Po co w Strzelcu? Bo mnie to kręci! [zdjęcia]
Sobotnie południe w Kowalewku (gmina Kcynia). Traktory sennie ruszają w pola. Kwietniowe słońce zaprasza na spacer mamy z dziećmi. Nieoczekiwanie spokój burzą postacie w mundurach.
Biegnący przez wieś to strzelcy ze Związku Strzeleckiego kończący kilkukilometrowy marsz na wytrzymałość po lasach. Hełmy spadają na oczy, nosze ratunkowe (ćwiczyli m.in. ewakuację rannych z pola walki) - dodatkowo obciążają strzelców. Dopiero w bazie podejdą do szkolących ich sierżantów, by wyjąć z plecaków część niepotrzebnego, a ważącego wyposażenia. Sierżanci - instruktorzy z uznaniem kiwają głowami, że najlepiej na własnych plecach przekonać się, co zabrać do lasu...
Związek Strzelecki (organizacja ogólnopolska) oddział Nakło nad Notecią wybrał się w sobotę do Kowalewka na ćwiczenia zorganizowane przez Jednostkę Ratownictwa Specjalnego i Stowarzyszenie „Rota Nakielska”. Strzelec jest dla młodych, choć nie tylko, którzy lubią chodzić w mundurach i się szkolić. „Rota” skupia wszystkich - cywili ceniących obronność, chrześcijańskie korzenie i patriotyzm. Tu w mundurze nie trzeba biegać po lesie. Komendantem nakielskiego Strzelca jest Sławomir Polaków, który w organizacji posiada stopień starszego sierżanta.
Taki styl i już!
Starszy strzelec ZS Tomasz Malinowski ze Ślesina ochotniczo odbył 18-miesięczną służbę zasadniczą (w saperach w Szczecinie, jednostki już nie ma). Od wybuchu wojny w Iraku wzywany był na ćwiczenia. - Robię to, co mi się podoba - mówi Tomasz Malinowski. - Mam dwóch synów - 7 i 3 lata, chciałbym, żeby też byli żołnierzami. Żona czasem kręci głową, ale - mówi - to i tak jest lepsze niż gdyby człowiek robił coś innego. Z wykształcenia lakiernik, obecnie ładowacz na śmieciarce. Przeczytał ogłoszenie w gazecie, że nakielski oddział Strzelca szuka chętnych. Zgłosił się. Nie żałuje. - To się przyda każdemu facetowi. Nie na wojnę, ale każdemu, kto chce być facetem. Widzę, że są tacy, którzy nawet butów nie potrafią sobie wyczyścić. No i chodzą w tych śmiesznych „rurkach”.
Makijaż i kamuflaż
Starszy strzelec ZS Anna Beger z Nakła zrobiła kredką oczy, a twarz, w ramach maskowania, wysmarowała popiołem z ogniska. Po kilkukilometrowym marszu strużki potu żłobią na twarzach Strzelców zawiłe wzory. W „cywilu” ubiera się sportowo. Jakiś akcent militarny musi w stroju być, choć szpilki są miłą odmianą od munduru i ciężkich butów. - To nie jest problem - uśmiecha się. W przyszłości chciałaby służyć w wojsku, ale ze względu na zdrowie raczej wybierze psychologię.
Anna uczy się w nakielskim liceum - w „Krzywoustym” - klasa prawnicza. Od lat działała w harcerstwie - w „rebeliantach”, którzy chętniej szli w pole. Strzelcy przyszli na zbiórkę, zapraszali - zgłosiła się.
Gimnazjalista Patryk Pazderski (strzelec ZS) z Nakła wstał w tę sobotę o godz. 5.30. Już o siódmej była zbiórka na zajęcia. Wyjechali do Kowalewka. W południe byli już po kilkukilometrowym marszu. Chwila wypoczynku, grochówka na obiad i dalsze zajęcia. Od dzieciństwa kręciło Patryka wszystko, co związane z wojskowością. Dowiedział się o Strzelcach, wstąpił razem z kolegą.
- Po co w Strzelcu? Bo mnie to kręci! Lubię takie wyzwania - mówi Patryk. - Wiedza o poruszaniu się w terenie, strzelaniu może przydać się w przypadku wojny.
Patryk uczy się w gimnazjum. Najmłodsi Strzelcy mają 14-15 lat. Najstarsi - pod pięćdziesiątkę. Jak się dogadują? Jak w wojsku: jest komendant, dwóch zastępców oraz dwóch sierżantów - instruktorów.
- Nie szkolimy się na superantyterrorystów - tłumaczy sekcyjny ZS Krzysztof Popczyński. Jest lokalnym dziennikarzem, mieszka w Nakle. Odpowiedział na ogłoszenie w gazecie o tworzeniu oddziału Strzelca. - Chodzi o zapewnienie młodym ludziom ciekawej formy spędzenia czasu. Część z nich widzi swoją przyszłość w służbach mundurowych, a takie przeszkolenie daje podstawy. Strzelec to miła forma spędzania czasu - zapewnia, a pot ciurkiem płynie mu po twarzy, dlatego zaczynamy się śmiać. - Radzę sobie średnio, zaniedbałem formę w ostatnich latach, ale już chodzę na siłownię, jestem na diecie i biegam, żeby zrzucić wagę. Od trzech miesięcy jest na diecie ryżowo-kurczakowej. Efekty są, waga spada, ale musi jeszcze nabrać siły.
Popularność organizacji proobronnych Krzysztof Popczyński tłumaczy tym, co dzieje się na świecie - a szczególnie za naszą wschodnią granicą. Krzysztof jest z wykształcenia historykiem. Przypomina gazety z wiosny i wczesnego lata 1939 roku. - Wtedy nikt nie przewidywał, że będzie jakaś wojna - opowiada. - Wszyscy spodziewali się, że dogadają się dyplomaci. Dziś myślimy podobnie. Po rozpadzie Związku Radzieckiego były oceny politologów i historyków, że w Europie nie będzie już wojen konwencjonalnych. Chwilę później wybuchła krwawa wojna w Jugosławii. Musimy być przygotowani na różne scenariusze. Podstawowe przeszkolenie wojskowe ułatwiłoby - odpukać - obronę.
Sierżanci (tylko bez nazwisk) mówią, że w czasach „wąskich” spodni i braku powszechnego poboru takie organizacje jak Strzelec są strzałem w dziesiątkę. - Rozwijają się intelektualnie, fizycznie i grupowo - wyliczają instruktorzy, akcentując „grupowość. - Dziś ludzie znają się przez Facebooka w internecie, a tu spędzają czas razem w trudnych warunkach i muszą współdziałać. To dla nich coś nowego. Później będzie im łatwiej współdziałać w pracy na płaszczyźnie międzyludzkiej. Liczy się działanie w grupie, żeby jeden za drugiego był odpowiedzialny. Zapewniają, że lepiej, by młodzież szkoliła się w lesie z obronności niż miałaby wystawać w bramach pić, ćpać czy tracić czas przed komputerem. Strzelec jest dla nich starciem z rzeczywistością. Natura zweryfikuje ich możliwości.
- Jest w nich zaangażowanie i duży potencjał - oceniają sierżanci. - Ważne, że im się chce. Oni się uśmiechają, chcą jeszcze i ciągle pytają. Będą z nich fajne chłopaki i - oczywiście - dziewczyny.
Lepiej się nie łudzić
Sekcyjny ZS Juliusz Gasentzer jest zastępcą komendanta. Tłumaczy, że do działania zmusiła nas obecna sytuacja geopolityczna.
- Trzeba nauczyć się dbania o bezpieczeństwo własne i najbliższych - podkreśla. - Oby jak najwięcej ćwiczeń, pomocy państwa i Ministerstwa Obrony Narodowej. Juliusz pracuje na poczcie, wcześniej uczestniczył w „strzelankach” z elementami taktyki zielonej (las) i czarnej (poruszanie się w terenie zurbanizowanym - na terenach byłego Zachemu). Strzelali plastikowymi kulkami. Pomyśleli o formacji, która mogłaby w przyszłości tworzyć obronę terytorialną. Powstał oddział Związku Strzeleckiego w Bydgoszczy. Powstała sekcja w Nakle, która przekształciła się w samodzielny oddział. Dziś liczy ok. 40 osób najwięcej w wieku 16 - 40 lat. Górują chętni młodzi. Niektórzy uczą się w klasach mundurowych szkoły w Łobżenicy. Reszta: to pasjonaci i zapaleńcy. Część wywodzi się z harcerstwa, którzy trafili do Strzelca za sprawą starszego strzelca ZS Adama Dziewałtowskiego, instruktora harcerskiego. Od lat w harcerstwie, od lat zainteresowany militariami i historią. Kiedy w Nakle powstał Strzelec, pociągnął do niego grupę z harcerstwa.
Nawet nie trzeba było ich szczególnie namawiać.
- Jest duża grupa dzieci i młodzieży, dla której komputer i komórka są najważniejsze, ale jest też spora część, dla których wartości patriotyczne coś znaczą. Na zbiórkach harcerskich możemy o tym rozmawiać, uczestniczyć w świętach państwowych, wystawiać warty. Od czasu ustanowienia święta Żołnierzy Wyklętych harcerze rozwieszają w Nakle plakaty informacyjne. Sami je drukują, a później rozwieszają. Do tego praca w drużynach, pokazywanie bohaterów - Żołnierzy Wyklętych. Na zbiórkach rozmawiają o marszałku Piłsudskim czy księciu Józefie Poniatowskim. - Ich życie może być wzorem dla nas - dodaje Adam Dziewałtowski. - I ci harcerze, kiedy zaczynają uczyć się w gimnazjum, liceum - chcą dalej działać i szkolić, żeby kiedyś - daj Boże, żeby nie musieli - bronić ojczyzny.
Julia Cholewczyńska (kandydat ZS) z Potulic uprawia lekkoatletykę, gra w piłkę jest w ochotniczej drużynie pożarniczej. Uczy się w gimnazjum. Przed ćwiczeniami - z całą grupą - wysmarowała - czyli zamaskowała twarz i dłonie popiołem. Spod hełmu błyszczą oczy. - Rodzice wiedzą, o co chodzi, koledzy byli trochę zdziwieni, ale wytłumaczyłam, czym jest Strzelec - opowiada.
Strzelanie
Krzysztof Popczyński wspomina, że przed laty podczas przeszkolenia wojskowego w wojsku miał wydzielany każdy nabój. Jako przyszli oficerowie strzelali głównie z pistoletu, także z „kałacha”. - W Strzelcu strzelałem więcej niż w wojsku - zapewnia. Do ćwiczeń część ma broń szkolną pozbawioną cech bojowych, a część atrapy ASG na plastikowe kulki. W ubiegłym roku Strzelcy byli na dwunastu festynach w powiecie nakielskim promując organizację i obronność. Strzelanie kulkami było atrakcją - szczególnie na wsiach.
Sierżanci - instruktorzy uśmiechają się, że w internetowych „strzelankach”, też można nastrzelać się do woli, ale to nie to samo. Zapach prochu, huk wystrzału, satysfakcja z trafienia w tarczę - to wszystko się liczy.
Czy nie za młodzi do strzelania? Sierżanci tłumaczą, że zawsze są argumenty „za” i „przeciw”. - Zaufali nam nie tylko młodzi, ale i ich rodzice.
Jednostka OSP Kowalewko, na terenie której ćwiczą Strzelcy, nie zajmuje się gaszeniem pożarów. Robią wiele innych rzeczy. Mają płetwonurków, ratowników technicznych, medycznych. Mają własny ambulans, terenowe samochody operacyjne. Od lat organizowali zadania zlecone przez MON - kursy dla żołnierzy rezerwy i klas wojskowych. Stworzyli Bojową Grupę Rozpoznawczą „Orion”. Powołali Strzelecki Klub Mundurowy i chcieliby zostać włączeni w struktury Obrony Terytorialnej.
Narzekają jednak na ciągły brak przepisów, który tłumi zapał. Powinna być zmieniona Ustawa o broni i amunicji. Młodzież z klas wojskowych i grup paramilitarnych ma utrudniony dostęp do broni.
Krzysztof Napieralski jest komendantem Jednostki Ratownictwa Specjalnego w Kowalewku. To ochotnicza straż pożarna, która działa tu od 13 lat. Jednostka zawsze miała charakter prowojskowy i proobronny. Specjalizują się m.in. w ratownictwie technicznym, medyczny, wysokościowym i wodnym. Zainteresowania członków jednostki sięgają czasów harcerstwa. Dorastali, potrzebowali rozwoju. Część została żołnierzami zawodowymi - kilku w wojskach specjalnych, ale służą także w policji, Biurze Ochrony Rządu, straży granicznej. Część ma kwalifikacje instruktorów spadochronowych. Od jakiegoś czasu działają z jednostkami Strzelca z Bydgoszczy i Nakła.
- Ostatnio dużo mówi się w kraju o obronie terytorialnej zapewniającej ochronę i przetrwanie ludności - opowiada Krzysztof Napieralski. - Nie każda ochotnicza straż pożarna może to robić, bo są jedyną w naszym województwie, która ma pozwolenia na broń sportową - „kałasznikowy”.
Pierwszą strzelnicę zrobili w Kowalewku Niemcy w czasie wojny. Później korzystali z niej myśliwi. Zarastało. A kiedy zaczęło mówić się o obronie terytorialnej - to gdzieś młodzież musi wziąć karabin sportowy do ręki i postrzelać. Pomógł burmistrz Piotr Hemmerling. Wspiera ich Zbigniew Papski, miejscowy pasjonat, który przekazał działkę ze strzelnicą.
Mają tu również Pałuckie Muzeum Techniki Wojskowej i Uzbrojenia w Kowalewku, które dysponuje kilkoma pojazdami oraz bronią historyczną i szkolną.
- Staramy się wspierać środowiska proobronne, bo gdzie młody człowiek ma się nauczyć budowy i obsługi broni? - dodaje Krzysztof Napieralski. - Mnie ukształtowało harcerstwo, spotkania z kombatantami 27. Wołyńskiej Dywizji AK, której imię nosiła drużyna. To tam nauczyłem się czynnego patriotyzmu, od tych kombatantów. Wystawialiśmy warty, dbaliśmy o groby poległych. Później był Centralny Ośrodek Lotniczy Związku Harcerstwa Polskiego, gdzie rozpoczęło się moje kształtowanie ku obronności. Następnie Stowarzyszenie Spadochroniarzy Rzeczpospolitej „Trawers”.
Kiedy rozmawiamy, Strzelcy przystępują do kolejnych ćwiczeń: rzut granatem na odległość, bieg zakosami z elementami czołgania się z wykorzystaniem ciężkich przedmiotów i obserwacją wydzielonych sektorów oraz szkolenie z łączności.
Znowu kurz i pot
Sławomir Polaków, komendant nakielskich Strzelców: - Byłem w zasadniczej służbie wojskowej oraz w nadterminowej. Często też jestem powoływany na ćwiczenia rezerwy, niezależnie od NSR-ów. W tym roku będzie to już dla mnie trzydzieści dni na ćwiczeniach, w tym 18 w piechocie. Kolejne 12 dni w piechocie mam zaplanowane na wrzesień. W zeszłym roku w piechocie spędziłem 28 dni i dwa dni w zwykłej rezerwie. Czemu to robię? Zawsze byłem zwolennikiem przysposobienia obronnego, wojska i obronności. Jestem przeciwnikiem zmuszania do służby, dlatego trzeba wykorzystać potencjał tych, którzy chcą się szkolić. Uważam się za społecznika. Prowadzę serwis społecznościowy o obronności, czytany przez 5 tysięcy osób. Byłem handlowcem, teraz jestem magazynierem. Spełniam się, to wszystko. Jedni chodzą na ryby, drudzy zbierają znaczki, a my - ćwiczymy.
Sierżanci: - Może ci młodzi ludzie, których szkolimy, kiedyś opowiedzą swoim dzieciom, że byli w Strzelcu, gdzie przeżyli fajną przygodę i zachęcą ich do podobnej?