Poderwał żonę na Ślązaka
Danuta i Waldemar Peplińscy dogadują się od 50 lat. Pan Waldemar czasami tylko narzeka: - Ty zawsze coś widzisz i coś masz. Ale to świetny tandem.
To oczywiście pan Waldemar Pepliński poderwał swoją małżonkę. W ratuszu podają, że małżonkowie poznali się w 1964 r. po niedzielnej mszy św. Pani Danuta wyznała, jak to faktycznie było.
- Właściwie zaczęło się to na ulicy Człuchowskiej - mówiła. - Zaczepił mnie i powiedział, że ma kolegę, który nazywa się Grydyk i że to taki Ślązak, którego poznał w Stoczni Gdańskiej.
Teraz, gdy Peplińscy wspominają te momenty, to wnuczęta aż pękają ze śmiechu, mówiąc, że „dziadek to był aparat”. Tak, jest o czym opowiadać, a pani Danuta ma do tego wielką umiejętność snucia opowieści z dawnych czasów. A więc wczoraj wiceburmistrz Edward Pietrzyk poznał choćby przezabawną historię o andrzejkach na Śląsku i zbawiennej wizytacji u męża. Pan Waldemar to spawacz i monter centralnego ogrzewania.
Przez cztery lata pracował w Gliwicach. Żona, jak to żona, wyczuwa pismo nosem i wie, kiedy przyjechać. Więc pojawiła się w środku imprezy i natychmiast przystąpiła do małżeńskiej interwencji.
Dziś został im sentyment do Śląska, więc chętnie oglądają i słuchają śląskich szlagierów. A o mały włos zamieszkaliby tam, pani Danuta przeniosła się nawet na dwa miesiące, ale ostatecznie przekonała męża, że trzeba wracać do Chojnic.
Posłuchał. Podróże na drugi koniec Polski w stanie wojennym to kolejne wspomnienia, które wczoraj można było usłyszeć w ratuszu.
Małżonkowie dziś cieszą się własnym domem. Dużo czasu zajmuje im praca na działce wokół domu i opieka nad 99-letnią mamą pana Waldemara. Wychowali dwie córki, mają czworo wnucząt. Pan Waldemar interesuje się polityką, historią i militariami, a pani Danuta uprawą roślin i gotowaniem.