Po drugim napadzie na młodą dziewcznę w ciągu miesiąca nad Wisłą w Fordonie na mieszkańców tego miasta padł blady strach
Kiedy miał 10 lat, na jego oczach bolszewiccy żołnierze zgwałcili i zamordowali jego matkę. Kiedy dorósł, postanowił mścić się za tamto zdarzenie w ten sposób, że gwałcił i zabijał przypadkowo spotkanie młode dziewczyny
W niedzielny czerwcowy poranek 1933 roku czeladnik piekarski August K. z Fordonu, korzystając z wolnego dnia, wybrał się nad Wisłę na połów ryb. Przechodząc pod mostem zauważył coś dziwnego leżącego w chaszczach. Kiedy się zbliżył, rozpoznał obnażone i zmasakrowane ciało młodej dziewczyny. Nie żyła.
Kim był włóczęga?
Przerażony w najwyższym stopniu młodzieniec popędził do więzienia dla kobiet i o znalezisku powiadomił dyżurnego strażnika. Ten wezwał telefonicznie policjantów z Bydgoszczy. Na miejsce znaleziska przybyli komendant powiatowy wraz z lekarzem sądowym i sędzią śledczym. Nie mieli wątpliwości, że doszło do zgwałcenia i zabicia w godzinach popołudniowych w sobotę. Ofiary jednak nie udało się zidentyfikować z powodu rozległych obrażeń głowy i braku jakichkolwiek dokumentów przy zwłokach. Niczego nie dało przeszukanie okolicy i dna rzeki przy brzegu.
Przechodząc pod mostem zauważył coś dziwnego leżącego w chaszczach.
Po opublikowaniu komunikatu w prasie do policji zgłosiło się małżeństwo B., informując o zaginięciu swojej służącej, 18-letniej Bronisławy K., pochodzącej z jednej z podfordońskich wsi. W okazanym im ciele ofiary rozpoznali zaginioną. Jak stwierdzili, dziewczyna poprosiła ich o wolną niedzielę, gdyż chciała odwiedzić swoich krewnych w rodzinnej wsi. Jednak, jak ustalono, nigdy tam nie dotarła.
W okazanym im ciele ofiary rozpoznali zaginioną.
Po kilkunastu dniach poszukiwań i wypytywania przez policjantów mieszkańców Fordonu pojawił się ślad. Jeden z fordoniaków spotkał kilka dni wcześniej młodego człowieka, wyglądającego na żebraka, którzy przesiadywał w okolicach mostu, chodził też po podwórkach, zarabiając na życie śpiewem. Mężczyzna podał jego rysopis, jednak włóczęgi nie udało się odszukać.
Czy to „wampir”?
Minął miesiąc. 29 lipca 14-letnia uczennica bydgoskiego gimnazjum, przebywająca na letnich wakacjach u krewnych w Fordonie wybrała się w niedzielne przedpołudnie na spacer nad Wisłę. Gdy nie wróciła na obiad, zaczęto jej szukać. Zakrwawione ciało Kazimiery P. odnaleziono na polu, kilkaset metrów od domu. Na szczęście dziewczynka żyła. Po kilku dniach pobytu w szpitalu odzyskała przytomność.
Wszyscy mówili o grasującym w okolicy „wampirze” i bali się wychodzić z domu, omijali też szerokim łukiem okolice mostu.
Jak wynikało z jej relacji, postanowiła na łące koło mostu nazbierać kwiatków. W trakcie tej czynności poczuła czyjąś obecność za plecami. Kiedy się odwróciła, zobaczyła mężczyznę i poczuła silne uderzenie w głowę. Więcej niczego już nie pamiętała.
Na mieszkańców Fordonu padł blady strach. Wszyscy mówili o grasującym w okolicy „wampirze” i bali się wychodzić z domu, omijali też szerokim łukiem okolice mostu.
Podczas procesu zbrodniarz przyznał się do trzech zabójstw, dwóch napadów i kilku gwałtów w różnych miejscowościach.
Kilkanaście dni później bydgoska policja otrzymała wiadomość, że we Włocławku zatrzymano 20-letniego mężczyznę, który dokonał napadu na dziewczynę na tle seksualnym. Jego zdjęcie okazano Kazimierze, która rozpoznała napastnika.
Podczas procesu zbrodniarz przyznał się do trzech zabójstw, dwóch napadów i kilku gwałtów w różnych miejscowościach. Bronisławę K. zabił metalowym prętem. Kazimiera P. przeżyła tylko dlatego, że po uderzeniu polnym kamieniem w głowę napastnik miał wrażenie, że dziewczyna już nie żyje, więc odszedł, zostawiając ją w spokoju.
Zemsta za życie matki
Jak wyjaśniał oskarżony, mścił się w ten sposób za zabójstwo swojej matki, którego dokonali na jego oczach rosyjscy żołnierze w 1920 roku podczas wojny bolszewickiej.
Sąd nie miał wątpliwości i skazał 20-latka na karę śmierci.