunwald Robert Kulesz. Również mamy miło wspominają czasy, gdy plac działał. – Same zbierałyśmy pieniądze. Każdy dał, ile mógł. Niestety, urządzenia nie były w żaden sposób konserwowane i zaczęły zagrażać bezpieczeństwu. Zgłaszałyśmy to prezesowi, ale nic nie zrobił. W końcu zabawki usunął. I od dwóch lat plac stoi pusty. Szkoda naszej pracy, pieniędzy, a przede wszystkim żal dzieci – mówią rozgoryczone mamy.
Dlaczego zabawki zniknęły z placu? – Mieszkańcy zwrócili się do nas z pismem o sfinansowanie nowego wypsoażenia, bo stare uległo dewastacji i zagraża bezpieczeństwu dzieci. Dodatkowo kilka dni później któryś z mieszkańców wezwał na plac sanepid. Nie chcieliśmy problemów, usunęliśmy więc zabawki nieposiadające atestów. Szkoda, bo w międzyczasie udało nam się postawić solidne ogrodzenie, kupić ławki i chcieliśmy starać się o dofinansowanie wyposażenia placu – mówi prezes Kulesz.
Jak zaznacza, huśtawki i inne sprzęty z atestem to spory wydatek. – Ponad 20 tys. zł plus projekt, bo musimy mieć pozwolenie na budowę. Nasza spółdzielnia jest niewielka, w jej skład wchodzi 90 rodzin, a wydatków jest sporo. Przymierzamy się m.in. do ocieplenia bloków. Jedną z opcji zakupu zabawek na plac jest podniesienie czynszów – tłumaczy prezes Kulesz i podkreśla, że ma pomysł na inne rozwiązanie problemu.
Jest pomysł i szansa
Prezes spółdzielni chce, by mieszkańcy założyli stowarzyszenie. – Wtedy będziemy mogli jako spółdzielnia bezpłatnie użyczyć stowarzyszeniu gruntu. Jego członkowie będą mieli spore możliwości starania się o dofinansowania na wyposażenie placu – mówi.
Początkowo chętni do działania rodzice zgodzili się na tę koncepcję. Gdy jednak pojawiły się pierwsze problemy, wycofali się. – Bałyśmy się, że cała odpowiedzialność spadnie na nas, a prezes nas z tym zostawi. Dlaczego chce, byśmy to my były zarządem stowarzyszenia, a nie on sam? Przecież on się na tym zna, my nie – mówią mamy.
Prezes zapewnia, że weźmie na siebie tzw. papierkową robotę. Na czele stowarzyszenia nie stanie m. in. dlatego, że uniemożliwiłoby to osiągnięcie celu. – Jako prezes zarządu spółdzielni nie mogę użyczyć gruntu sam sobie – wyjaśnia. Dodaje, że po nieudanej próbie utworzenia stowarzyszenia, w październiku 2016 r. zarząd spółdzielni złożył wniosek do urzędu miasta o sfinansowanie zakupu urządzeń, ale przepisy zabraniają finansowania spółdzielni. Zapewnia, że na placu zależy mu tak jak mieszkańcom. By to udowodnić, w najbliższym czasie zamierza wymienić piasek w piaskownicy. Na zaplanowanym spotkaniu chce omówić z nimi wszystkie za i przeciw, przekonać ich do swojego pomysłu.
– Dobrze, jeśli faktycznie prezes ma dobre intencje, spróbujemy raz jeszcze. Oby tym razem się nam udało – mówią nam mamy. Jak podkreślają, są zdeterminowane i będą walczyć o plac „aż do skutku”.