Podczas pielgrzymek Polacy szukają wspólnoty
Z prof. Janem Grosfeldem z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego o motywach i tradycji polskiego pielgrzymowania na Jasną Górę rozmawia Anna Gronczewska
Mijają lata, a tysiące ludzi pielgrzymują na Jasną Górę. Na czym polega fenomen pieszych pielgrzymek do Częstochowy?
To nawet setki lat! Bardzo pięknie, że pozostajemy wierni pielgrzymowaniu. To nie jest jakaś pusta tradycja, ma ona głęboki wymiar. Pielgrzymuje się pieszo nie dla czystej przyjemności, rozrywki, ale najczęściej z poważnych powodów. Każdy ma swoje intencje, wielu bardzo poważne.
Ale piesze pielgrzymki nie są tylko polską tradycją.
Rzeczywiście, pielgrzymuje się do wielu miejsc, choćby do Santiago de Compostela. Bywają pielgrzymki dłuższe i trudniejsze niż jasnogórska. Nie zawsze idzie się w dużych grupach, czasem w samotności. Piesze pielgrzymki odbywają się na innych kontynentach. Świat religijny pielgrzymuje zawsze, ma taką potrzebę. To nie jest potrzebne Bogu, który zna przecież serce człowieka. Pielgrzymowanie potrzebne jest nam. Dzięki temu odrywamy się od codzienności, przyzwyczajeń, sztywności, pewnego zakonserwowania się. Jak mówi papież Franciszek, siedzimy na kanapie, a pielgrzymując ją opuszczamy. Tak więc pielgrzymujemy, by wstać z egzystencjalnej kanapy, oddać kawałek swojego życia: wygodę, czas, trochę pieniędzy, własne przekonania. Wyrusza się w nieznane, bo nigdy nie wiadomo co się wydarzy.
Można powiedzieć, że piesze pielgrzymki na Jasną Górę są przejawem polskiej religijności ludowej?
Ja też tak kiedyś myślałem. Na pewno religijność ludowa ma tu bardzo duże znaczenie, jednak nie używałbym tego pojęcia w sensie deprecjonującym. Moja żona opowiadała mi kiedyś historię z pielgrzymki, w której uczestniczyła. Pomogła nieść torbę staruszce. Po co ta staruszka szła na Jasną Górę, co chciała „dostać”? Otóż ta staruszka szła w intencji mordercy swojego syna. To jest esencja chrześcijaństwa! To znaczy modlitwa, oddanie siebie za wroga, nieprzyjaciela. Czy można dać coś lepszego nieprzyjacielowi niż pielgrzymkę w jego intencji? Staruszka, która idzie wbrew swym siłom, zamiast nienawidzić wroga, co by nam serce podpowiadało, zamiast go osądzić, idzie w jego intencji do Częstochowy. By jego życie nie zostało zniszczone! To coś niesamowitego i pokazuje, że religijność ludowa rodzi owoce bardzo miłe Bogu. Tam są obecne naprawdę bardzo poważne rzeczywistości duchowe i egzystencjalne, które maszerują jako intencje. Ważny jest też wymiar wspólnoty, która się wtedy tworzy. Wszyscy, którzy idą podkreślają, że wspólnota pielgrzymkowa jest bardzo ważna. Na co dzień w Kościele wspólnoty często nie doświadczamy. Mamy anonimowość, jesteśmy odwróceni plecami, przekazujemy sobie półuśmieszki na znak pokoju. A podczas pielgrzymki ludzie są przez kilka dni razem. Doświadczają pogody, niepogody, wysiłku, pęcherzy, krwi, dyskomfortu także w czasie snu, także konfliktów i pojednania. Ten wymiar wspólnoty pielgrzymkowej pielęgnowany jest w ciągu roku. Grupy pielgrzymkowe trwają, spotykają się na modlitwie i chwaleniu Boga.
Poczucie wspólnoty jest czymś, czego współczesny Polak i katolik bardzo potrzebuje?
Myślę, że bardzo. Dzisiaj w pewnym sensie nie da się być w pojedynkę w Kościele. Presja świata, jego pokusy, atrakcje są tak potężne, tak mocno obecne w internecie, środkach masowego przekazu, że samemu jest bardzo trudno dać temu odpór. Przeżywanie wiary w sposób dojrzały jest bardzo ważne. Papież Benedykt XVI, gdy był jeszcze kardynałem, powiedział w latach siedemdziesiątych, że niewykluczone, że za jakiś czas Kościół w Europie będzie się składał tylko z małych wspólnot. W wielu krajach ten masowy Kościół zniknął. W Polsce istnieje nadal, chociaż presja sekularyzacji jest i u nas mocno obecna.
Pielgrzymki są, ale zmniejsza się liczba ich uczestników. Na przykład w Łodzi jeszcze kilka lat temu na Jasną Górę wędrowało ponad 3 tysiące wiernych, teraz niecałe 2 tysiące...
Łódź jest miejscem specyficznym religijnie, 3 tysiące to też było mało. Myślę, że znacznie większe liczby pielgrzymów w Polsce były związane z okresem komunizmu. Motywacje były mocniejsze, nie tylko religijne, ale również patriotyczne. Udział w pielgrzymce był wyrazem sprzeciwu wobec ateistycznego komunizmu. Może łatwiej było iść na pielgrzymkę, niż protestować w inny sposób. Było się w dużej masie ludzi. Mimo że pielgrzymki były prześladowane, to istniała zgoda na ich organizację. Teraz motywacje są klarowniejsze, z reguły religijne.
Ludzie pielgrzymują z różnymi intencjami. Głównie prośbami, podziękowaniami. Jednak chyba nikt nie idzie odpokutować za grzechy, przewinienia?
To nieprawda! Znam wielu, którzy przyszli z wielkiego ucisku, jak mówi Apokalipsa, ludzi zniewolonych, ze środowisk narkomańskich, żyjących całkowicie poza Kościołem, życiem, które przyniosło im zniszczenie. W pewnym momencie Pan Bóg ich spotkał. Wielu z nich idzie na pielgrzymkę. Nie tyle odpokutować, ale dać pewien znak, że są gotowi oddawać część swojego komfortu, czasu, pieniędzy, życia, nawet ryzykując kompromitację wobec dawnych kolegów.