Po nieudanej inauguracji w Łuczniczce jest dużo do poprawy
Statystycznie Łuczniczka Bydgoszcz była lepsza od GKS Katowice, ale uległa beniaminkowi Plus Ligi, nie zdobywając nawet punktu.
Można było się spodziewać, że Łuczniczka będzie miała w stolicy Górnego Śląska ciężką przeprawę, ale trudno pogodzić się z porażką i to bez punktu (1:3).
- Też jesteśmy źli na siebie, bo spodziewaliśmy się innego wyniku - mówi trener Piotr Makowski. - Zaczęliśmy nerwowo i nie wiadomo dlaczego. Rywale szybko wypracowali sobie przewagę i potem kontrolowali mecz. W drugim secie zaskoczyła u nas zagrywka, a poza tym dobrze graliśmy w obronie. Dwie kolejne partie do pewnego momentu były wyrównane. Potem traciliśmy po kilka punktów z rzędu w jednym ustawieniu. Głównie z powodu problemów z przyjęciem zagrywki i potem wyprowadzeniu ataków. Zespół z Katowic ryzykował i miał szczęście. Strat potem nie udało się już odrobić i w efekcie przegraliśmy, nie zdobywając nawet punktu- twierdzi szkoleniowiec.
Co ciekawe bydgoszczanie dużo lepiej przyjmowali zagrywkę od rywali (48 proc. - 30 proc.), ale nie miało to potem przełożenia na zdobywane punkty. - Generalnie przyjęcie mieliśmy dużo lepsze, ale w kluczowych momentach popełnialiśmy sporo błędów i rywale odjeżdżali z wynikiem - wyjaśnia trener Łuczniczki.
W ataku bydgoscy siatkarze byli nieco słabsi od katowiczan (45 proc. - 49 proc.), ale już w kontrataku zdecydowali (zdobyli aż 11 punktów mniej). I to wydaje się być decydujący element w kluczowych momentach setów, kiedy ważył się wynik rywalizacji.
- Dokładali w kontrach po jeden, dwa punkty kiedy zaczęli zyskiwać przewagę i to też jest przyczyna naszej porażki - przyznaje trener Makowski.
Jeśli chodzi o pozytywy to można do nich zaliczyć grę blokiem. W tym elemencie bydgoszczanie byli lepsi od rywali (11-8). Dobrze do zespołu wprowadził się Mateusz Sacharewicz, który zaliczył aż 7 punktowych bloków.
- Miał dobrą serię w drugim secie, kiedy raz za razem zatrzymywał ataki zawodników z Katowic, ale dokładnej analizy jeszcze robiliśmy i nie wiemy jak było z naszą grą blokiem. Punktowo wypadliśmy lepiej od rywali, ale jeszcze nie wiadomo ile było wybloków, po których mogliśmy wyprowadzać kontry i ile z tego zdobyliśmy punktów - mówi opiekun Łuczniczki.
Porażka na inaugurację boli, ale na razie nie ma co rozdzierać szat, bo to dopiero pierwszy mecz. Łuczniczka ma całkiem nowy zespół i musi upłynąć jeszcze sporo czasu, by ta ekipa się zgrała. Może lepiej będzie już w sobotnim meczu przeciwko AZS Politechnice Warszawskiej?
- Po nieudanej inauguracji jest dużo do poprawy w naszej grze. Mamy nad czym pracować. Na pewno możemy grać o wiele lepiej niż w Katowicach i to w każdym elemencie, a szczególnie w zagrywce. Liczymy, że w Warszawie zagramy lepiej - dodaje trener.