Po(d)gląd na świat. Felieton Włodzimierza Jurasza: Kalosze gwiazd
Gdy w programie Telewizji Kino Polska natknąłem się na nakręcony w roku 1958 film Antoniego Bohdziewicza „Kalosze szczęścia”, ogarnęła mnie euforia. „Szykuje się wspaniały powrót do dzieciństwa” - pomyślałem. Z oglądanego wieki temu filmu pamiętałem niewiele: dwie wróżki dysponujące owymi tytułowymi kaloszami, które pozwalały przenosić się w czasie i przestrzeni… Ale gdy film zacząłem oglądać, nasunęły mi się dwie - negatywna i pozytywna - refleksje.
Przede wszystkim okazało się, że film - choć odwołuje się do znanej baśni Andersena - wcale nie jest przeznaczony dla dzieci. I nie chodzi tylko o wymowę - żaden z bohaterów używający owych kaloszy do wspomnianych przenosin nie zaznał szczęścia. Już na samym początku jeden z nich, malarz, przenosi się w przeszłość, do Paryża, do niezupełnie prywatnego domu, w którym spędzał czas w towarzystwie madame oraz jej panienek. W zamian - zrozumiałem, że „Kalosze szczęścia” to zapomniana, acz niezwykle ważna pozycja w historii polskiej kinematografii. Po prostu aleja - niekoniecznie filmowych - gwiazd.
Scenariusz, wraz z reżyserem, napisali Stanisław Grochowiak, Janusz Majewski i Andrzej Szczepkowski. Autorem dialogów jest sam Sławomir Mrożek (to chyba jedyne takie dzieło w jego dorobku). Muzykę skomponował Stefan Kisielewski, genialny felietonista, znakomity prozaik, ale i kompozytor, o czym nie wszyscy już dziś pamiętają.
Wspaniała pod tym względem (akcja filmu toczy się w Krakowie) jest zwłaszcza scena rozgrywająca się w klubie Związku Polskich Artystów Plastyków przy ul. Łobzowskiej. W tłumie zebranych artystów udało mi się co prawda rozpoznać tylko Piotra Skrzyneckiego, poszedłem jednak tym tropem i na liście wykonawców zamieszczonej na portalu FilmPolski.pl znalazłem jeszcze sporo wspaniałych nazwisk, niefigurujących w czołówce filmu: Ludwik Flaszen, Jerzy Grotowski, Tadeusz Kantor, Kazimierz Mikulski… Jedna tylko rzecz w tym filmie mnie zdenerwowała - ukłon w stronę obowiązującej w roku 1958 ideologii, czyli kpina z notabli Rządu RP na Uchodźstwie…
Za to, co mniej ważne, ale jednak ważne, film wyjaśnia właściwe znaczenie nadużywanego dziś słowa „kalosze”. Bo kalosze to nie żadne gumiaki, a jedynie płytkie gumowe nakładki zakładane dla ochrony przed deszczem na zwykłe wyjściowe obuwie…