Pociąg do śląskich skarbów, bo chodzi o to, by gonić króliczka
Odnaleziony ponoć pod Wałbrzychem pancerny pociąg, w którym naziści mieli wywieźć złoto do Niemiec przywraca pamięć o innych skarbach, które, może na zawsze, ukryto w śląskiej ziemi. Szukanie i snucie legend też jest ciekawe
Złoty pociąg pod Wałbrzychem, od kilku tygodni rozpalający masową wyobraźnię na całym świecie, nawiązuje do bogatej na Śląsku tradycji legend o skarbach, które wciąż czekają na swojego Indianę Jonesa. W całej tej zabawie najczęściej chodzi głównie o gonienie króliczka i niekończące się budowanie napięcia niż faktyczne, epokowe odkrycia.
Tak właśnie jest ze słynnym już skarbem nazistów ukrytym w pancernym pociągu w jednym z zakopanych tuneli na Dolnym Śląsku. Co charakterystyczne, jak zwykle w takich sytuacjach, lista kosztowności, które mogą znajdować się we wskazanym miejscu, rozrasta się do absurdalnych rozmiarów. 300 ton (!) złota, Bursztynowa Komnata, dzieła sztuki…
Nie zdziwmy się, jeśli na podstawie odczytów z georadaru ktoś niebawem zasugeruje, że w jednym z wagonów kryje się biblijna Arka Przymierza. Inna sprawa, że w Wałbrzychu koncertowo wykorzystano wakacyjną gorączkę złota i o pięknym, ciekawym, zapomnianym mieście znów zrobiło się głośno. Tego zabrakło, gdy o zaginionych bogactwach słyszeliśmy na Śląsku Górnym. To może jeszcze przed nami. Przypominamy więc skarby z naszego podwórka, którym także towarzyszyły emocje godne filmów z Harrisonem Fordem.
Gdzie swoje talary schował Karol Godula?
Król cynku, zwany też "Śląskim Rockefellerem" odchodził z tego świata (w roku 1848) jako właściciel 19 kopalń galmanu, 40 kopalń węgla, 3 hut cynku, a do tego majątków ziemskich w Orzegowie, Szombierkach, Bujakowie i Bobrku oraz, zapewne, fortuny w walucie, złocie i innych precjozach. W testamencie 50 tysięcy talarów zapisał, do podziału, swoim pracownikom. Resztę odziedziczyła niespokrewniona z nim Joanna Gryzik. Co więc ze skarbem, który ukrył gdzieś w okolicach Rudy Śląskiej?
Godula, multimilioner, ale i ekscentryk, w ostatnich latach swojego życia mieszkał w skromnej drewnianej chacie wzniesionej w 1809 roku obok zamku-dworku w Rudzie należącego do rodu Ballestremów. Pod zamkiem jeszcze w średniowieczu wyżłobiono tunel, ponoć o długości 700 m, prowadzący aż do Biskupic. Idealne miejsce, by schować część wielkiego majątku? Choć historycy przypominają, że Godula, przy wielu swoich dziwactwach, był przede wszystkim ekonomistą i pieniądze głównie inwestował, a nie zakopywał, legenda ma się dobrze. Wzbogaca ją utrwalony wizerunek śląskiego króla cynku, którego podejrzewano o konszachty z diabłem, wampiryzm, a nawet wstawanie z grobu pod postacią bezgłowego upiora. Zapewne po to, by chronić swoje pieniądze.
Nieodnalezione łupy śląskiego Robin Hooda
Banda rozbójnika Karol Pistulka w latach 70. XIX wieku grasowała na Śląsku, głównie w okolicach Katowic, Mikołowa, Bytomia i Gogolina. Herszta, zwanego po latach "Śląskim Robin Hoodem" ujęto w 1874 roku, a rok później został on skazany na ścięcie przez bytomski sąd. Pistulka, wówczas postać sławna (jego woskową figurę można było oglądać w Berlinie; przedstawiano go jako romantycznego zbójnika okradającego bogatych i dającego biednym), nie tylko nie przyznał się do winy, ale i nie ujawnił miejsc, w których zakopał majątek zuchwale zrabowany m.in. z hotelu w Jastrzębiu czy kasy koncernu Thiele-Winckler. Antałek złotych monet miał ponoć ukryć gdzieś w pobliżu kościoła w Obrowcu. Inne skarby Pistulki skrywa ponoć ziemia w Bytomiu, Chorzowie, Siemianowicach, Mikołowie i Pszczynie.
Tajemnice Szybu Południowego
Tak, jak dziś trzymamy kciuki, by pancerny pociąg pod Wałbrzychem nie okazał się drezyną, tak od lat, co jakiś czas, powracają dywagacje dotyczące ładunków, które Niemcy w grudniu 1944 roku ukryli w podziemiach kopalni Preussen (później nieistniejąca dziś KWK Miechowice, w dzielnicy Bytomia). Jak relacjonowali świadkowie, zanim na Śląsk wkroczyła Armia Czerwona, pod szyb podjeżdżały kolumny transportowe samochodów ciężarowych. Na dół zjeżdżały tajemnicze skrzynie, zaś według jednej z wersji, jeńcy, którzy brali udział w tym przedsięwzięciu, zostali rozstrzelani. Wycofujący się hitlerowcy wysadzili szyb w powietrze, a wejście do niego zalali cementem.
Dostępu do czego chcieli w ten sposób bronić? Znamy to z Wałbrzycha: tony złota, dzieła sztuki, inne drogocenne artefakty wywożone z Krakowa… Ktoś wspomniał nawet o Bursztynowej Komnacie (to często podstawa zaginionych skarbów nazistów), ale historycy domniemywali, że może chodzić np. o archiwa Gestapo. Tak czy inaczej - ciekawe i warte poszukiwań, tym bardziej biorąc pod uwagę zagadkową operację wycofujących się Niemców: wysadzony w powietrze szyb został przecież niewiele wcześniej odbudowany (w 1944 r.), w tym celu ściągnięto nawet do Miechowic specjalistyczną firmę z Westfalii.
Mimo śledztwa IPN, a także elektryzujących opinię publiczną prób przebicia się do tajemniczego wyrobiska przez fedrujący w Zabrzu Zakład Górniczy Siltech, na miejscu niczego interesującego (jeszcze) nie odnaleziono. Chyba, że za ciekawe znalezisko można uznać pozostawione pod ziemia wydanie Trybuny Robotniczej z 1968 roku.
Złoto SS w piwnicy w Bytomiu
"W piwnicy mieszkania przy ul. Daszyńskiego Milicja Obywatelska znalazła starannie ukryte 6 sztab czystego złota. Nie ma wątpliwości, że to złoto skradzione w 1939 r, przez hitlerowców" - pisał w 1946 roku Dziennik Zachodni, dokumentując niezwykłe odkrycie w Bytomiu. Kilka dni później w tej samej piwnicy odnaleziono jeszcze jeden schowek, a w nim - 250 sztuk złotych monet.
Nietrudno się domyślić, że po Bytomiu (jak i całym Śląsku) zaczęły krążyć sensacyjne opowieści o skarbach ukrytych w poniemieckich kamienicach i willach. Do dziś uważa się, że tego typu skrytki, znacznie mniejsze niż choćby ta w kopalni Merkers w Turyngii (tam zgromadzono dużą część majątku Banku Rzeszy), miały zapewnić ich właścicielom bezpieczną przyszłość po wojnie. Ustalaniem ich zajmowała się komórka zabrzańskiej MO. Czy odnalazła całe złoto? A może w Bytomiu do dziś kryją się schowki z wojennymi skarbami?
Co ze złotem ze Skarbu Śląskiego?
Tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej w skarbcu Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego przechowywano tonę złota w sztabkach o wartości jednego miliona złotych. W sierpniu o wywiezieniu z Katowic złota, papierów wartościowych oraz akcji towarzystw przemysłowych zdecydował ówczesny wojewoda Michał Grażyński. Nigdy nie wróciło ono na Śląsk. Jedni mówią, że zaginęło w drodze do Lwowa.
Inni, co jest najbardziej prawdopodobne, że wraz z całym złotym skarbem Banku Polskiego było do 1944 roku więzione przez Francuzów w Kayes, miasteczku w zachodnim Mali, zamieszkanym dziś przez 128 tysięcy mieszkańców. Potem trafiło do Kayes, a stamtąd do Londynu, Nowego Jorku i Ottawy przebywając drogę pełną nieoczekiwanych przeszkód.