Po(d)gląd na świat. Felieton Włodzimierza Jurasza: Na pewno coś zostanie
W telewizjach komercyjnych trwa sondowanie wytrzymałości widowni. To znaczy sondowanie tego, jak daleko w żenadzie można się posunąć nie tracąc widzów - a wręcz przeciwnie - zwiększając oglądalność. Niestety, efekty tego swoistego badania preferencji są dla potencjalnego widza kompromitujące. Ludzka wytrzymałość jest niesamowita, a granice żenady nie istnieją.
TVN zapowiedziała wznowienie Big Brothera. Ma być emitowany wiosną na jednej z anten-córek (czy warto przypominać falę krytyki tego formatu - notabene równą oglądalności?). A z kolei kanał Comedy Central (który cenię za serial „Teoria wielkiego podrywu”, czemu tu dawałem wyraz wielokrotnie) emituje już drugi sezon cyklu dokumentalno-komediowego zatytułowanego „Drunk history. Pół litra historii”. Wznowił produkcję pomimo tego, że sezon pierwszy spotkał się z falą takoż powszechnego (w dobrym tego słowa znaczenia) hejtu. Nie tylko z tzw. prawej strony sceny politycznej.
Nieznającym sprawy przypomnę, że w „Drunk history” poddani działaniu napojów wyskokowych celebryci opowiadają o różnych wydarzeniach historycznych, a aktorzy odgrywają związane z nimi scenki. Po prostu - katastrofa. Choć autorzy tłumaczą się, że to dobra zabawa, i coś jednak po niej w świadomości widzów zostanie… Kac?
Pal sześć zażenowanie, jakie wywołuje widok bełkoczących narratorów - jak kogoś rajcuje oglądanie takich scenek, sam jest sobie winien. Bardziej szokują mnie nazwiska tych, którzy zdecydowali się na udział w tym programie. Fakt, dominują, zwłaszcza wśród aktorów, artyści kompletnie nieznani, którzy muszą z czegoś żyć, a widocznie lepszych propozycji nie mieli. Ale po co kompromitują się ludzie powszechnie znani i lubiani, jak choćby ceniona artystka kabaretowa Joanna Kołaczkowska, którą nawet sam ojciec Leon Knabit potraktował kiedyś poważnie, umieszczając przeprowadzony z nią wywiad w swojej książce „Slow life”?
Równie szokujący, choć nieco z innych względów, jest udział znanego ongiś polityka Ryszarda Kalisza… Strach pomyśleć, że był on swego czasu szefem Kancelarii Prezydenta RP i ministrem spraw wewnętrznych, a nawet przejawiał ambicje prezydenckie. Ale on przynajmniej jest usprawiedliwiony… Przez lata współpracował z Aleksandrem Kwaśniewskim, co niewątpliwie wiele wyjaśnia…