Po ponad roku odnaleźli psa
Franklin zaginął podczas weekendu majowego na Mazurach A Jego właściciele nie stracili nadziei. Wypatrzyli go po osiemnastu miesiącach na stronie bydgoskiego schroniska dla zwierząt
Psiak z całą rodziną mieszka na Mazurach. Pewnego dnia po prostu zniknął. - Często biegał luzem, ponieważ odwiedzał naszą sąsiadkę - wspomina Robert Jaworski, właściciel Franklina. - Jednak nigdy wcześniej nie uciekał. Po prostu przebiegał do bramy obok. Tamtego dnia nie wrócił. Podejrzewamy, że został skradziony. Był młody i wyglądał jak rasowy, a do tego podczas majówki nasze strony odwiedzają tłumy turystów.
Rozpoczęli poszukiwania. Przeczesali internet, dzwonili do schronisk, jeździli po okolicy i rozwieszali ogłoszenia. Psa nigdzie nie było. Nie stracili jednak nadziei. - Pamiętam, że córka czekała aż znajomy po nią przyjedzie i przeglądała strony w internecie - mówi Jaworski. - Nagle na profilu bydgoskiego schroniska dla zwierząt natknęła się na zdjęcie psa, który wyglądał jak nasz Frank.
Długo się nie zastanawiali. Niektórzy potraktowali ich jak szaleńców, którzy wsiedli do samochodu i pojechali 300 kilometrów do azylu, nie mając pewności, że to ich pupil.
- To nie było łatwe przeżycie, gdy te wszystkie psiaki wpatrywały się w nas z nadzieją zza krat - opisuje Jaworski. - Gdy tylko podeszliśmy do boksu, w którym był Franklin stało się coś dziwnego. Zawołaliśmy go po imieniu, a on obrażony się odwrócił i pomaszerował w kąt.
Zabrali go na spacer po lesie przy Grunwaldzkiej i postanowili, że wrócą z nim do domu. Jeszcze po drodze zadzwonili do groomera, aby umówić wizytę. - Pani poznała go od razu i dopatrzyła się znaków szczególnych - opowiada mężczyzna. - On też zachowywał się jakby pamiętał ten salon fryzjerski dla psów.
Jednak stuprocentową pewność zyskali, gdy tylko przekroczyli próg domu. Franklin przeszedł się po wszystkich pokojach i zatrzymał dokładnie w miejscu, w którym powinny stać jego miski. - Psy, które znalazły się w całkowicie nowym otoczeniu się tak nie zachowują - wyjaśnia Jaworski. - Powinien być nieśmiały, przestraszony i niepewny. A on dokładnie znał każdy kąt.
W schronisku ostrzegali ich, że osoby, które go tam oddały narzekały na jego agresywne zachowanie zwłaszcza przy jedzeniu. Dostosowali się więc do zaleceń. Przy pierwszym posiłku wyszli z tego samego pomieszczenia i zostawili go samego. - Jednak Franklin przyniósł karmę do nas i rozsypał ją na podłodze - śmieje się. - Poza tym wcześniej spał na fotelu w salonie w bardzo charakterystyczny sposób, którego po prostu nie da się opisać . Trzeba to zobaczyć. Teraz również robi dokładnie tak samo.
Franklin w tym roku skończył cztery lata. Półtora roku spędził poza domem. Nie wiadomo, jak to się stało, że wylądował w bydgoskim schronisku. - Przez większość tego czasu musiał u kogoś przebywać - uważa Jaworski. - Jakoś pokonał te wszystkie kilometry. Jednak najważniejsze, że jest już w domu.
Bardzo rzadko zdarza się, że po tak długim czasie udaje się odnaleźć czworonożnego kompana. Najwięcej zagubionych psów trafia do bydgoskiego azylu w Sylwestra. - Dlatego właścicielom zwierząt radzimy zakupić identyfikatory z numerem telefonu, ponieważ nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy tak naprawdę nasz pupil wpadnie w panikę - radzi Izabella Szolginia, dyrektor schroniska w Bydgoszczy. - Dobrze by było by już teraz puszczać im odgłosy petard z internetu i tak uodpornić je choć trochę na te przerażające dźwięki.