Po sejmowej debacie są szanse na uczelnię medyczną. Ale małe
Po pierwszym czytaniu ustawa o uniwersytecie medycznym w Bydgoszczy nie wylądowała w koszu. Zastrzeżeń do niej jest jednak całkiem sporo. Łącznie z negatywną opinią rządu.
Wczoraj rano w Sejmie „Pomorska” przysłuchiwała się pierwszemu czytaniu ustawy o powołaniu w Bydgoszczy samodzielnej uczelni medycznej i odłączeniu Collegium Medicum w Bydgoszczy od UMK w Toruniu. Jego początek zapowiadał się spokojnie, szybko okazało się, że bez emocji się nie obejdzie. Szczególnie iskrzyło na linii Bydgoszcz - Toruń.
Projekt przedstawiał jego inicjator, poseł Zbigniew Pawłowicz. Zaczął od wymieniania zalet utworzenia w Bydgoszczy samodzielnej medycyny, wspomniał też o błędzie, jakim miało być przyłączenie przed laty bydgoskiej akademii medycznej do toruńskiej uczelni. - Już wtedy przecież Rada Miasta Bydgoszczy protestowała przeciw takiemu pomysłowi. Nie było do tego połączenia żadnych przesłanek - mówił, po czym wypunktował to, co jego zdaniem jest największym problemem.
- Sprawy CM są traktowane przez Uniwersytet Mikołaja Kopernika w sposób drugorzędny - wskazywał. - Władze UMK wykorzystują dorobek Collegium jako szyld do zdobywania środków na rozwój. A prawda jest taka, że Bydgoszcz z tego nic nie ma.
Po wystąpieniu Pawłowicza głos zabrali przedstawiciele klubów parlamentarnych. I od razu pojawił się zgrzyt. Okazało się bowiem, że PO reprezentuje poseł Tomasz Lenz z Torunia, a nie jak było to planowane Bartosz Arłukowicz. - Największą przeszkodą dla powołania samodzielnego uniwersytetu jest autonomia, jaką ma UMK - mówił Lenz. - Ponadto przypomnijmy, że połączenie dwóch uczelni przed laty nastąpiło za zgodą i na wniosek tych obu uczelni. Projekt nie ma merytorycznego uzasadnienia i stoi wbrew temu, do czego teraz się dąży.
Kilkudziesięcioosobowa grupa bydgoszczan - wśród których znaleźli się prezydent Rafał Bruski i samorządowcy - „wybuczała” wystąpienie Lenza. Na tym się jednak nie skończyło. - Nie rozumiem, dlaczego właśnie Lenz został wystawiony jako przedstawiciel klubu PO. To zdrada bydgoskich interesów, a dokonała jej Platforma - komentował na gorąco Roman Jasiakiewicz, radny Sejmiku województwa. Radna PO Dorota Jakuta natomiast zapowiedziała, że po tym „incydencie” chce opuścić szeregi partii. - To dla mnie policzek. Na takie rzeczy nie ma mojej zgody - mówiła.
Dyskusja w Sejmie trwała niemal dwie godziny. W tym czasie głos zabrało kilkudziesięciu posłów. Tak jak mogliśmy się spodziewać, opinie posłów ułożyły się w poprzek przekonań politycznych. I tak na przykład wspólnym głosem mówili bydgoscy politycy - zarówno Tomasz Latos (PiS), Michał Stasiński (.Nowoczesna), Teresa Piotrowska (PO) czy Paweł Skutecki (Kukiz’ 15).
- Jestem pewien, że na sali nie ma ani jednej osoby, która miałaby czelność dziś wrzucić do kosza ten projekt i 160 tys. podpisów pod nim - mówił ten ostatni. Latos z kolei podkreślił, że nie występuje w imieniu partii, a swoim własnym.
Suchej nitki na projekcie ustawy nie zostawili za to toruńscy parlamentarzyści. - UMK jest najlepszą marką w naszym województwie i jedną z najlepszych w Polsce - wyliczała z sejmowej mównicy Iwona Michałek, posłanka PiS. - Ten projekt ma to zniszczyć. Wszyscy tu powołują się na te 160 tys. podpisów, a może warto powiedzieć, jak manipulowano ludźmi, którzy je składali. Mogę stwierdzić, że cała ta inicjatywa służyła zaistnieniu w kampanii wyborczej, podczas której przecież Zbigniew Pawłowicz ją rozpoczął. Zastanówcie się, co chcecie zrobić? - grzmiała z mównicy.
Krzysztof Ardanowski z PiS powiedział z kolei, że tworzenie w Bydgoszczy samodzielnej uczelni medycznej jest jedynie podsycaniem wojny bydgosko-toruńskiej i działaniem politycznym. W czasie jego wystąpienia z galerii, na której siedzieli bydgoscy samorządowcy, parę razy padło „to kłamstwo”. Prezydent Bruski również tak uważa. - Pan Ardanowski jako poseł nie powinien insynuować czegoś, co nie miało miejsca.
Parlamentarzyści niezwiązani z regionem mieli różne opinie. Niektórzy uznali, że ten projekt jest bardzo ważną i potrzebną inicjatywą, deklarowali też, że będą kibicować Bydgoszczy w jej dążeniach. Niektórzy stwierdzili, że najlepszym rozwiązaniem byłoby utworzenie uniwersytetu w Bydgoszczy przy jednoczesnym powołaniu wydziału lekarskiego w Toruniu.
Inni, np. poseł Anna Cicholska (posłanka PiS z okr. płocko-ciechanowskiego), dosłownie wbiła bydgoską inicjatywę w ziemię.
- Niechlujność tego tekstu jest porażająca, trudno go nawet nazwać projektem ustawy - mówiła. - Ta inicjatywa powstała na potrzeby kampanii i chyba po to, żeby skłócić społeczeństwo.
To może źle wróżyć projektowi, który decyzją marszałka ma trafić pod obrady komisji edukacji, nauki i młodzieży. Komisji, w której zasiada m.in. posłanka Cicholska. Jeśli do tego dołożyć negatywną opinię rządu, którą przedstawił Aleksander Bobko, sekretarz stanu w MNiSW, wydaje się, że szanse na uniwersytet maleją. Bydgoscy politycy, ze Zbigniewem Pawłowiczem na czele, wykazują się jednak umiarkowanym optymizmem. - Widać, że spora część posłów dostrzega problem, z którym się borykamy i próbuje szukać jego rozwiązań - mówił. - Jestem dobrej myśli i wierzę, że uda nam się znaleźć takie rozwiązanie, by obie strony, a mówię tu o Bydgoszczy i Toruniu, wygrały w tej sprawie.
Na razie wiadomo, że projekt trafi do komisji edukacji, nauki i młodzieży. Pojawił się jednak wniosek, by skierować go także do procedowania przez komisję zdrowia. Ten będzie głosowany podczas kolejnego posiedzenia Sejmu.