Po(d)gląd na świat. Chłopiec do bicia - Sławomir Zapała
W zasadzie sprawa nie jest nowa, w zasadzie wszystko już o niej napisano, ale w końcu nie wytrzymałem, stwierdzając, że muszę o niej napisać i ja. A chodzi mi o Sławomira (Zapałę), piosenkarza i showmana, niezwykle często pojawiającego się na telewizyjnym ekranie - z racji prowadzonego przezeń programu „Big Music Quiz” w TVP1, a zwłaszcza największego przeboju: „Miłość w Zakopanem”.
Fakt istnienia tej piosenki dotarł do mnie ze sporym opóźnieniem; jakoś mi „Miłość w Zakopanem” umykała (pewnie nie puszczały jej moje ulubione stacje radiowe). To zresztą nie pierwszy przykład mej kulturowej dystrakcji; przed laty nawet „Niewolnicę Isaurę”, najsłynniejszy serial w dziejach polskiej telewizji, zacząłem oglądać dopiero od połowy, gdy stał się tematem rozmów młodej (naówczas) bohemy. Teraz oczywiście znam już kilka wersji „Miłości…”, od koncertowych (zakopiański sylwester) po teledyskowe i nie powiem, żebym słuchał Sławomira bez przyjemności. A głos ostatecznie postanowiłem zabrać wskutek kpiarskich recenzji, naśmiewających się z krakowskich studentów, którzy ze Sławomira uczynili gwiazdę ostatnich Juwenaliów.
„Miłość w Zakopanem”, i Sławomir w ogóle, stały się dla wielu symbolem kiczu, godnym co najwyżej funkcjonowania w obiegu discopolowym, a nie mainstreamie. Nie mogę się z tym zgodzić. Pioseneczka ma dobrze napisany (choć banalny) tekst, porywającą melodię, nie wspominając o jej największym atucie - znakomitej, bogatej instrumentacji, o jakiej wiele gwiazd głównego nurtu może tylko pomarzyć. Krytycy nie dostrzegają też (dodającego mu uroku) dystansu, z jakim Sławomir, było nie było absolwent krakowskiej szkoły teatralnej, traktuje swe śpiewanie oraz - wizerunek. Właśnie, wizerunek. Także on bywa przedmiotem kpin. No cóż, każdy wygląda jak wygląda (czyli jak go Pan Bóg stworzył), a naśmiewanie się z czyjejś aparycji to prymitywny wizażyzm, coś znacznie gorszego niż tak powszechnie potępiany seksizm.
PS. Ponieważ obawiam się teraz hejterskiego ataku niecierpiących Sławomira intelektualistów, uprzejmie donoszę, że nie jestem tak całkowitym matołem. I mimo całej admiracji dla „Miłości w Zakopanem”, nieco wyżej cenię „Obrazki z wystawy” Modesta Musorgskiego w wykonaniu grupy Emerson, Lake and Palmer, czy „Sześć żon Henryka VIII” Ricka Wakemana.