Poczuć, że się jest spełnionym. Rozmowa z Szymonem Nehringiem
Szymon Nehring jest zdobywcą nagrody specjalnej w Konkursie Chopinowskim i uczestnikiem projektu Santander Orchestra
Otwarcie mówi Pan o tym, że nie jest zwolennikiem konkursów, A jednak wziął Pan udział w Konkursie Chopinowskim, dotarł do finału i otrzymał nagrodę specjalną, którą był udział w trasie koncertowej z Santander Orchestra. Było warto?
Zdecydowanie tak. Nie jestem zwolennikiem konkursów, ponieważ najczęściej nie są miarodajne. Wziąłem udział w Konkursie Chopinowskim, ponieważ jest to dobra metoda promocji. W jego ramach otrzymałem nagrodę, którą była możliwość występu podczas pięciu koncertów z Santander Orchestra. I bardzo się cieszę, że mogłem tę nagrodę dostać, bo to była najlepsza trasa koncertowa, w jakiej wziąłem udział.
Co sprawiło, że było to tak wyjątkowe doświadczenie?
Właściwie wszystko, co się na nią składało. Orkiestrę tworzyli młodzi muzycy, najlepsi w Polsce. Sama współpraca z maestro Johnem Axelrodem była dla mnie czymś wyjątkowym. Bardzo dobrze się rozumieliśmy, inspirował mnie coraz bardziej z każdym koncertem, dzięki czemu każdy kolejny występ był coraz lepszy. Poza tym graliśmy w salach koncertowych, które są największe i najlepsze w Polsce. Te sale są na poziomie światowym, są piękne w środku i świetnie zrealizowane, jeśli o akustykę chodzi; tu wybija się zwłaszcza fenomenalna jak dla mnie akustyka w Filharmonii w Szczecinie. Nie koncertowałem zbyt dużo w takich miejscach i to była dla mnie bardzo duża przyjemność.
Jak reagowała na wasze występy publiczność?
Wszystkie sale były obstawione w pełni. Przyjemnie się gra, gdy jest pełna sala, jest to bardzo mobilizujące. Można poczuć, że jest się spełnionym.
Czy styl pracy amerykańskiego dyrygenta Johna Axelroda był dla Pana zaskakujący?
Każdego dyrygenta traktuję indywidualnie. Współpracowałem z różnymi dyrygentami z zagranicy, każdy z nich miał inny styl pracy, bardzo ich sobie cenię. Wielu z nich jest świetnymi fachowcami. Jednak relacja między mną a maestro Axelrodem była wyjątkowa na linii człowiek-człowiek. Bardzo mi przypadło do gustu głównie to, że jego praca nie jest rutynowa, stara się poprawiać na bieżąco, dzięki czemu z koncertu na koncert możemy grać coraz lepiej. Zaangażowanie ze strony maestro Axelroda było bardzo inspirujące.
Jakim doświadczeniem był dla Pana udział w warsztatach w Europejskim Centrum Muzyki w Lusławicach?
Wziąłem udział w dwóch ostatnich dniach, ponieważ były to warsztaty orkiestrowe, gdzie muzycy uczyli się, w jaki sposób gra się w orkiestrze. Przed pierwszym koncertem mieliśmy aż cztery próby, to bardzo dużo. Wiele rzeczy można było szczegółowo dopracować. Na pewno, zwłaszcza dla muzyków obecnych na całych warsztatach, była to ciężka praca.
Który z koncertów zapadł Panu najbardziej w pamięć?
Wszystkie były szczególne, ale najlepiej wspominam trzy z nich: w Filharmonii w Szczecinie, w warszawskiej Filharmonii Narodowej oraz we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki, gdzie po raz pierwszy dyrygował maestro John Axelrod. Trudno jest mi jednak opowiedzieć dlaczego, myślę, że składają się na to atmosfera, jaką wytworzyła publiczność, możliwość współpracy z maestro Johnem Axelrodem oraz moje własne nastawienie. Są to po prostu emocje koncertowe, które są mało uchwytne. Czułem się na tych koncertach najlepiej i wydaje mi się, że też najlepiej jako orkiestra na nich wypadliśmy. Świetnym doświadczeniem była również możliwość grania z maestro Maciejem Tworkiem w Lusławicach i Katowicach, który miał dodatkowo utrudnione zadanie, ponieważ o tym, że ma nas poprowadzić, dowiedział się na kilka dni przed występami.
Tego typu projekty oraz konkursy, mam tu na myśli zwłaszcza Konkurs Chopinowski, sprawiają, że jest Pan rozpoznawalny również poza środowiskiem muzycznym. To irytujący aspekt Pana zawodu?
Nie jest to może specjalnie przyjemne, ale nie jest również irytujące. Staram się do tego podchodzić normalnie i nie przywiązywać do tego zbyt wielkiej wagi. Nie patrzę na ten zawód w kategoriach czy można tu zdobyć sławę czy nie, chodzi mi o to, żeby móc tworzyć muzykę. To jest dla mnie znacznie ciekawsze. Sława w ogóle nie odzwierciedla umiejętności, które człowiek ma. Jeżeli ktoś docenia moją muzykę, to oczywiście bardzo się z tego cieszę i staram się spełnić prośbę takiej osoby. Ja również potrafię postawić się na miejscu podchodzących do mnie ludzi, przecież też mam osoby, które za coś podziwiam. Taki jest też zawód artysty, powinien umieć kontaktować się z publicznością. Rzadko się na to denerwuję, to dla mnie nauka cierpliwości.