Plotkowanie może być bardzo brzydkim zwyczajem, zwłaszcza jeśli jego jedynym celem jest zranienie innej osoby, przyniesienie jej wstydu i kłopotów, ale – jak zauważają naukowcy – obgadywanie innych za plecami jednoczy grupę i pozwala na walkę z agresywnymi jednostkami. A jak pokazuje życie, plotkują wszyscy
Nie ma co się łudzić: plotkujemy wszyscy – w pracy, w domu, na spacerze z przyjaciółmi, w osiedlowej cukierni. Robimy to mimochodem, bezwiednie, a czasami wręcz przeciwnie, mamy w tym plotkowaniu ukryty cel i zupełnie się w nim zatracamy. Ktoś kiedyś opowiedział mi taką historię: pewna kobieta plotkowała tak metodycznie, tak uporczywie, że złamała życie swojej Bogu ducha winnej sąsiadce. Kiedy zaczęła odczuwać wyrzuty sumienia, poszła do spowiedzi, bo pomyślała, że to przyniesie jej ulgę. Ksiądz wysłuchał jej opowieści i w ramach pokuty kazał grzesznicy rozerwać poduszkę z pierzem, wyrzucić przez okno, a potem to pierze spróbować pozbierać. Pierza, rzecz jasna, pozbierać się nie da, zawsze coś na ziemi pozostanie i tak samo jest z plotką. Nawet najbardziej bezsensowna, głupia, zupełnie abstrakcyjna zasiewa w naszych głowach ziarenko niepewności: A może jednak coś w tym jest?
Ale umówmy się, z plotkowaniem nie wygramy. Pewnie uskuteczniał je już człowiek pierwotny, plotką rozkoszowano się w starożytności, renesansie i w peerelu. Plotkowanie nie ma żadnego związku z wiekiem, płcią, wbrew ogólnemu sądowi, że panie plotkują częściej niż panowie, ani z pozycją społeczną.
Na przykład tacy politycy plotkują nieustannie. Chociaż oficjalnie się do tego nie przyznają, więcej nawet, zarzekają się, że plotkami i plotkarzami najzwyczajniej w świecie się brzydzą, bo wiadomo – w polityce plotki mają najczęściej zaszkodzić albo ośmieszyć osobę, której dotyczą.
Ale też plotka jest definiowana w słownikach językowych jako niesprawdzona lub kłamliwa pogłoska, powodująca utratę dobrego wizerunku osoby, której dotyczy, powszechnie uważa się też, że plotka jest synonimem pogłoski, która polega na rozpowszechnianiu niepewnych, niesprawdzonych wiadomości. Ale przedstawiciele nauk społecznych nie godzą się na stawianie znaku równości między tymi dwoma pojęciami.
Tusk na spalonym
– Pewnie, że politycy plotkują – mówił mi kiedyś poseł Eugeniusz Kłopotek z PSL. – Nie tylko między sobą, ale z wami, dziennikarzami także. I wspominał, jak to na którymś posiedzeniu klubu prowadzili bardzo emocjonalną dyskusję, m.in. o ustawie antynarkotykowej, rasizmie, śląskości i obchodach rocznicy 10 kwietnia. Na drugi dzień rano podbiegł do niego dziennikarz i rzucił z uśmiechem, że podobno dostał ochrzan za złożenie kwiatów na Krakowskim Przedmieściu. No to znaczy, że koledzy z klubu plotkują.
W Sejmie przy Wiejskiej miejscem „wymiany myśli” jest ponoć bar za kratą, bo to tu posłowie dzielą się swą wiedzą i omawiają życie parlamentarne kraju. Sejmowe plotki można by podzielić na te polityczne i prywatne, dotyczące życia i prowadzenia się poszczególnych posłów.
Kiedy rządziła Platforma, w rankingu tych pierwszych numerem jeden były wszelkie informacje dotyczące tego, jak wyglądają relacje między premierem Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną. Najciekawsze wiązały się z boiskiem, a dotyczyły tego, jak się obaj panowie zachowują na murawie. Najśmieszniejsze? Na przykład plotka, która żyła w Sejmie ładnych kilka tygodni, jakoby Schetyna na dobre się zbuntował i w ogóle nie podawał piłki Tuskowi albo specjalnie wysyłał go na spalony. I tu trzeba przyznać rację posłowi Kłopotkowi, który podejrzewa o plotkarskie kontakty polityków i dziennikarzy, bo sensacyjne „newsy” z boiska przedostały się do mediów i serwisów informacyjnych.
Za czasów PO na tapecie był pokój Mirosława Drzewieckiego, byłego ministra sportu, słynnego „Mira” z afery hazardowej. Drzewiecki miał u siebie plazmę i to u niego w tygodniu sejmowym politycy Platformy spotykali się, by oglądać transmisje z piłkarskich spotkań, na tych spotkaniach zapadały ponoć strategiczne dla PO decyzje. O tym, jak posłowie Platformy lubili plotkować, świadczą rozmowy nagrane w restauracji u Sowy, ale też afera taśmowa, która nomen omen odsunęła PO od władzy, plotką stała.
Kiedy do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość, ale i wcześniej, kiedy partia Jarosława Kaczyńskiego była w opozycji, najczęściej plotkowano o tym, kto jest najbliżej ucha prezesa, kto jest drugi po prezesie, kto po prezesie przejmie władzę w partii. Słowo „prezes” jest w tych plotkach odmieniane przez wszystkie przypadki.
Kolejny temat plotek – frakcje: jak się zwalczają, jak przeciwko sobie intrygują, kolejna – transfery.
– Ja byłem już chyba we wszystkich ugrupowaniach z wyjątkiem Prawa i Sprawiedliwości – mówił mi kiedyś ze śmiechem Bartosz Arłukowicz. Transferom zawsze towarzyszy dyskusja, kto za przejściem stoi, kto namawia, ile zainteresowany może na zmianie „barw klubowych” zyskać, a ile stracić. Ostatnio mocno dyskutowano o Jacku Saryuszu-Wolskim, który został dość nieoczekiwanie kandydatem rządu Beaty Szydło na szefa Rady Europejskiej. Jedni obstawiali, że za swoją polityczną woltę dostanie tekę ministra sprawa zagranicznych, inni, że zostanie komisarzem unijnym, jeszcze inni, że Kaczyński po wszystkim pokaże mu figę z makiem. Na razie w tym temacie cisza, ale wszystko przed nami, tak rekonstrukcja rządu, jak wybory do europarlamentu.
– Polityka na tym właśnie polega, że preparuje się jakąś informację, a potem czeka, co będzie dalej – mówi prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. – Z drugiej strony, chcemy wiedzieć coś, co nie jest powszechnie dostępne. Chcemy się wyróżniać, a przez to, że znamy jakieś szczegóły, jakieś smaczki, stajemy się dla otoczenia atrakcyjniejsi.
Wdzięcznym tematem zakulisowych rozmów są też powroty, chociażby Zbigniewa Ziobry do zjednoczonej prawicy czy Leszka Millera do Sojuszu.
I oczywiście życie prywatne polityków: sejmowe romanse, pozamałżeńskie dzieci, pieniądze. Swego czasu sporo plotkowano o Kazimierzu Marcinkiewiczu i Isabel, ostatnio na tapecie jest poseł Ryszard Petru i posłanka Joanna Schmidt, których łączy chyba coś więcej niż polityczna przyjaźń, w każdym razie poseł Petru przypłacił tę znajomość spadkiem poparcia i szansą na zostanie liderem opozycji. Więc oczywiście politycy plotkują także o codziennym życiu, nie tylko o partyjnej strategii i politycznych intrygach.
Legendą obrosło już słynne spotkanie świętej pamięci Józefa Oleksego z Aleksandrem Gudzowatym, spotkanie mocno zakrapiane – dodajmy. Józef Oleksy wyraźnie się na nim rozluźnił i pojechał po bandzie: wyśmiewał m.in. Aleksandra Kwaśniewskiego („swój majątek ukradł”) i jego żonę, że groteskowo wywyższa się ponad innych („przez 15 minut uczy obywateli, jak jeść bezę”). Ale dostało się też Jerzemu Szmajdzińskiemu („buc nadęty”) i Wojciechowi Olejniczakowi („narcyz”). Wobec środowiskowego ostracyzmu Oleksy zrezygnował wtedy z członkostwa w SLD. Potem do niego wrócił.
Czy ktoś tu widział UFO?
Ale któż nie lubi sobie poplotkować?! Plotkują adwokaci, sędziowie, lekarze, sprzątaczki, dzieciaki w szkole, od plotek huczy showbiznes, choć tu plotki często produkują sami zainteresowani, żeby wylądować na pierwszych stronach gazet. O innych się plotkuje, bo są znani albo sami nie dają powodów do opowiadania o swoim prywatnym życiu.
– Plotek na mój temat nie było wiele – wspominał kiedyś Artur Barciś. – Pamiętam jednak pewną nierzetelną informację, która w pewnym sensie zaważyła na moich stosunkach z ludźmi. Napisano, że przy budowie domu dostałem zawału i odwieziono mnie do szpitala, ponieważ firmy, które u mnie pracowały, oszukały mnie. Ja nigdy czegoś takiego nie powiedziałem. Uczciwi pracownicy, którzy budowali mi dom, byli oburzeni. Mieli do mnie pretensje. Tłumaczyłem im, że ja nic takiego nie powiedziałem, ale nikt mi nie wierzył. Ta informacja popsuła moje stosunki z budowlańcami.
Z innych ciekawostek? Jacek Borkowski podobno widział UFO, a Aldona Orman wycięła sobie żebra, żeby mieć talię jak osa.
– Na mój temat kiedyś pojawiało się bardzo dużo plotek i byłam nimi oburzona
– wspominała w jednym z wywiadów aktorka Dorota Chotecka. – Jedną z nich była informacja, że Radek Pazura ma inną żonę. Chciałam się sądzić, odgrażałam się. Najbardziej było mi szkoda moich bliskich, zwłaszcza rodziców, którzy jeszcze nie wiedzieli, jak to wszystko działa. Byli przerażeni. Plotki nas dotykały, ponieważ wtedy byliśmy niekonwencjonalną parą, nie mieliśmy ślubu. Teraz mam świadomość, że takie rzeczy są wpisane w mój zawód i już się tym nie przejmuję. Zazwyczaj śmieszą mnie różne bzdury na mój temat. Zresztą to podobno dobrze, kiedy o kimś piszą. Mówi się, że dobrze, jak piszą, bez względu na to, czy dobrze, czy źle, bo to znak, że ktoś żyje, istnieje. Wiem, że nie ma sensu tracić czasu i energii na to, żeby prostować plotki. Trzeba się do nich przyzwyczaić. Moi bliscy też już zrozumieli, jak to wszystko działa i puszczają informacje na mój temat mimo uszu. Zresztą teraz mam na tyle dużo szczęścia, że nie plotkują o mnie w prasie zbyt często.
Plotka pod lupą naukowców
O tym, że Polacy plotkami żyją, świadczyć może liczba wejść, mierzona w setkach tysięcy, na serwisy plotkarskie czy wyniki sprzedaży pism zajmujących się głównie podglądaniem innych. Niby jest się czego wstydzić, zwłaszcza jeśli plotkujemy, żeby kogoś zniszczyć, narobić mu kłopotów, przynieść trochę wstydu, ale z drugiej strony na pociechę warto zauważyć, że jak podkreślają socjologowie, plotkowanie mimo swej negatywnej reputacji pełni wiele pożytecznych funkcji, m.in. informacyjną, funkcję podtrzymywania więzi czy chociażby rozrywkową. Mało tego – powoduje odczuwanie przyjemności.
Tak, tak – plotkami zajmują się już naukowcy. Ci z uniwersytetu w Pavii we Włoszech stwierdzili, że plotkowanie ma dobroczynne działanie, tworzy więzy oraz klimat zgody i zrozumienia. Do podobnego wniosku doszli Amerykanie, bo badacze ze State University w Nowym Jorku ustalili, że plotkowanie i obgadywanie innych za ich plecami, na przykład w biurze, jest bardzo zdrowe i przyczynia się do zacieśnienia więzi społecznych. Według nich plotkowanie, uznawane powszechnie za zachowanie szkodliwe lub – w najlepszym przypadku – w złym guście, wzmacnia przyjaźń, jest skuteczną bronią wobec osób aspołecznych oraz wprowadza w obieg informacje nieosiągalne z innych źródeł. Sami autorzy pracy, profesorowie Kevin Kniffin i David Wilson, byli zaskoczeni rezultatami swoich ponadpółtorarocznych badań.
Z ich opracowania wynika, że plotka i obgadywanie innych za ich plecami jest jednym z kluczowych elementów prawidłowego funkcjonowania ludzkich społeczności. Szczegółowe informacje o zachowaniu się innych ludzi w połączeniu z ich oceną – co jest istotą plotkarstwa – stanowią nawet rodzaj podręcznika, uczącego nas samych poprawnego zachowania się w grupie społecznej. Amerykańskim uczonym udało się ponadto ustalić, że przeciętnie przeznaczamy na plotkowanie od jednej piątej do dwóch trzecich czasu wszystkich naszych konwersacji. Plotkowanie ma odgrywać również rolę mechanizmu obronnego w sytuacji, gdy w grupie pojawi się osoba zachowująca się źle, agresywnie lub próbująca manipulować innymi ludźmi. Ostre wyszydzanie w plotkach charakteru takiej osoby, opowiadanie o niej okrutnych dowcipów i kpienie z jej życia płciowego sprawiają, że plotkujący jak ognia wystrzegają się tego typu zachowań. Zdaniem profesora Kniffina plotkowanie odgrywało w historii ludzkości ogromną rolę. Dzięki niemu bowiem ludzie zdają sobie sprawę, że – zachowując się źle – mogą utracić reputację. Profesor Wilson twierdzi, że plotkowanie, wbrew obiegowym opiniom, może być czynnością głęboko moralną. Nie jest to, jak się powszechnie uważa, mało wiarygodna paplanina, a zachowanie wysoce – jego zdaniem – wyrafinowane. Jeśli bowiem dostrzeżemy, że ktoś posługuje się plotką, aby osiągnąć jakieś podejrzane, osobiste cele, to natychmiast cierpi na tym jego reputacja. Jeśli zaś sięga po plotkę wyłącznie w interesie całej grupy, to jego reputacja pozostaje nieskażona.
Kto zginął i ile razy
Tyle tylko, że sytuacja mocno się zmieniła, od kiedy wszyscy jesteśmy w sieci, bo dzisiaj plotka, nawet ta od razu pachnąca plotką
– żyje wiecznie. Kilka przykładów. Weźmy takiego Roberta Kubicę. Zaczęło się 6 lutego 2011 roku, gdy świat obiegła wiadomość o wypadku rajdowca podczas rajdu Ronde di Andora. Sieć natychmiast zapełniła się informacjami nie tylko o tragicznej kraksie, ale też o prawdopodobnej śmierci rajdowca. To właśnie ze snutych wówczas przypuszczeń, zwykłych wymysłów, strzępów informacji, narodził się złowieszczy news, który mimo upływu czasu długo miał się jak najlepiej. Bo wciąż pojawiały się informacje „Kubica zginął”. Tymczasem Robert Kubica przeszedł rehabilitację, wrócił do wyścigów. Kilka miesięcy po wypadku wystartował w rajdzie Ronde Gomitolo i po znakomitych czterech odcinkach dotarł na metę z przewagą blisko minuty nad drugim zawodnikiem. Cóż z tego, gdy wstukiwało się w wyszukiwarkę „Robert Kubica”, „Rajd Gomitolo”, natychmiast było się zasypywanym wiadomościami typu: „Kubica nie żyje. Czy to prawda?” czy „Kubica. Śmierć za kierownicą”. Spece od internetu nie mieli wątpliwości: uporczywa plotka o rzekomej śmierci kierowcy to dowód na to, że w sieci rządzą inne prawa niż w realu. Raz wrzucony do internetowych trzewi news zaczyna bytować własnym życiem, mutując i przybierając coraz to nowe oblicza.
Nie pomaga czas ani dementi – plotka po okresie przyczajenia potrafi wychynąć z odmętów informacji i znów rozpocząć dezinformującą egzystencję. Jest w pewnym sensie nieśmiertelna. „W sieci nic nie ginie” – brzmi bowiem pierwsze przykazanie użytkownika. Poza tym zawsze znajdą się tacy, którzy z czystej złośliwości popchną trefną plotkę dalej, wrzucą na forum, przykleją do innej treści. „Dla fanu można zrobić wszystko” – to z kolei credo tych, którym sieć służy do zabawy, nierzadko kosztem innych. „Czy to prawda, że Robert Kubica nie żyje? Bo w internecie chodzą różne pogłoski na ten temat... w co wierzyć?” – pytał prostodusznie Shain89, uczestnik jednej z gorących forumowych dyskusji o Kubicy. „Nie żyje człowieku, jest zimny jak żelatyna” – odpowiedział mu Sweetmaker. „Widziałem zdjęcia, trup w kawałkach” – dopowiedział swoje BlookowyAniol. Zjawisko, choć przyprawiające o dreszcze, zdaje się powszechne, jak internet długi i szeroki. Internauci uśmiercili Kubicę, ale wcześniej sieć aż pękała od plotek, że nie żyją Demi Moore, Charlie Sheen, Cher i Hugh Hefner. Newsik o przejściu do lepszego ze światów założyciela „Playboya” jest oczywiście smakowity i chętnie czytany, ale nie niesie ze sobą tej wagi, co swego czasu dość popularna plotka o nagłej śmierci prezydenta Baszara Al-Asada. Krótka informacja zatrzęsła rynkami, natychmiast podnosząc ceny ropy o dolara za baryłkę.
Plotki o Al-Asadzie od biedy zaliczyć można do tzw. kategorii marketingu szeptanego, celującego w podniesienie lub osłabienie wartości danej marki. Jak to się ma jednak do Roberta Kubicy, który jest na razie ogólnym dobrem narodowym? Tu głos można by oddać etykom mówiącym o sporych pokładach bezinteresownej zawiści u internau¬tów. Widać ją na forach i czatach, objawia się nienawistnym językiem i daleko posuniętym brakiem empatii wobec bliźnich. Psychologowie też dodają do tematu swoje trzy grosze. Według ich badań najczęściej czytamy wiadomości o seksie, pieniądzach i new¬sy z gatunku „tajemnice”, w tym właśnie doniesienia o skandalach i zgonach. „Czytają je rozkapryszone nastolatki, stateczne panie po czterdziestce, informatycy w czasie przerw w pracy i studenci w czasie sesji”
– tłumaczył niejaki Assmodeuss, internetowy łowca takich tajemnic. Coś w tym jest, wszak uparta plotka o śmierci Roberta Kubicy była o wiele atrakcyjniejsza od innych.
Czy z plotką można walczyć? Dzieje świata pokazują, że nie bardzo, zwłaszcza w sieci, bo ta rządzi się swoimi prawami.
W erze przedinternetowej można było liczyć na to, że czas zatrze przyczynę i treść plotki, w dobie elektroniki taka nadzieja upadła. Gdyby w latach 70. istniał internet w dzisiejszej formie, piosenkarka Hanna Banaszak musiałaby się pogodzić na zawsze z plotką, że była najbardziej rozśpiewaną kochanką towarzysza Mieczysława Rakowskiego. Podobnie jak dwie dekady później Edyta Górniak musiała znosić plotki, że jest wyjątkowo częstym gościem w alkowie Aleksandra Kwaśniewskiego, a poza tym ma z nim potomstwo. Chwile grozy, podobnie jak Robert Kubica, musieli znosić również inni. I tak swego czasu tragicznie zginąć mieli m.in. Michał Wiśniewski (rzekomo rozbił się samochodem, mknąc po niemieckiej autostradzie 300 kilometrów na godzinę), sportowiec Adam Małysz (spadł ze skoczni w Holmen¬kollen i złamał kręgosłup) i polityk Leszek Miller (zamach terrorystyczny). Jeśli dziś słychać echa tych niegdysiejszych doniesień, to tylko w formie obyczajowych osobliwości. Do momentu, aż przypomniane rozgorzeją z nową siłą. Człowiek ma to do siebie, że plotkuje. Nie tylko w maglu, ale też przy klawiaturze. Szans, by nagle pozbył się swoich upodobań, raczej nie ma. Podręczniki psychologii pełne są porad, w jaki sposób walczyć z plotkami, ale jeszcze nikomu to się nie udało.