Krajobraz po nawałnicy. W Olszynce linie napięcia leżały na drodze. A mieszkańcy nie dali rady dodzwonić się pod 991.
Wszystko rozumiem, sytuacja losowa, zgłoszeń dużo, ale chyba telefon alarmowy jest właśnie po to, by w takich chwilach można było skontaktować się z odpowiednimi służbami - mówi poirytowany Paweł Andrysewicz z Olszynki w gminie Janów.
Po czwartkowej nawałnicy wiele wiatrołomów uszkodziło linie energetyczne w kilkunastu miejscach w tej gminie. Pokłosiem tego była kilkudziesięciogodzinna przerwa w dostawie prądu. Nikt nie miałby o to pretensji do pracujących w pocie czoła energetyków, gdyby nie mrożąca krew w żyłach sytuacja, jak miała miejsce między innymi na posesji naszego Czytelnika. Otóż silny wiatr spowodował, że jeden ze słupów podtrzymujących linie napięcia przechylił się, dodatkowo spadające gałęzie zerwały druty. Linie spadły, zahaczając o budynek gospodarczy jego sąsiada. Jedna z nich leżała zaś na drodze.
- Od razu to zauważyliśmy, ale problem pojawił się, gdy po pewnym czasie, już po nawałnicy, ktoś włączył prąd. Zerwane linie zaczęły iskrzyć, w domu ćmiło światło - relacjonuje mężczyzna.
To skandal, aby po nawałnicy nie było żadnego kontaktu z Pogotowiem Energetycznym
Paweł Andrysewicz
Najpierw próbował skontaktować się z Pogotowiem Energetycznym, dzwoniąc pod nr alarmowy 991, potem również do sokólskiego oddziału PGE . Mimo wielokrotnych prób, nie udało mu się to. Ostrzegł więc sąsiadów, którzy nie mieli pojęcia o tym, że na ich budynku leżą linie napięcia i o pomoc zwrócił się do nas.
- Tam są małe dzieci, jedna z linii leżała częściowo na drodze, częściowo na trawie. Gdyby maluchy bawiąc się dotknęły jej, stałaby się tragedia - podkreśla dobitnie.
Na jego prośbę podjęliśmy kilka prób połączenia się z nr 991. Wszystkie bezskuteczne. W końcu, mimo późnej pory, zdecydowaliśmy o kontakcie z rzecznikiem PGE.
Po jego telefonicznej interwencji, w ciągu kilkunastu minut w Olszynce zjawiła się straż pożarna i energetycy. Tyle,że ci ostatni odłączyli prąd, a Pawła próbę uzyskania jakichkolwiek informacji o ewentualnym zagrożeniu zerwanymi liniami zbyli niegrzecznym „nie będziemy z panem rozmawiać”.
- Ich zachowanie to skandal. Na mojej posesji leży linia napięcia, a oni nawet nie potrudzili się, by mi wyjaśnić, czy ona stwarza dla mnie zagrożenie czy nie - mówi poirytowany.
Jest też zbulwesrowany faktem braku możliwości połączenia się z Pogotowiem Energetycznym. Adam Rafalski, rzecznik PGE wyjaśnia, że tego dnia doszło do awarii telefonu.
- Wiem, że to nie jest wytłumaczenie, ale prawda jest taka, że żaden system nie wytrzyma setek tysięcy zgłoszeń telefonicznych, jakie wtedy miały miejsce. Za zachowanie pracowników przepraszam, zostanie ono wyjaśnione. Podobnie jak to, kto włączył prąd mimo zerwanych linii w tamtym rejonie - obiecuje.
Adam Rafalski, rzecznik PGE wyjaśnia, że w razie awarii systemu powiadamiania alarmowego nr 991 należy bezzwłocznie dzwonić pod nr 112 i tam informować dyspozytorów o problemach z połączeniem, aby ci przekazali zgłoszenie w odpowiednie ręce.