Pod Rzgowem ścigają się frankensztajny!
Samochód nie musi być kompletny. Ważne, żeby jechał. I żeby miał styl!
Areną niezwykłych wyścigów są co kilka miesięcy bezdroża w Babichach pod Rzgowem. Odbywają się tam imprezy z cyku Parszywa Wrak Race, przyciągające tłumy miłośników zapachu palonej gumy, spalin wydoby-wajacych się ze sfatygowanych instalacji, no i osobliwych wrażeń wzrokowych. Takich dostarczyć mogą tylko pojazdy załóg biorących udział w tych szczególnych zawodach...
Po bezdrożach i wzgórzach Babich ścigają się bowiem auta, które normalne życie samochodów rodzinnych dawno mają już za sobą. To tzw. wraki, inaczej złomy, potwory, monstra, frankensztajny... Ich właściciele wydobyli te „cacka” ze złomowisk, czasem nawet ze zbiorników wodnych i dali im nowe - znacznie bardziej pasjonujące! - życie.
Przystosowanie takiego wehikułu do pełnego ryzyka żywota wymaga zdecydowanych modyfikacji rozwiązań zastosowanych fabrycznie. Bardzo często wraki mają więc np. chłodnice zainstalowane na dachu, co chroni tę część przed skutkami wielokrotnych zderzeń.
Aby chronić załogę - w środku auta montuje się tzw. klatkę, czyli rodzaj wewnętrznego rusztowania z rur. To element znacznie ważniejszy, niż np. reflektory, czy tym bardziej kierunkowskazy - w te rzadko który frankensztajn jest wyposażony. Ważny jest też styl - np. najeżona puszkami po piwie maska pojazdu...
Ostania Parszywa Wrak Race rozegrana została w Babichach po koniec kwietnia. Jej hasło brzmiało „Wielka MOC - czy jesteś na nią gotowy?”. Myślami przewodnimi poprzednich edycji było np. „Którędy na Grunwald?”, czy „Żelazna Miłość”. Trofea wręczane zwycięzcom zrobione są z części, które odpadły od pojazdów w trakcie ich szaleńczej jazdy po wertepach. Pozbawione ich wehikuły wciągane są na lawety. To jedyny sposób, by mogły dotrzeć do warsztatów, gdzie doprowadzane do stanu, który umożliwi im udział w kolejnej „Parszywej”.