Płoną znicze w miejscu drzew
Ustawa pozwalająca na wycinanie drzew na własnym placu bez jakiegokolwiek zezwolenia budzi skrajne emocje. Ale wielu z niej się cieszy. Inni palą znicze...
Wczoraj na prywatnej posesji, na podwórku kamienicy przy ul. Zgierskiej, profesjonalna ekipa ścięła wiekowe, kilkudziesięcioletnie drzewo o metrowym obwodzie.
Właściciel posesji nie musiał nikogo pytać o zgodę, bo od początku roku przepisy nie stawiają wymogu uzyskania zezwolenia.
Nikt nie wie, ile jeszcze drzew wycięto na prywatnych placach w całej Łodzi. Najgłośniejsza była wycinka w okolicach ul. Traktorowej, gdzie usunięto dwieście wiekowych dębów. Ale one też rosły na prywatnym terenie i urzędnicy byli bezradni.
- Od dwóch tygodni, gdy w mediach zrobiło się głośno o masowej wycince drzew, mamy kilkanaście zgłoszeń od mieszkańców, którzy z niepokojem patrzą na wycinanie drzew na okolicznych działkach - informuje Marcin Masłowski, rzecznik prasowy prezydenta Łodzi. - Po każdym zgłoszeniu wysyłane są kontrole prowadzone przez Eko-Patrol Straży Miejskiej i Wydział Ochrony Środowiska UMŁ.
Według Urzędu Miasta, powstrzymać wycinkę może tylko zmiana ustawy.
- Obecna wiąże nam ręce, bo żadne prawo uchwalone przez Radę Miejską nie zniesie ustawy. Potrzebna jest pilna zmiana przepisów, tym bardziej gdy słyszy się, że firmy wycinające drzewa nie nadążają ze zleceniami i podniosły ceny. To pokazuje skalę problemu - tłumaczy Marcin Masłowski.
Inwestorzy, którzy chcą budować domy na swoich działkach, są rzecz jasna bardzo zadowoleni ze złagodzenia przepisów, bo unikną wysokich kosztów uzyskania zezwolenia na wycięcie drzew. Ale już inni mieszkańcy patrzą na to inaczej. Na Rokiciu prywatny inwestor wyciął pod budowę bloków kilkadziesiąt drzew nad Jasieniem i Olechówką, co wywołało protest mieszkańców. Jednak lokatorzy domów jednorodzinnych cieszą się, że bez kłopotu mogą się pozbyć wieloletniego drzewa w swoim prywatnym ogrodzie, wyciąć starą tuję lub sosnę wchodzącą na dach.