Kajakarze z Żor: Agata Staszewska-Madzia i Marcin Madzia to wielcy pasjonaci kajakarstwa, członkowie Klubu Kajakowego Meander w Chałupkach, instruktorzy kajakarstwa, mieszkańcy Żor od sześciu lat. Obecnie są pochłonięci przygotowaniem swojej sztandarowej imprezy kajakowej Meander Orient Express (odbędzie się od 3 do 5 lipca w Chałupkach – to impreza dla wytrawnych kajakarzy lubiących się pościgać, jak i całych rodzin) oraz wyprawą na Alaskę, gdzie będą pływać między górami lodowymi w Glacier Bay, a potem planują dwutygodniową włóczęgę kanadyjką w najbardziej odludnych rejonach alaskańskiej dziczy. Nam opowiedzieli także o swoim weselu w kajakach i... wywrotkach.
Kajakarze z Żor. Pływają na kajakach i zwiedzają świat
Skąd wzięło się zamiłowanie do wypraw kajakowych u naszych bohaterów?
- To mąż zaraził mnie kajakarstwem. Gdy poznaliśmy się, czyli niespełna 10 lat temu. Jego zaś w" machanie wiosłem" wciągnął tata, zabierając na wyjazdy kajakowo-wędkarskie. Na początku pływaliśmy głównie turystycznie, organizując spływy na grupy przyjaciół. Z czasem pojawił się jednak apetyt na coraz trudniejsze rzeki i morza. Dzisiaj pływamy zazwyczaj jedynkami, jeżeli we dwoje -to tylko kanadyjką – mówi Agata Staszewska-Madzia, 33-latka z Żor, z zawodu inżynier sanitarny.
Jak się okazuje, mieszkańcy Żor, realizując swoją pasję, pokonali już setki kilometrów europejskich rzek. - Marcin pływa już od ćwierćwiecza, więc siłą rzeczy zaliczył wiele turystycznych szlaków w Polsce, a nasze wspólne turystyczne pływanie na Sanie, Bobrze, Łupawie, Drawie czy Odrze połączone jest z obozowaniem i byciem blisko natury. Jednak odkąd pływamy bardziej technicznie i uprawiamy kajakarstwo górskie, to najczęściej jeździmy na tory kajakarstwa górskiego najczęściej do czeskiej Opawy lub do Krakowa. Spływamy też odcinki rzek górskich, ale bardziej wymagających, jak np.: Białkę od Jurgowa, czeską Ostravice, a co roku wracamy też na słoweńską Soczę, która w Europie jest Mekką kajakarzy górskich czy austriacką Salzę. Najbliżej mamy do Czech, ale pływaliśmy też w Czarnogórze, Francji, Węgrzech , Łotwie. – dodaje pani Agata.
Małżonkowie lubią też pływać po morzach. - Staramy się też przynajmniej raz w roku popływać po morzu. W 2010 roku wybraliśmy się za koło podbiegunowe popływać wokół norweskich wysp Lofotów. W 2013 r. opłynęliśmy grecką wyspę Milos, a w zeszłym roku - już w większym gronie kolegów z klubu przepłynęliśmy z Istrii przez Zatokę Wenecką do Wenecji. W tym roku lecimy na Alaskę, gdzie nasze plany obejmują pływanie morskie pomiędzy górami lodowymi w Glacier Bay i oraz dwutygodniową włóczęgę kanadyjką w najbardziej odludnych rejonach alaskańskiej dziczy – mówią nam nasi kajakarze.
Niebawem, bo od 3 do 5 lipca w Chałupkach, działając pod egidą Klubu Kajakowego Meander, nasi kajakarze zorganizują imprezę pod nazwą Meander Orient Express. Co to za impreza?
- To trzydniowa impreza zarówno dla wytrawnych kajakarzy lubiących się pościgać jak i całych rodzin. Impreza zacznie się w piątek wieczorem ogniskiem. W sobotę będzie odbywać się etap pierwszy, czyli kajakowy spływ na orientację: uczestnicy dostaną mapę z zaznaczonymi punktami kontrolnymi, które będą musieli odnaleźć wzdłuż przepięknych granicznych meandrów Odry. Przez cały spływowy weekend będzie działać będzie Klub Spływowy, gdzie będzie można napić się herbaty, kawy, zjeść ciasto domowego wypieku, czy powymieniać się opowieściami z trasy i skorzystać z darmowego wi-fi. Z kolei w sobotni wieczór zapraszamy pod naszą spływową scenę,na której planujemy koncerty niszowych zespołów, w tym grupy MuzyKajaka, w której mąż jest gitarzystą i wokalistą. Wszystkim uczestnikom zapewniamy dwa posiłki dziennie, w tym Wieczór Smaków Pogranicza, bo po drugiej stronie Odry są przecież Czechy, ale w tym dniu wszyscy będą po tej samej stronie rzeki. Nie zabraknie też konkursów dla dzieci i dorosłych i wielu nagród. Natomiast w niedzielę czeka nas etap Expressu, podczas którego uczestnicy będą mieli do pokonania tor przeszkód w górę rzeki, slalom między bramkami i zabawne konkurencje na lądzie. To naprawdę jedyna w swoim rodzaju impreza – opowiadają nasi kajakarze. Czekają nas niesamowite emocje i atrakcje.
Wielkie emocje towarzyszyły też małżonkom podczas ich wypraw kajakowych w różnych zakątkach naszego globu. - Jedną z ciekawszych sytuacji, jakie sami „spowodowaliśmy”, to było nasze Spływowesele. Zaprosiliśmy wszystkich naszych przyjaciół na wesele połączone ze spływem. Było to w długi weekend majowy w 2012 roku. Wesele odbyło się na terenie toru kajakarstwa górskiego Wietrznice koło Łącka na rzece Dunajec. Wszystko sami zorganizowaliśmy, a atrakcją było spłynięcie przełomu Dunajca na kajakach i pontonach. Samo przyjęcie odbywało się "pod chmurką" tuż nad kanałem toru kajakowego. Podczas spływu ja do kasku przyklejony miałam welon, mąż cylinder – wspomina pani Agata.
Naszym małżonkom zdarzały się też wypadki na kajakach.
- Dla mnie mrożący krew w żyłach był wypadek, jaki zdarzył mi się na tzw. Bąblu. Bąbel to miejsce, w którym do rzeki Białki wpływa Jaworowy Potok w Jurgowie w Tatrach na granicy polsko-słowackiej. Jaworowy Potok wpada do Białki poprzez mały naturalny próg, pod którym tworzy się odwój. Odwój to cofająca się woda, która może przytrzymać kajakarza. Ja sobie przy tym odwoju ćwiczyłam i niestety on wywrócił i przytrzymał na tyle mocno, że nie potrafiłam się wyratować eskimoską - obrotem wokół wzdłużnej osi kajaka bez jego wysiadania, więc zrobiłam haniebną "kabinę", czyli wypięłam się z kajaka wypadłam z niego i popłynęłam ze sprzętem w dół rzeki. Niestety specyfika Bąbla polega na tym, że mieszające się pod kątem prostym dwie rzeki o dużym spadku powodują, że woda w tym miejscu gwałtownie się miesza i pulsuje, stąd nazwa Bąbel. Jest to bezpieczne, jak się siedzi w kajaku, który ma dużą wyporność, ale nie jak się z niego wypadło. Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam i Bąbel "wessał" mnie pod wodę i nie chciał puścić przez całą wieczność - z mojej perspektywy, a z perspektywy moich kolegów niespełna minutę. Ja pod wodą nie mogłam nic zrobić, bo nie czułam dna, od którego mogłabym się odbić i nie umiałam dopłynąć do powierzchni mimo gwałtownych ruchów rękami i założonej kamizelki asekuracyjnej. Łykałam tylko wodę, a potem to już pogodziłam się ze śmiercią, ale Bąbel "wypluł". Zawsze "wypluwa". Pozbierałam się i popłynęłam dalej – dodaje pani Agata.
Z kolei pan Marcin wywrotkę zaliczył na Morzu Egejskim nieopodal wyspy Milos. - Pamiętam, jak na morzu zerwał się bardzo silny wiatr. Wypłynęliśmy z duszami na ramieniu, na morzu nie było nikogo aż po widnokrąg. Fale zdawały się sięgać nieba, no i wreszcie stało się - "wywrotka", obciążonego kajaka nie udało się postawić. Szczęśliwie wiatr wiał w stronę brzegu, dlatego żona zaczęła holować mnie wraz z kajakiem w kierunku wyspy, ale tam czekała nas kolejna niemiła niespodzianka: pod pionową skałą, o którą rozbijały się wściekłe fale, nie było widać ani skrawka plaży. Myśleliśmy ,że już po nas. Uratował nas cieniutki spłachetek kamieni u stóp urwiska, na którym udało się w końcu opróżnić kajak z wody, wysuszyć rzeczy nad rozpalonym z wyrzuconego przybojem drewna ogniskiem i wypłynąć... dalej w morze – wspomina pan Marcin.
Jak uważają nasi bohaterowie, każdy może pływać na kajakach. Od czego powinna zacząć osoba, chcąca pływać na kajakach w bliższe i dalsze wyprawy?
- Każdy może pływać na kajakach. I nie trzeba od razu kupować kajaka, bo wystarczy zapisać się na jeden z organizowanych spływów komercyjnych chociażby na rzece Ruda z Rybnika do Kuźni Raciborskiej, Kłodnica za Gliwicami - to naprawdę piękna rzeka, Mała Panew, czy wreszcie przepiękne, malownicze Meandry Odry w Chałupkach. Potem można już próbować coraz dalej, spróbować samemu wybrać rzekę, pożyczyć kajak z jednej z naprawdę wielu w Polsce firm i zacząć pływać. Dla kogoś, kto pragnie być blisko natury, to naprawdę świetny sposób na spędzanie wolnego czasu – radzą nasi bohaterowie.
Czy kajakowe wyprawy są drogie?
- Wszystko zależy od tego, gdzie się wybieramy i jak chcemy spędzić ten czas. Jeżeli wybieramy się bardzo daleko i do drogiego kraju, gdzie jeszcze musimy wypożyczyć drogi sprzęt, to wydajemy dużo pieniędzy na wstępie. Dla nas Norwegia była takim krajem, gdzie wypożyczenie sprzętu - swojego nie daliśmy rady zabrać do samolotu plus jedzenie – koszty były znaczne. Na szczęście na chleb nas było stać, ryby też brały, a od jedzenia zupek chińskich przez kilkanaście dni korony nam z głowy nie spadły. Jednak, gdy jedziemy pod namiot, gotujemy na ognisku, blisko natury, to jest to bardzo tani sposób spędzania wolnego czasu – dodają nasi kajakarze.
Jak wygląda typowe wyposażenie kajakarza?
- Wyposażenie kajakarza zależy od tego, jakie cel ma kajakarz, czy ma to być rekreacyjne spędzanie wolnego czasu czyli turystyczne pływanie po rzekach nizinnych, czy bardziej zaawansowane rodzaje kajakarstwa dające więcej adrenaliny tj. górskie, morskie, zwałkowe czy wreszcie sportowe.
Oczywiście: kajak, wiosło i kamizelka asekuracyjna to podstawowy sprzęt kajakarza. Można jeszcze pływać kanadyjkami i wiosłować w nich pagajami, które mają tylko jedno pióro. To jest niezbędne minimum. W turystycznym pływaniu przyda się czapeczka, która ochroni nas nie tylko przed słońcem, ale również przed gałęziami drzew, które mogą zwisać nad wodą. Ubiór powinien być dostosowany do panujących warunków atmosferycznych. Sprawdzają się szybkoschnące spodenki i koszulki, a jeżeli zamierzamy odbywać kilkudniowe wycieczki kajakowe, to warto zaopatrzyć się w worki wodoszczelne, w które zapakujemy suche ubrania, czy jedzenie. W sklepach turystycznych i specjalistycznych dostępne są wodoszczelne beczki i woreczki w różnych rozmiarach, w których przewozić możemy aparaty fotograficzne, dokumenty, pieniądze, telefon. Poza tym, im ambitniej chcemy pływać, tym więcej sprzętu zaczynamy potrzebować. Pływanie po rzekach górskich to już troszkę wyższy poziom, bo kajaki muszą być stosunkowo krótkie i bardzo dopasowane, tak by reagowały na każdy ruch kajakarza. Są to bardzo zwrotne kajaki, które wymagają ubrania tzw. fartucha, który zapobiega wlewaniu się wody do kajaka. Niezbędny jest też kask, który chroni głowę przed uderzeniami kamieni. Przyda się kombinezon z pianki neoprenowej oraz sucha kurtka, bo górskie rzeki niosą zazwyczaj bardzo zimne wody, które mogą doprowadzić do wychłodzenia organizmu – wyliczają nasi kajakarze.
Do morskiego pływania, kajakarstwa zwałkowego o freestyl'a też potrzebny jest odpowiedni sprzęt. - Morskie pływanie odbywa się na długich, powyżej 5 m, a mówimy o kajakach jednoosobowych, łódki oraz odpowiednio długie wiosła. Tutaj kajakarzowi również przyda się fartuch, bo fale mogą zalać pokład i wywrócić kajakarza. W zależności od temperatury wody przydaje się pianka neoprenowa - w Norwegii bardzo, w Grecji mniej. Z kolei kajakarstwo zwałkowe polega na pokonywaniu rzeki z przeszkodami, najczęściej zwalonymi drzewami. Mało pływania dużo przeskakiwania, ale ma to swój urok. Natomiast freestyle kajakowy to bardzo młody rodzaj kajakarstwa, który zakłada wykonywanie różnego rodzaju ewolucji w kajaku. Są to bardzo malutkie i króciutkie kajaki o małej wyporności. Freestyle to już w zasadzie kajakarstwo sportowe. Sportowa wersja kajakarstwa górskiego to kajakarstwo slalomowe, ale to już może za szczegółowo. Wyróżniamy również grę zespołową – kajak-polo i oczywiście kajakarstwo sportowe klasyczne – dodają kajakarze.
Poza kajakarstwem nasi bohaterowie uwielbiają podróże. - Lubimy podróżować w nieskażone tzw. "cywilizacją zachodnią" rejony świata. Po zakątkach Rumunii, Syberii, Mongolii i Gruzji po kilku latach udaje nam się wyrwać na Alaskę. Uciekamy od hoteli, zaludnionych miejsc polecanych w przewodnikach, szukamy autentyczności, którą coraz trudniej znaleźć i dzikich miejsc, gdzie kontakt z naturą jest namacalny. Poza tym lubimy wszelką aktywność fizyczną. Zimą uwielbiamy biegać na nartach, co w naszym przypadku wyparło trochę narciarstwo zjazdowe. Ja działam w klubie imprez na orientację, a mąż spełnia się grając i śpiewając w zespole MuzyKajaka, jest też autorem tekstów i muzyki – dodaje pani Agata.
Jak się okazuje, rodzina wspiera naszych bohaterów w ich pasji. - Niektórzy z naszych bliskich zarazili się kajakami i pływają rekreacyjnie. Rodzice się martwią, jak wyjeżdżamy na niebezpieczne rzeki. Dzieci? Różnie: straszy Kuba wybrał ścieżkę muzyczną i niezwykle rzadko daje się namówić na godzinkę w kajaku, a młodszy Filip bardzo mocno zaraził się kajakarstwem górskim i często pływa z nami – dodaje 42-letni pan Marcin, na co dzień właściciel szkoły językowej i biura tłumaczeń, co ciekawe przez pewien czas tworzący rubrykę poświęconą interpretacji piosenek w języku angielskim.