Po wyborach na radnego zrobiła się afera
W głosowaniu w Zdzieszowicach wzięły udział 2 nieuprawnione osoby. Wypaczyły wynik, bo o zwycięstwie zdecydował zaledwie jeden głos.
Gmina Zdzieszowice musiała przeprowadzić wybory uzupełniające do rady miejskiej po tym, jak jeden z rajców został zatrzymany przez CBŚ. Przypomnijmy. W styczniu 2017 r. prokuratura zarzuciła radnemu Marianowi M., że za pośrednictwem internetu próbował doprowadzić dziecko poniżej 15. roku życia do poddania się czynności seksualnej.
Mężczyzna miał także być powiązany z siatką pedofilską, która publikowała w sieci dziecięcą pornografię. Po tym, jak Marian M. trafił do aresztu, przysłał do gminy informację, że rezygnuje z mandatu radnego.
W związku z tym urząd ogłosił wybory uzupełniające. Zostały one rozpisane tylko w jednym okręgu w Zdzieszowicach oznaczonym numerem 6, w którym uprawnionych do głosowania było 909 mieszkańców miasta.
O mandat radnego rywalizowało trzech kandydatów z lokalnych komitetów: Irena Wysoczańska, Dariusz Stanuchowski i Witold Mikitiuk. Frekwencja była niska - do urn poszło zaledwie 86 mieszkańców.
Z protokołu, który spisała komisja wyborcza wynika, że mandat radnego zdobył Mikitiuk uzyskując 36 głosów. Główny kontrkandydat - Stanuchowski - przegrał zaledwie jednym głosem.
Problem w tym, że w głosowaniu wzięły udział dwie nieuprawnione osoby (mieszkające w innym okręgu), których nie było w spisie wyborców. Mało tego - gdy nadprogramowi wyborcy pojawili się w lokalu, zostali do listy dopisani i dostali karty.
Te wybory trzeba będzie powtórzyć
To, że w głosowaniu brały udział osoby, które nie miały do tego prawa, wykryli gminni urzędnicy. Na drugi dzień po wyborach zwołali do urzędu członków komisji oraz kandydatów, informując o sprawie.
- Doszło do ludzkiej pomyłki - tłumaczy Sybila Zimerman, burmistrz Zdzieszowic, która po głosowaniu wyjaśniała całą sprawę. - Zgodnie z przepisami, w sytuacji, gdy do lokalu zgłoszą się osoby, których nie ma na liście, komisja ma obowiązek skontaktować się z dyżurującym urzędnikiem z ewidencji ludności, by ten ustalił, czy ci wyborcy mają prawo oddać głos. W tym przypadku komisja skontaktowała się z pracownikiem urzędu telefonicznie, a urzędnik omyłkowo potwierdził, że dwaj mieszkańcy mogą głosować i należy ich dopisać do listy.
Do pomyłki przyczyniła się prawdopodobnie zbieżność adresów. Do okręgu wyborczego należy bowiem budynek, który znajduje się pod adresem „Nowa A2”. Tymczasem pomyłka dotyczyła adresu „Nowa 2a”, spod którego mieszkańcy nie mieli prawa głosować.
- To się nie powinno zdarzyć - mówi wyraźnie rozżalony Dariusz Stanuchowski. - O zwycięstwie zdecydował zaledwie jeden głos, więc wrzucenie dwóch kart przez nieuprawnione osoby mogło przesądzić o wyniku.
Dariusz Stanuchowski złożył już protest wyborczy w związku z nieprawidłowościami. Teraz sprawą zajmie się sąd.
Stanuchowski zaznacza, że czuje pokrzywdzony, bo włożył w kampanię mnóstwo energii i czasu. Wyłożył też na nią około 1000 zł, bo tyle kosztował druk ulotek i opłaty za możliwość wieszania plakatów.
- W związku z nieprawidłowościami złożyłem protest wyborczy - dodaje Stanuchowski. - Domagam się unieważnienia wyborów i powtórzenia głosowania, bo tylko tak można wyjaśnić tę sytuację.
Teraz sprawą zajmie się sąd. Zanim dojdzie do rozprawy sędzia zwróci się zapewne po opinię do Krajowego Biura Wyborczego w Opolu. - Udział osób nieuprawnionych mógł zaważyć na wyniku, dlatego te wybory należy powtórzyć - uważa Rafał Tkacz, dyrektor opolskiej delegatury KBW.
Powtórne wybory zdarzają się bardzo rzadko, ale na Opolszczyźnie już były - ostatnio w 2014 r., gdy komisje w Chrząstowicach i Gorzowie Śląskim wydały mieszkańcom niewłaściwe karty. W związku z nieprawidłowościami w Zdzieszowicach burmistrz Zimerman poinformowała, że wyciągnęła już konsekwencje służbowe wobec pracownika, który popełnił błąd.