Ile kosztuje przeprowadzenie sesji Rady Miejskiej? - takie pytanie usłyszał w środę skarbnik miasta Krzysztof Mączkowski. Nie był w stanie odpowiedzieć, zanim tego nie przeliczy.
Skąd pytanie o koszt obrad? W środę odbyła się kolejna „interwencyjna” sesja Rady Miejskiej, której nie było w harmonogramie obrad. Chodziło o wprowadzenie zmian w budżecie Łodzi, aby można było złożyć wniosek o unijne dofinansowanie. Termin mijał 22 maja, stąd nadzwyczajna sesja Rady Miejskiej.
To nie pierwszy raz. W kwietniu była identyczna sytuacja, tylko chodziło o inny obszar rewitalizacji. W dodatku tydzień temu też odbyły się obrady spoza harmonogramu. Tym razem urzędnikom spieszyło się, żeby uchwalić plan zagospodarowania przestrzennego, zanim deweloper dostanie decyzję o warunkach zabudowy dla wieżowców przy botaniku. UMŁ tłumaczy, że nie można było przygotować projektów uchwał wcześniej, więc były na ostatnią chwilę, czyli na sesję „interwencyjne”.
Wielu radnych wyraziło ostatnio niezadowolenie z racji częstych sesji „interwencyjnych”. Muszą zwalniać się z pracy, a później nadrabiać zaległe projekty w prywatnym czasie. Urzędnicy magistratu są odrywani od codziennych obowiązków, aby uczestniczyć w nadzwyczajnych obradach, co też wymusza komplikacje. Stąd pytanie o koszty, bo przecież trzeba zapłacić za pobrany prąd, napoje dla radnych i gości, a także za wydruk dokumentów. Wiem, że dla urzędu są to pewnie niewielkie koszty, ale jeśli „interwencyjne” sesje będą się powtarzać, to uzbiera się znaczna kupka pieniędzy.