Pleszew: Policjanci zarzucają szefowi molestowanie i mobbing
Policjanci z Pleszewa zarzucają przełożonemu molestowanie podległych mu kobiet i mobbing. Obwiniany funkcjonariusz zaprzecza, a w jego niewinność wierzą szefowie pleszewskiej policji. Sprawę wyjaśnia KWP.
Molestowanie seksualnie, zastraszanie, mobbing - takie zarzuty pojawiają się w anonimie dotyczącym wysokiego rangą policjanta z Pleszewa. Oskarżają go podwładni. Twierdzą, że o sprawie doskonale wie kierownictwo komendy, ale wcześniej zamiatało ją pod dywan.
Doniesienie wyjaśnia Wydział Kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Choć postępowanie trwa, już teraz o niewinności wysokiego rangą policjanta przekonany jest szef pleszewskiej komendy.
- Nic takiego nie miało miejsca, wcześniej nikt się do mnie nie zgłaszał i do mojego zastępcy również. Absolutnie nie daję wiary w czcze pomówienia zawarte w anonimie. Dowodem jest fakt, że po zapoznaniu się z jego treścią awansowałem tego policjanta na kierownicze stanowisko. W pełni na nie zasługiwał
- przekonuje Paweł Golicki, komendant KPP w Pleszewie.
Jeden z szeregowych policjantów z Pleszewa wybuchł śmiechem, gdy przytoczyliśmy mu słowa Golickiego. - A co komendant ma powiedzieć? Że wszyscy wiedzą o sprawie, ale ją tuszowano? Molestowanie seksualne to przestępstwo, które powinno zostać zgłoszone do prokuratury. A tak się nie stało - mówi nam policjant. Jak każdy, kto oskarża wysokiego rangą policjanta, chce być anonimowy.
SMS-y i aluzje
Kilka tygodni temu do KWP w Poznaniu dotarło anonimowe doniesienie. Jak usłyszeliśmy, zawiera wiele szczegółów i musiał je napisać któryś z pracowników pleszewskiej komendy. Inne anonimowe pismo o rzekomym skandalu trafiło do naszej redakcji.
Udało nam się porozmawiać z policjantami z Pleszewa. Nie zaprzeczali informacjom o nadużyciach, a niektórzy rozwijali temat. Ale nie chcieli wypowiedzieć się pod nazwiskiem, bo jak mówią, pracują w instytucji hierarchicznej. Prosili o zachowanie szczególnych środków ostrożności i ukrycie ich danych. Boją się, że jeśli anonim niczego nie zmieni, poniosą konsekwencje.
Opowiada policjant z dłuższym stażem:
- Ten funkcjonariusz-molestator, już po odjeździe Wydziału Kontroli KWP, mówił, że r...ć nikt mi nie zabroni. Chwalił się znajomościami, twierdził, że w Poznaniu załatwi sobie umorzenie sprawy. Molestował większość pracujących w komendzie kobiet. Właściwie żadnej nie przepuści. Gdy jedna zignorowała jego wątpliwy urok osobisty, groził jej, używał przemocy. Z inną spotkał się w ustronnym miejscu pod pozorem przekazania notatek, bo razem byli na studiach zaocznych. Próbował ją całować. Ta dziewczyna uciekła. Potem opowiadała, co ją spotkało.
Jego relację potwierdza kolejny funkcjonariusz: - Słyszałem, że dziewczynom z komendy wysyła jednoznaczne SMS-y. Sugeruje, że pomoże w awansie, jeśli się sprawdzą w wiadomych sytuacjach. Rzuca aluzje. Do jednej z koleżanek powiedział, że musi jej włożyć swojego pendrive’a. Dziewczyny jakoś się bronią, ale jedna uległa. Tak przynajmniej interpretujemy relacje, w jakich są, sposób, w jaki się do siebie zwracają. Ta policjantka ma widocznie mniej pracy od innych i wręcz wybiera sobie sprawy, którymi się zajmie, a którymi nie.
Policjanci mówią nam także, że jedna z rzekomo molestowanych poskarżyła się swojemu chłopakowi - policjantowi z tej samej komendy. Ten poszedł do swojego przełożonego, który sprawę zgłosił podobno kierownictwu komendy. Tę wersję (w tym interwencję u władz komendy) potwierdziła nam osoba z otoczenia policjantki.
Sądziłam, że mnie to ominie
Do policjantki, której historia miała dotrzeć na biurko władz komendy, nie sposób się dodzwonić. Podobno boi się mówić o tym, co się wydarzyło.
Udało nam się porozmawiać z innymi kobietami, które miały być molestowane. Chcieliśmy dowiedzieć się czy rzeczywiście wskazany z nazwiska przełożony proponował im seks? Oto jakie padły odpowiedzi.
Policjantka nr 1: - O, widzę, że dużo pan wie. Jednak na razie nie udzielę żadnych informacji - stwierdziła, gdy przedstawiliśmy jej krążące relacje. Po chwili dorzuciła: - Przystojny to on nie jest - dając do zrozumienia, że nic ją nie łączy z przełożonym.
Policjantka nr 2: - Czy byłam molestowana? Myślałem, że mnie ominą pytania w tej sprawie - mówi. - Ta sprawa dotyczy zwłaszcza kobiet, to trudny temat dla naszej jednostki. Muszę przemyśleć, czy mogę z panem rozmawiać.
Po kilku dniach stwierdziła, że woli zostawić sprawę tak, jak jest. Zapewnia, że nie chodzi jej o solidarność zawodową.
Policjantka nr 3, pytana o molestowanie, stwierdza, że „nie jest osobą upoważnioną”. Powiedziała „do widzenia” i rozłączyła się.
Kolejne policjantki, zanim odłożyły słuchawkę, dopytywały, skąd mamy ich numer. Jedna z nich przyznała, że boją się rozmawiać. Policjantki sądziły nawet, że nie dzwoni do nich dziennikarz lecz osoba „podstawiona”, która miałaby wybadać nastroje. - Potwierdziłyśmy już, że jest pan dziennikarzem, ale na razie się nie spotkamy. Może za tydzień, może za dwa - mówi jedna z nich.
Co awans, to anonim
Policjanci twierdzą również, że oskarżany przez nich policjant to „wykwalifikowany mobber”.
- Kryje się po krzakach i sprawdza czy chłopaki z prewencji mają założone czapki i kamizelki. Lubi się przechwalać na mieście, jaki to z nami porządek robi. Ma nad nami władzę i lubi to demonstrować. Potrafi powiedzieć: „ty łysy ch...”, wmawiać komuś, kto musiał iść na L-4, że nie był chory, straszy zesłaniem na gorsze stanowisko
- twierdzi jeden z policjantów.
Nasi rozmówcy przekonują, że pozycja nielubianego przełożonego wynika z jego świetnych relacji z Romanem Pisarskim, zastępcą komendanta KPP w Pleszewie. Ironizują, że Pisarski jest „tatą”, a nielubiany funkcjonariusz jego „synem”.
- Mamy relacje wyłącznie służbowe. Zaskoczył mnie pan, że niby jestem nazywany jego „tatą” - mówi Roman Pisarski.
Zaprzecza, jakoby wiedział o różnych wybrykach wysokiego rangą policjanta. - Absolutnie nigdy nikt się do mnie nie zgłaszał z takim problemem. Treścią anonimu jestem zaskoczony i moim subiektywnym zdaniem zawiera on nieprawdę. Pracuję w tej komendzie od 24 lat, znam tu wszystkich ze 104 policjantów i 20 pracowników cywilnych. Wiedziałbym o czymś takim, gdyby faktycznie miało miejsce - zaznacza Roman Pisarski.
Jak tłumaczy fakt, że inni policjanci twierdzą, że jednak doszło do molestowania i mobbingu? - Wierzę, że wydział kontroli potwierdzi, że do takich zdarzeń nie dochodziło. Być może ktoś mówi teraz takie rzeczy, bo zazdrości temu policjantowi, że awansował. To nie pierwszy anonim na jego temat. Żaden się nie potwierdził - stwierdza Roman Pisarski.
Na rozmowę zgodził się również sam zainteresowany, czyli wysoki rangą policjant. We wtorek, podczas telefonicznej rozmowy, był spokojny. Mówił, że każdy jego awans wiąże się z napisaniem na niego anonimu. Spotkaliśmy się dzień później w pleszewskiej komendzie, w gabinecie Romana Pisarskiego, który chciał być obecny przy rozmowie.
Policjant podczas spotkania był zdenerwowany. Pisarski go uspokajał. - Ten anonim to jedno wielkie kłamstwo. Nie mam sobie nic do zarzucenia. To wszystko, co mogę powiedzieć. Niewiadome osoby, anonimowe, próbują zaszkodzić mojej karierze. Wcześniej nie zaobserwowałem, żeby sytuacja w jednostce była napięta - zapewnia.
- W sprawie rzekomego mobbingu mogę powiedzieć tyle, że jako przełożony mam prawo kontrolować oraz wymagać od podwładnych. Jestem wymagający, o czym wszyscy wiedzą, ale zawsze pomogę, jeśli mogę.
Policjant niedawno awansował. Zarzuty o molestowaniu w tym nie przeszkodziły, bo w jego niewinność wierzy komendant Paweł Golicki. - Wydaje mi się, że obecna sytuacja ma związek z tym, że wiele osób odchodzi na emeryturę i zwolni się wiele stanowisk. Chcą je zająć ludzie mający pewne aspiracje, a niekoniecznie kompetencje - uważa Paweł Golicki.
Komendant Golicki w piątek przeszedł na emeryturę. Nie miało to związku z anonimem, bo już wcześniej napisał raport. P.o. komendanta ma zostać Roman Pisarski. Zdaniem policjantów z Pleszewa, jeśli on będzie kierował komendą, zostanie „po staremu”.
Kontrola KWP trwa
Policjanci skarżący się na molestowanie i mobbing twierdzą, że kontrolerzy z KWP początkowo bagatelizowali problem. Mieli sugerować, że ich przełożony z Pleszewa po prostu sobie żartował w różnych sytuacjach.
- Przecież propozycje seksu składane kobietom, mobbing wobec nas, to nie żarty. Nie wiem, co poszczególni ludzie mówili kontrolnym. Fakt jest taki, że zanim oni przyjechali, to już mówiono w komendzie, kogo wezwą na rozmowę, a kogo nie. Spotkania z nimi odbywały się w pomieszczeniu naprzeciwko sekretariatu komendanta i jego zastępcy. To złe warunki do swobodnego wypowiadania się. Szefowie widzieli, kto tam wchodzi i jak długo siedzi
- twierdzi policjant.
KWP w Poznaniu, która wciąż prowadzi kontrolę, odrzuca zarzut, że postępowanie było prowadzone w tendencyjny sposób. I zapewnia, że w tego typu sprawach, jeśli są dowody, zawiadamiania jest również prokuratura.
- Były rozmowy z konkretnymi osobami, przeprowadzono około 20 anonimowych ankiet. Jednak na razie nie ma dowodów świadczących o tym, że doszło do bezprawnych działań ze strony wskazanego policjanta. Ale kontrola wciąż trwa, planowane są kolejne spotkania - zapowiada Andrzej Borowiak, rzecznik KWP w Poznaniu.