Pięciu uczestników Bydgoskiego Listopada’56 zostało w końcu uniewinnionych.
Przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy zapadł wczoraj bezprecedensowy wyrok w sprawie pięciu osób, które skazano na kary wiezienia za udział w wydarzeniach z 18 listopada 1956 roku.
- Tamte zdarzenia nie miały charakteru chuligańskiego, a były manifestacją polityczną, przeciwstawiającą się panującemu reżimowi komunistycznemu - mówił sędzia Krzysztof Dadełło.
Wyroki wydane przez Sąd Wojewódzki w styczniu 1957 r. (i utrzymane w mocy przez Sąd Najwyższy), zostały unieważnione na podstawie ustawy z 23 lutego 1991 r.
Dotyczą:
- Zdzisława Berkowskiego,
- Józefa Borowskiego,
- Bernarda Dolińskiego,
- Tadeusza Gozdeckiego,
- Tadeusza Gulcza.
Przez 25 lat sądy III RP odmawiały skazanym za udział w zniszczeniu zagłuszarki uznania ich czynów za działanie na rzecz niepodległego bytu. Wczorajsza rozprawa to wynik działań podjętych przez Mieczysława Górę, prokuratora bydgoskiego IPN.
Są teraz bohaterami. Prawnie i historycznie
- Przeszedł pan do historii - usłyszał sędzia Krzysztof Dadełło, po odczytaniu uzasadnienia o unieważnieniu wyroków PRL-owskich sądów.
Tak postanowienie sędziego Sądu Okręgowego w Bydgoszczy skomentował Stefan Pastuszewski, jeden z dwóch świadków wczorajszej rozprawy toczącej się „w przedmiocie stwierdzenia nieważności wyroku z 18 stycznia 1957 roku”, wydanego na pięciu bydgoszczanach. Zostali oni skazani za udział w zniszczeniu zagłuszarki zagranicznych rozgłośni na Wzgórzu Dąbrowskiego.
W świetle prawa (od wczoraj) Zdzisław Berkowski, Józef Borowski, Bernard Doliński, Tadeusz Gozdecki i Tadeusz Gulcz nie są już chuliganami! Po rozpatrzeniu sprawy sąd unieważnił wyrok Sądu Wojewódzkiego z 18 stycznia 1957 r. i utrzymującego go w mocy wyroku Sądu Najwyższego z 13 kwietnia 1957 r.
Gdy sędzia skończył odczytywać uzasadnienie w sali 111 (z trudem pomieściła licznie zgromadzoną publiczność) rozległy się oklaski. Skandowano:
Cześć i chwała bohaterom
Marta Gulcz, wdowa po Tadeuszu Gulczu (skazany na 6 lat więzienia) powiedziała „Pomorskiej”: - Ten wyrok męża by ucieszył. Karę odbywał w więzieniu w Koronowie, potem w Sztumie. Na wolność wyszedł w 1962 roku. To był bardzo dobry człowiek.
O tym, że jest wielka szansa na uniewinnienie tych, którzy sześć dekad temu sprzeciwili się komunistycznej dyktaturze, mówił nam niedawno Mieczysław Góra, prokurator IPN, który odnalazł istotne dla oceny wydarzeń z listopada 1956 r. dokumenty.
- Te materiały potwierdzają, że ówczesne władze traktowały wydarzenia z 18 listopada jako polityczne, a nie chuligańskie. Tak wynika z meldunku płk. Adama Aumera, zastępcy dowódcy Pomorskiego Okręgu Wojskowego ds. politycznych, skierowanego do szefa Głównego Zarządu Politycznego Ludowego Wojska Polskiego gen. Janusza Zarzyckiego. Demonstrację w Bydgoszczy uznano za polityczną, przyznając wprost, że początkowo zajścia miały charakter chuligański, ale szybko przekształciły się w manifestację polityczną - mówił sędzia Dadełło.
W ocenie prok. Góry meldunek płk. Aumera jest jednym z kluczowych. - Nie mniej istotne okazały się również analizy przeprowadzone przez poszczególne komendy milicji, przesłane do MSW. Są w nich opisy wydarzeń, które miały miejsce nie tylko w Bydgoszczy, także w Szczecinie, Płocku, Warszawie.
Powołany na świadka dr Marek Szymaniak, historyk z bydgoskiej Delegatury IPN przypomniał, że w świetle zachowanych źródeł historycznych nie ma żadnych wątpliwości co do patriotycznego podłoża manifestacji bydgoszczan z 18 listopada 1956 r.
- Dotychczas mieliśmy do czynienia z sytuacją, że w osądzie historycznym wszystkie osoby biorące udział w tamtych wydarzeniach były oceniane pozytywnie i z wielkim szacunkiem. Ta ocena historyczna stała w rażącej sprzeczności z oceną prawną, która cały czas utrzymywała wykładnię sformułowaną w styczniu 1957 roku, uznającą wydarzenia za chuligańskie wybryki - mówi dr Szymaniak.
Przypomniał, że rozprawa w Sądzie Najwyższym (kwiecień 1957 r., część skazanych odwołała się od wyroku SW) odbywała się pod przewodnictwem sędziego Emila Merza, który wcześniej orzekał karę śmierci dla gen. Augusta Fildorfa „Nila”.
Świadek Stefan Pastuszewski przywołał w swoich zeznaniach treści rozmów, które w 1981 r. prowadził z obrońcami oskarżonych.
- Mecenas Koch mówił, że według jego wiedzy to było obywatelsko-patriotyczne wystąpienie. Podczas procesu przyznawał, że człowiek, który śpiewa „Jeszcze Polska nie zginęła” przemienia się w patriotę i trudno przypuszczać, żeby wtedy działał jak złoczyńca.
Adwokaci, z którymi rozmawiał tłumaczyli, dlaczego przyjęli taką a nie inną kwalifikację prawną (czyny chuligańskie, niszczenie mienia społecznego.
- Za czyny polityczne groziły wysokie kary więzienia. Potraktowanie tej sprawy w taki sposób było korzystane dla oskarżonych - mówił.
Procesowi w styczniu 1957 r. przewodniczył sędzia Zygmunt Kubrycht. - Nie ukrywał, że gospodarzem procesu był prokurator Zdzisław Obuchowicz. Mówił, że nie było innego wyjścia, jak poddać się jego decyzjom.
Po przerwie sędzia Krzysztof Dadełło odczytał postanowienie i jego uzasadnienie. Podstawą była ustawa z 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego.
Bydgoski Listopad’56
18 listopada 1956 r.
Przed kinem „Bałtyk” (wówczas Aleje 1 maja, obecnie ul. Gdańska) stała potężna kolejka. Spragnieni rozrywki ludzie chcieli kupić bilety nawet na kiepski film produkcji koreańskiej. Ktoś wepchał się z przodu, ktoś kogoś szarpnął. Doszło do przepychanek i bójki. Interweniowała milicja.
Szybko ujawniły się skrywane uczucia i społeczne niezadowolenie. Tłum w śródmieściu gęstniał.
Tysiąc osób ruszyło w kierunku Komendy Wojewódzkiej MO (mieściła się przy ul. Chodkiewicza 30). Wznoszono okrzyki: „Precz z pałkarzami”, „Precz z ubekami”, „Wojsko z nami”, „Precz z Ruskami”. Na czele pochodu szedł Tadeusz Gulcz i Ryszard Kosik. Manifestujący odstąpili od ataku na komendę Wtedy Gulcz rzucił hasło: „Wiara, idziemy na radiostację”.
Około godz. 20.00 demonstranci podpalili drewniany maszt z nadajnikiem i urządzenia, które wspomagały jego pracę.
Do stłumienia rewolty władze skierowały oddziały Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, także dodatkowe oddziały milicji i UB.
18 stycznia 1957 r. przed Sądem Wojewódzkim stanęło 16 oskarżonych.
Wobec 13 osób zapadły surowe wyroki - od 6 lat do pół roku więzienia. Na 6 lat skazano Tadeusza Gulcza, 5 lat dostał Ryszard Kosik.