Podlaski NFZ już przekazał pięciu szpitalom, które leczą pacjentów z COVID-19 prawie 6 mln zł

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
szach

Podlaski NFZ już przekazał pięciu szpitalom, które leczą pacjentów z COVID-19 prawie 6 mln zł

szach

Podlaski NFZ zapewnia, że ma dodatkowe pieniądze na walkę z koronawirusem, a epidemia nie jest finansowana kosztem innych świadczeń. Jednak dyrektorom szpitali sen z powiek spędza brak przychodów z zamrożonej działalności.

Podlaski NFZ do tej pory otrzymał 11,08 mln zł dotacji z budżetu państwa. To główny strumień finansowania zadań związanych epidemią COVID-19.

- Oznacza to, że finansowanie zapobiegania i zwalczania epidemii wywołanej koronawirusem nie odbędzie się kosztem innych świadczeń, za które płaci Narodowy Funduszu Zdrowia - zapewnia Maciej Olesiński dyrektor Podlaskiego NFZ.

Podlaski NFZ już przekazał pięciu podlaskim szpitalom, które leczą pacjentów z COVID-19 prawie 6 mln zł.

- Szpital dostaje pieniądze zarówno za leczenie pacjentów z Covid-19, jak i pozostawanie w stanie gotowości. Ale na razie nie dysponujemy pełnymi danymi, bo liczba pacjentów cały czas się zmienia - informuje Bożena Grotowicz, dyrektor szpitala w Bielsku Podlaskim. - Za kilka dni powinniśmy wiedzieć, ile fundusz nam zapłaci.

Na pewno wiadomo, że za gotowość szpital otrzyma 6 tys. zł miesięcznie, a za leczenie pacjenta z Covidem 185 zł. - Pod warunkiem, że w tym czasie nie było innych pacjentów zakaźnych nie związanych z koronawirusem - dodaje.

Podlaskie szpitale, poza pulą na koronawirusa, dalej otrzymują tzw. miesięczne ryczałty czyli stałą miesięczną opłatę bez względu na to ile zabiegów wykonają. „Co więcej, te stałe miesięczne opłaty wzrosły” - czytamy w komunikacie. „Podlaski NFZ zwiększył finansowanie szpitali sieciowych w 2020 r. o ponad 28 mln zł czyli o prawie 4 proc. ”

Podlaski NFZ na utrzymanie szpitali sieciowych wyda w 2020 roku ponad 797,366 mln zł.

- Całe szczęście, że fundusz płaci nam 1/12 ryczałtu. Dostajemy co miesiąc pieniądze podobne do tych, które otrzymaliśmy na początku roku, niezależnie, czy wykonamy zaplanowaną normę - mówi Jarosław Pokoleńczuk, dyrektor szpitala w Mońkach.

Przyznaje, że gdyby szpital miał dostawać pieniądze tylko za to, co wykonuje, to nie miałby nawet na wynagrodzenia pracowników, nie wspominając o walce z koronawirusem.

- Pytanie jest takie: czy do końca roku będziemy musieli wykonać te zamrożone świadczenia czy zostanie nam to darowane - zastanawia się Jarosław Pokoleńczuk. - Bo w pewnych dziedzinach nie będziemy w stanie wykonać takiej liczby świadczeń, by ten bilans wyszedł przynajmniej na zero.

To spędza sen z powiek innym dyrektorom szpitali w Podlaskiem. - Jest wiele obaw, że kolejne miesiące nie pozwolą nam wrócić do normalnego stanu. To oznacza, że nie zdążymy nadrobić czasu, by wykonać tyle świadczeń, ile było zakontraktowane - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka USK w Białymstoku.

Z kolei Bogusław Dębski, szef szpitala w Zambrowie, podkreśla, że w ciągu zeszłego roku niektóre świadczenia przestały być limitowane, np.: rezonans magnetyczny czy poradnia ortopedyczna.

- W tym roku wyjęto je z ryczałtu- mówi Bogusław Dębski. - W chwili obecnej to dla szpitala w Zambrowie nie jest zbyt korzystne rozwiązanie, bo teraz te poradnie przyjmują tylko pilne przypadki. Pacjentów przychodzi dużo mniej. Mają skierowanie, ale przekładają wizyty i badanie lub odwołują. Przed epidemią przychodziło do szpitala 30 pacjentów na badanie MR dziennie od poniedziałku do soboty, a teraz raptem czterech. Część poradni specjalistycznych nie pracuje i nie ma kto kierować. W związku z tym szpital ma mniej przychodów z tej pracowni niż gdyby była w ryczałcie. Nawet gdyby go nie wyrobił. Z drugiej strony wzrosły koszty stałe utrzymania szpitala, chociażby przez wzrost wynagrodzeń m. in. rehabilitantów, laborantów w końcu 2019r. oraz podwyżkę płacy minimalnej. Na dodatek wzrosły też ceny usług świadczących przez firmy, które nadzorują i serwisują nasz sprzęt medyczny. Co prawda udało nam się zmniejszyć skalę podwyżki w powtórzonym przetargu na wyżywienie, ale i tak wzrost wynosi 15% w stosunku do roku ubiegłego. Myślałem, że w tym roku uda uruchomić się nowe zakresy działalności, które jakoś zbilansują te niedostatki. Tymczasem wszystko teraz jest zamrożone. Skutek jest taki, że szpital nie ma pieniędzy.

I to zamrożenie planowej działalności najbardziej doskwiera szpitalom.

- Przyjmujemy jedynie przypadki nagłe. Tyle że jak ktoś ma chore biodro i bardzo cierpi, to nie można odkładać zabiegu nie wiadomo jak długo - mówi dyrektor Grotowicz. - Mam nadzieję, że wkrótce ruszy świadczenie innych usług. Ludzie chorują nie tylko na koronawirusa. Jesteśmy od tego, by ich leczyć.

szach

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.