Po nawałnicy w lasach rozkłada się padlina
Wiele zwierząt nie przeżyło nawałnicy sprzed kilkunastu dni. Leżą przywalone drzewami. Według leśników, nie ma zagrożenia epidemiologicznego. Myśliwi muszą zweryfikować plany.
W lasach, przez które przeszła nawałnica, coraz bardziej wyczuwalny jest zapach rozkładającej się padliny. Tuż po katastrofie leśnicy byli pewni, że większość zwierząt uciekła przed zagrożeniem, bo zwykle wyczuwają je wcześniej, jednak tak naprawdę nikt nie jest w stanie oszacować, jak wiele z zwierząt zginęło. Będzie można to ocenić dopiero po oczyszczeniu lasu z powalonych drzew.
- Z tego, co wiem, zwierzyna doskonale wyczuwa zagrożenie - mówił podczas swojej wizyty w Rytlu Jan Szyszko, minister środowiska. - Doświadczaliśmy tego w poprzednich kataklizmach. Parę minut przed nawałnicą zwierzyna, szczególnie ta większa, opuszcza zagrożone tereny. To coś niezwykle dziwnego, ale tak jest.
W sobotę, gdy w lasach w okolicach Suszka był Mariusz Błaszczak, szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, czuć było dość intensywny zapach rozkładającej się zwierzyny. Uwagę na ten problem zwracali między innymi strażacy pracujący w lesie.
- Faktycznie jest tak, że w przypadku zagrożenia zwierzęta uciekają, w tym przypadku obszar objęty katastrofą był tak duży, że nie miały gdzie uciec - mówi Anna Malinowska, rzecznik prasowy Lasów Państwowych. - Nie jesteśmy i długo nie będziemy w stanie stwierdzić, ile zwierząt zginęło podczas nawałnicy. Podczas prac przy udrażnianiu dróg znajdujemy sporo rannych zwierząt - bociany z połamanymi skrzydłami, tchórze uwięzione w dziuplach... Szacunki dotyczące martwych zwierząt będziemy mieli jednak dopiero wówczas, gdy usuniemy zalegające drzewa.
Mariusz Stopiński, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu, której podlega między innymi zmasakrowane przez nawałnicę Nadleśnictwo Rytel, mówi, że na razie trudno nawet myśleć o szacowaniu strat wśród zwierzyny z kilku powodów. Przede wszystkim do tej pory leśnicy zajmowali się między innymi udrażnianiem dróg.
- Ledwo co udało nam się odblokować wszystkie drogi i linie gospodarcze - mówi Mariusz Stopiński. - Temat martwej zwierzyny w lesie jest dla nas w tej chwili sprawą drugorzędną. Na razie bardzo trudno wejść w las. W lasach dotkniętych przez nawałnicę jest jak w dżungli.
Leśnicy zapewniają, że mimo rozkładającej się w lesie padliny nie ma zagrożenia epidemiologicznego.
- Te zwierzęta nie leżą przy ujęciach wody pitnej - mówi Anna Malinowska. - Poza tym jest zakaz wstępu do lasów.
piotr.furtak@polskapress.pl