Mnóstwo pluszaków na chodniku i transparenty z apelami do prezydent Łodzi , że „nie wolno krzywdzić dzieci” - taki obrazek oglądali wczoraj po południu łodzianie przed magistratem.
Wolontariusze i sympatycy fundacji „Dziewczynka z zapałkami” rozdawali ulotki z informacją, dlaczego wyszli na ulicę.
- Pani prezydent 9 września 2016 r. eksmitowała nas z siedziby przy ul. Gdańskiej 29 - mówi Piotr Myśliwiec z zarządu fundacji. - Już pod koniec 2010 r. okazało się, że wynajęte nam w 2007 r. przez urząd miasta trzy lokale nie mogą być lokalami użytkowymi. Według rzeczoznawców, korzystanie z nich stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa. A przecież funkcjonowała tam świetlica, były zajęcia i posiłki dla dzieci, kolonie, półkolonie. Jak można było nam taki lokal wynająć? Mimo to do połowy 2013 r. płaciliśmy czynsz.
Według fundacji, z tych lokali w latach 2007 - 2010 skorzystało ponad 2 tys. dzieci. Fundacja zarzuca miastu, że od 2011 r. do dziś, w związku z zaniedbaniem urzędników, straciła ponad 7 mln zł, bo tyle mogłaby wypracować na rzecz dzieci. Domaga się rekompensaty. Sprawa trafiła do sądu, ale w pierwszej instancji fundacja przegrała.
- Wnieśliśmy apelację i liczę, że proces wygramy - dodaje Piotr Myśliwiec.
Fundacja nie wyprowadziła się z Gdańskiej 29, zajmuje tam jeszcze I i III piętro. Rosną jej długi.
- Fundacja jest winna miastu 0,5 mln zł za lokale, które wynajmowała lub wynajmuje obecnie - podaje biuro prasowe UMŁ. - Za wynajem tego, z którego została eksmitowana w 2016 r., wciąż jest miastu winna 211 tys. zł. Nadal korzysta też z dwóch lokali, za jeden z nich nie płacąc.