Plotek jest co niemiara, więc trzeba poczekać
Z prof. Radzisławem Kordkiem, rektorem Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, rozmawia Paweł Patora
Czy słusznie mają być zmniejszone dotacje dla uczelni publicznych, w których przypada więcej niż 13 studentów na jednego nauczyciela?
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego od lat szuka jakiegoś modelu matematycznego, który pozwoli rozsądnie rozdzielać pieniądze między uczelnie. Wchodzimy więc w system parametryczny, który ma swoje zalety, ale też wiele wad. Ministerstwo zaproponowało pewne optimum matematyczne, które jednak o niczym nie przesądza, bo wszystko zależy - tak jak w przypadku muzyki - nie tylko od nut, ale i od wykonania. Są uczelnie, które będą mogły lekko to zaakceptować, ale inne znajdą sposób na modyfikowanie wskaźników tak, żeby dobrze wyglądały w dokumentach.
Co ta zmiana parametryzacji oznacza dla Uniwersytetu Medycznego w Łodzi?
My mamy trochę inny przelicznik niż uniwersytety ogólnoprofilowe, ale też pula pieniędzy na uczelnie medyczne jest wydzielana z całej puli i dopiero dzielona między nas. Tak więc ścigamy się z innymi uczelniami medycznymi. A ponieważ w tym algorytmie podziału pieniędzy jest wiele pozycji, więc to wszystko nie jest takie proste. Dlatego dużo ważniejsze w zapowiedziach zmian prawa jest, słuszne moim zdaniem, uzależnienie finansowania od tego, jak silna naukowo będzie uczelnia, jak silne wydziały będzie miała.
Planuje się podział wszystkich uczelni na badawcze, badawczo-dydaktyczne i dydaktyczne. Jakie są szanse, by uniwersytet, którym Pan kieruje uzyskał status uczelni badawczej?
W rankingu wszystkich polskich uczelni, w którym uszeregowano je pod względem liczby publikacji naukowych w powiązaniu z liczbą cytowań na jedną publikację, w pierwszej dziesiątce znalazło się osiem uniwersytetów medycznych. Nie widzę powodów, żeby nie były one uczelniami badawczymi. My pod względem parametrów obrazujących poziom naukowy, jesteśmy w ścisłej czołówce wśród wszystkich uczelni w Polsce, nie tylko medycznych.
Finansowanie uczelni ma być też bardziej niż dotychczas uzależnione od komercjalizacji, prowadzonych w niej badań. Co Pan o tym sądzi?
Trzeba odróżnić wdrożenia od polityki patentowej. Można patentować i promować wynalazki, które nigdy nie są wdrożone, a są też rozwiązania bardzo proste, ale efektywne rynkowo. To jest bardzo trudno zapisać w prawie. Są możliwości nadużywania tych przepisów lub wykorzystywania ich niezgodnie z intencjami ustawodawcy. Dlatego trzeba poczekać na szczegóły, np. czym wdrożenie osiągnięcia badawczego ma być dokumentowane. Może zyskiem ekonomicznym, jaki daje?
W propozycjach zmian ustawowych pojawił się pomysł tworzenia, podobnie jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych, rad powierniczych uczelni, do których wchodziliby m. in. lokalni działacze i politycy. Czy potrzebne są takie rady?
Na świecie, nie tylko w Stanach, są różne rozwiązania. W Niemczech w różnych landach rozwiązania są inne. To zależy od otoczenia, atmosfery, tradycji...
Ale u nas tradycji rad powierniczych nie ma.
U nas jest tak, że jeśli można coś zakombinować, to się kombinuje. Dlatego boję się nie o zapisy ustawowe, ale o wykonanie tych często pięknych i wzniosłych zapisów. W Anglii uczelnią zarządza lord, ale u nas lordów nie ma, więc szukamy innych rozwiązań. W Stanach do rad powierniczych uczelni wybiera się często wybitnych absolwentów tych uczelni. U nas nie wiadomo, jak te rady miałyby być wybierane i z jakimi założeniami.
Do czego może doprowadzić obecna dyskusja dotycząca zmian prawa o szkolnictwie wyższym?
Są trzy warianty założeń ustawy, nad którymi trwa dyskusja. Ministerstwo nie przedstawiło swojego projektu. Odnoszę wrażenie, że w dużej mierze wsłuchuje się w opinie, nie za bardzo deklarując co się wydarzy. Plotek jest co niemiara, więc trzeba poczekać. Byłem na spotkaniu Prezydium Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) z ministrem Gowinem, który zadeklarował, że KRASP będzie w tej dyskusji traktowany po partnersku. Myślę, że istnieje wola dokonania w kompromisowy sposób takich zmian w systemie, by był efektywny. Tymczasem nasz kraj boryka się np. z takim dualizmem, że mimo dużej liczby studiujących, mamy duży deficyt kadr specjalistycznych, m. in. dla potrzeb ochrony zdrowia. I pytanie, czy my, jako uczelnia medyczna, mamy rozwijać badania naukowe na najwyższym światowym poziomie, ograniczając liczbę kształconych lekarzy? Czy to byłoby korzystne dla państwa? Takie decyzje wymagają dużej ostrożności.