Podniebna celebrytka III Rzeszy. Dla Hitlera poleciała nawet do piekła
Marzyła, by zostać latającym lekarzem w Afryce, ale w brunatnych, nazistowskich Niemczech z Hanny Reitsch uczyniono podtrzymującą morale narodu gwiazdę przestworzy
Totalitarny reżim pozwolił jej na testy najtajniejszych z tajnych lotniczych machin wojennych. Niziutka, mierząca zaledwie 150 centymetrów wzrostu Hanna Reitsch awansowała w ten sposób do elitarnego, męskiego grona pilotów - doświadczalnych. Niezwykła kobieta i wielki pilot, aż do śmierci bijący w powietrzu sportowe rekordy. Żadna kobieta nie miała ich tylu. Jednocześnie fanatyczna patriotka i wielbicielka Hitlera. Gdy upadała III Rzesza, była gotowa stworzyć oddział pilotów samobójców i sama chciała w nim zginąć. Długo po II wojnie nie rozumiała, dlaczego nie należy nosić Krzyża Żelaznego ze swastyką, który osobiście wręczył jej führer.
Dziesięciopokojowe, komfortowe mieszkanie przy ul. Promenade 11 w Hirchsbergu to pierwsze miejsce, która musiała zobaczyć Hanna. Przychodzi tu na świat 29 marca 1912 r. Ojciec - Willy Reitsch to rodowity Ślązak, ewangelik, lekarz okulista, właściciel niewielkiej kliniki i kochający muzykę wiolonczelista - amator. Matka - Emmy to katoliczka z austriackiego Tyrolu. Nie pracuje zawodowo, zajmuje się prowadzeniem domu.
Rodzice decydują, że dziewczynka zostanie ochrzczona w obrządku ewangelickim. Otrzymuje imiona: Hanna, Margareta, Maria, Teresa. Jej starszy o dwa lata brat ma na imię Kurt, a młodsza o dwa lata siostra będzie się nazywała Heidi.
Promenade to jedna z najbardziej reprezentacyjnych ulic ówczesnej Jeleniej Góry (obecnie Bankowa). Miejsce tonie w zieleni. Bardziej przypomina gęsto zarośnięty park niż ulicę w samym centrum miasta. Na tyłach domu jest ogród i zadaszony balkon. Zdarza się, że mała Hanna wdrapuje się na jego balustradę i stoi na niej z rozpostartymi ramionami, jakby gotowa do skoku. Rodzice są przerażeni. Muszą mieć na nią szczególne baczenie, bo dziewczynka jest impulsywna i gadatliwa.
Matka próbuje jakoś zapanować nad córką i wymyśla ćwiczenie. Codziennie po obiedzie Hanna ma leżeć na podłodze przez pięć minut w milczeniu. Ta cisza jest dla niej nie do zniesienia. Dziewczyna w myślach powtarza modlitwy, czas wówczas płynie szybciej. Gdy nieco podrośnie, dla osiągnięcia wewnętrznej równowagi i koncentracji będzie czytała m.in. „Ćwiczenia duchowe” Ignacego Loyoli, katolickiego świętego i założyciela zakonu jezuitów.
W 2009 roku niemieccy miłośnicy szybownictwa chcą, by na domu przy ulicy Bankowej 11 zawisła tablica pamiątkowa. Do rady miejskiej dociera list. Wystosowało go Niemieckie Muzeum Szybownictwa i Modelarstwa. Piloci uważają, że Hanna Reitsch zasługuje na upamiętnienie. - Jest honorową obywatelką miasta Hirschberg oraz austriackiego ośrodka szybownictwa Timmersdorf. W Białym Domu przyjmował ją prezydent Kennedy, a amerykańskie Society of Experimental Test Pilots nadało jej tytuł honorowego członka - piszą.
Jeleniogórscy radni uznają jednak, że pismo nie spełnia wymogów formalnych, zostało napisane w języku niemieckim. Taki dokument nie może być rozpatrywany przez radę miasta.
Wątpliwości budzi też przeszłość słynnej pilotki. Autorzy listu nie wspominają o jej fascynacji nazizmem. Po wojnie Reitsch nigdy go nie zanegowała, twierdziła, że polityka nigdy jej nie interesowała i jako lotnik spełniała jedynie swój patriotyczny obowiązek.
- Nie chcemy wracać do drażliwych kwestii z czasów II wojny światowej, które przy tej okazji na pewno wypłyną - mówił siedem lat temu radny Krzysztof Mróz, obecnie senator PiS.
W roku 2016 Hanna Reitsch swoim rodzinnym mieście znów wywołuje emocje. Jeleniogórski teatr dramatyczny przygotowuje spektakl „Hanno Reitsch, kochamy cię!/nienawidzimy cię!”. Mają go wyreżyserować autorzy tekstu: Zuzanna Bućko i Szymon Bogacz. Ma to być barwny musical w kolorach faszystowsko-komunistyczno-science fiction.
- Przedstawimy historię powrotu Hanny Reitsch do powojennej Jeleniej Góry. Historię, która nigdy się nie wydarzyła - mówią autorzy.
I stawiają pytania: - Czy geniusz usprawiedliwia wiarę w tyranię? Czy można wybaczyć, niezbyt wiarygodny brak świadomości? Wojna niszczyła, ale i tworzyła. Napędzała takich ludzi jak Hanna do nowych osiągnięć, bicia rekordów, szukania granic możliwości. Czy jej pasję należy potępić?
Do premiery jednak nie dochodzi. Produkcja zostaje odwołana ze względu na niechęć władz miasta do tematu. Tekst dramatu odczytano jedynie w hangarze na Górze Szybowcowej w Jeżowie Sudeckim, w tym miejscu Hanna Reitsch po raz pierwszy oderwała się od ziemi.
- To kolejny w ostatnim czasie przejaw ingerencji polskich polityków w konstytucyjnie gwarantowaną wolność wypowiedzi. Działania prowadzące do zablokowania prac nad spektaklem stanowią pogwałcenie obowiązującej Konstytucji RP - napisał do jeleniogórskiej rady miasta Krzysztof Mieszkowski, poseł i były dyrektor wrocławskiego Teatru Polskiego.
Według niego proponowana przez dramaturgów opowieść o Hannie Reitsch mogłaby stać się dla mieszkańców Jeleniej Góry pretekstem do głębszej dyskusji o przeszłości miasta, o jego niegdysiejszych niemieckich obywatelach i skomplikowanej spuściźnie, jaką pozostawili po sobie opuszczając Dolny Śląsk. - Zamiast stać na straży konstytucyjnych wartości, dołączacie do niechlubnego grona politycznych cenzorów, których Polska w ostatnim czasie ma już nadto - dodaje Mieszkowski.
W latach 20. XX wieku w Grunau (Jeżowie Sudeckim) rodzi się niemieckie szybownictwo. Delikatne konstrukcje z płótna i sklejki startują ze świstem, podczepione do grubych gumowych lin. Te wielkie proce naciąga nawet kilkanaście osób, zbiegając ze zbocza. Góra Szybowcowa, którą widać z wielu miejsc Jeleniej Góry, nadaje się do tego doskonale.
Nastoletnia Hanna też chce zasiąść na drewnianym krzesełku szybowca. Wzbić się, lecieć, poczuć szalony pęd powietrza, bo w pierwszych szybowcach nie ma kabiny ani nawet niewielkiej, osłaniającej twarz owiewki.
Z jej domu na szczyt Góry Szybowcowej wiedzie kręta i stroma droga. Często wspina się tam rowerem, by podglądać kursantów. W końcu zdradza ojcu zamiar zapisania się na kurs pilotażu. Willy Reitsch jest zaskoczony - przecież córka miała kontynuować rodzinną tradycję i zostać lekarzem. Delikatnie próbuje wyperswadować ten pomysł. Ma nadzieję, że córka za kilka lat zapomni o lotnictwie. Zawierają umowę: ona ma skończyć gimnazjum i nie wspominać ani słowem o lataniu. On wówczas zgodzi się na kurs szybowcowy. Gdy w 1930 r. Hanna odbiera świadectwo, ojciec czeka na nią ze złotym zegarkiem - nagrodą za ukończenie szkoły, ale ona przypomina mu rozmowę sprzed kilku lat. Ma dziewiętnaście lat, gdy zaczyna naukę pilotażu w Grunau. Jest tam jedyną dziewczyną. Jej instruktorem zostaje Peter van Hausen.
Początki są trudne. Nie powstały jeszcze dwumiejscowe szybowce z miejscami dla ucznia i instruktora. Nauka zaczyna się od krótkich ślizgów ze zbocza. Zupełnie „zieloni” uczniowie muszą polegać na poleceniach wykrzykiwanych przez instruktorów z ziemi. Hanna podczas pierwszego ślizgu podrywa szybowiec zbyt wysoko. Peter van Hausen krzyczy: „Na dół, na dół”. Młoda pilotka nie radzi sobie. Lądowanie jest gwałtowne. Pasy bezpieczeństwa zrywają się i przyszła rekordzistka wypada zza sterów. - Za karę przez trzy dni nie masz prawa wsiadać do szybowca - wykrzykuje van Hausen. Załamana Hanna ćwiczy w domu „na sucho”, używając zwykłego kija zamiast drążka sterowego. Gdy mija kara, uważnie już słucha uwag instruktorów. Musi zdobyć certyfikat A. Kursanci otrzymują go po utrzymaniu szybowca na prostym kursie przez co najmniej 30 sekund. Reitsch leci prościutko o 9 sekund dłużej. Surowy instruktor wątpi jednak w jej umiejętności. - Przypuszczam, że był to po prostu szczęśliwy traf. Nie mogę więc tego zaliczyć jako testu A. Najlepiej będzie, jeśli z miejsca spróbujesz drugi raz - mówi. Kursantka leci jeszcze raz. Po tej próbie van Hausen nie ma już żadnych wątpliwości. Utalentowaną pilotkę dostrzega Wolf Hirth - szef szkoły i legenda niemieckiego szybownictwa, który wkrótce będzie szybował nad Nowym Jorkiem.
Wakacje niestety się kończą. Hanna zaczyna naukę w Kolonialnej Szkole dla Kobiet. To dla niej męka, uczy się prania, prasowania, gotowania i opieki nad zwierzętami. Tak Niemcy kształcą przyszłe osadniczki wysyłane do swych afrykańskich kolonii.
Wiosną 1931 roku Reitsch chce dokończyć kurs podstawowy. By go zaliczyć, lot ma trwać co najmniej 5 minut. Pilotka spędza w powietrzu 20 minut. Spodziewa się, że instruktor będzie zły. Ma lądować u stóp Góry Szybowcowej, ale postanawia posadzić szybowiec na szczycie. Tak będzie szybciej, grupa zaoszczędzi 30 minut konieczne do przygotowania maszyny do kolejnego startu. Wolf Hirth nie wie nic o zamiarach pilotki i początkowo jest przerażony. Boi się, że skończy się to kraksą. Hanna bezpiecznie przyziemia i zatrzymuje się przed hangarem. Hirth krzyczy: - Naprawdę powinienem być na ciebie zły za to postępowanie wbrew instrukcjom. Po chwili jednak dodaje: - Z lotniczego punktu widzenia lądowanie było bez zarzutu.
Po wakacjach Hanna wyjeżdża do Berlina. Zgodnie z wolą ojca zaczyna studia medyczne. W jej głowie rodzi się plan: zostanie lekarzem w Afryce, a do pacjentów będzie latała samolotem. Uczy się pilotażu, bo w jednej z dzielnic działa szkoła lotnicza niemieckiej poczty.
Według rodziców pasja odciąga ją od nauki. Wymuszają na córce, by przeniosła się na uniwersytet medyczny w Kilonii. W pobliżu nie ma żadnej lotniczej szkoły. To trudny okres. - Muszę się teraz wewnętrznie uwolnić od myśli o lataniu, a jest to dla mnie niewymownie trudne. Od czasu egzaminu rozgorzała we mnie straszna walka między poczuciem obowiązku i pasją latania. To pierwsze musi zwyciężyć. Wszystko, co przyjęłam w życiu, co posiadam jako zdolności, nie należy do mnie, lecz muszę to przetworzyć w taki sposób, żebym mogła pomagać innym ludziom i coś z siebie dawać. Moje latanie byłoby egoistyczne tylko wtedy, gdyby chodziło o to, żeby się wyszaleć i mieć czystą przyjemność! Byłoby inaczej, gdybym mogła poświęcić się dla ojczyzny jako pilot wojskowy. W dzisiejszych czasach to jednak niemożliwy do zrealizowania, romantyczny pomysł! - pisała wówczas.
Pierwszy lotniczy rekord bije w 1932 roku (do śmierci w 1979 roku będzie ich miała na koncie ponad 40). Jest pierwszą kobietą na świecie, której udaje się wznosić szybowcem przez 5,5 godziny. W tym roku poznaje w Grunau Wernhera von Brauna. Zaprzyjaźnia się z przyszłym konstruktorem rakiet i pionierem podboju kosmosu.
W Niemczech to czas wielkich zmian. W 1933 r. z mapy Hirschbergu znika ulica Promenade. Teraz rodzina Reitschów mieszka przy Adolf Hitler Strasse. Mieszkańcy miasta w wyborach do Reichstagu gremialnie popierają NSDAP. Hanna Reitsch ma 21 lat. Czy nazizm już ją rozpalił? Formalnie nigdy nie wstąpi do partii.
W maju odwiedza rodziców. Zjawia się też w Grunau. Hirth proponuje lot nowym szybowcem Grunau-Baby II - to najnowsze dzieło miejscowych zakładów lotniczych. Hanna wsiada do maszyny w zwiewnej, letniej sukience. Startuje. Warunki w powietrzu są zgoła inne niż na ziemi. Silny prąd wznosi szybowiec coraz wyżej i wyżej. Na wysokości ponad 2000 m zacina marznący deszcz. „Jeżyka”, jak po wojnie polscy piloci będą nazywali Grunau-Baby, zasysa wielka chmura burzowa. Potężne siły targają delikatną maszyną. Wokół totalne mleko. Hanna nie wie, gdzie wypluje ją chmura. W końcu widzi ziemię. Jest nad Karkonoszami, nad Śnieżką. Siada na wielkiej łące pod Wiesenbaude, dziś to czeskie schronisko Luční bouda.
Wolf Hirth proponuje Hannie pracę instruktora w nowej szkole szybowcowej w Hornberg koło Schwäbisch Gmünd. Potem zagra pilotkę szybowca w filmie słynnej wytwórni UFA, a zarobione pieniądze wyda na szybowcową wyprawę do Ameryki Południowej. Jest jedyną kobietą w ekspedycji organizowanej przez Deutsche Forschungsanstalt für Segelflug (Niemiecki Instytut Szybownictwa). Piloci badają zjawisko prądów termicznych. Podczas jednego z lotów Hanna awaryjnie ląduje w okolicach Sáo Paulo na środku boiska podczas meczu piłki nożnej. Gdy wysiada z kabiny, na jej cześć wiwatuje cały stadion. Przed tłumem broni ją policja.
Zostaje pilotem doświadczalnym testującym nowe modele szybowców. Dokształca się w Szkole Lotnictwa Cywilnego w Szczecinie. Na studia medyczne nie ma już czasu. Koledzy ze szkoły początkowo ją lekceważą, ale lata tak dobrze, że w końcu zdobywa ich szacunek.
Przełomem w jej karierze jest znajomość z lotniczym asem, generałem majorem Ernstem Udetem. To on toruje jej drogę do niemieckiej elity lotniczej. Drugi przyjaciel to feld-marszałek Robert von Greim.
Jako pierwsza kobieta przelatuje szybowcem nad Alpami. Staje się sławna. Ernst Udet przyznaje jej tytuł kapitana lotnictwa. Żadna kobieta jeszcze go nie nosiła. III Rzesza wysyła ją do Hiszpanii. Jest cywilem latającym w Legionie Condor. Ta niemiecka jednostka bombarduje podczas wojny domowej baskijskie miasteczko Guernica. Reżim daje jej pracę oblatywaczki w bazie doświadczalnej Luftwaffe. Testuje najtajniejsze prototypy niemieckich samolotów, pierwsze modele śmigłowców, pracuje przy konstrukcji desantowych szybowców, m.in. gigantycznego messerschmitta. Po wojnie Reitsch naiwnie będzie twierdziła, że powstawały one z myślą o przewożeniu poczty.
Pilot Heini Dittmar mówi o niej: - Istnieje taki typ kobiety, która po prostu nie może znieść tego, że w mieście pojawił się nowy mężczyzna, a ona jeszcze nie zaciągnęła go do łóżka. Hanna ma właśnie taki stosunek do samolotów. Gdy tylko pojawia się nowa maszyna, ona dostaje obsesji na jej punkcie i zrobi wszystko, żeby ją oblatać.
W 1941 roku Hitler osobiście wręcza jej pierwszy Krzyż Żelazny (rok później dostanie kolejny - I klasy). Fetuje ją cały Hirchsberg. Nadburmistrz Werner Blasius osobiście przywozi ją do miasta. Hanna wyjeżdża z ratusza z tytułem honorowej obywatelki.
Rakietowy samolot omal jej nie zabija w 1942 roku. Z wypadku wychodzi ze złamaną w kilku miejscach podstawą czaszki i pękniętą szczęką. Gdy wraca do zdrowia, lata do frontowych żołnierzy. Słynna pilotka ma podnosić ich morale.
Gdy koniec nazistowskich Niemiec jest bliski, udaje się jej spotkać z Hitlerem w Berghofie. Chce przekonać wodza do sformowania eskadry samobójców, na wzór japońskich kamikadze. Hitler odrzuca tę propozycję.
Najsłynniejszy lot Hanny Reitsch ma miejsce w ostatnich dniach kwietnia 1945 roku. Brawurowo ląduje pod Bramą Brandenburską, na pokrytej lejami alei. Towarzyszy jej feld-marszałek von Greim. Razem udają się do bunkra Hitlera. Wódz pod wrażeniem odwagi Reitsch mówi: - Dzielna kobieta! A więc istnieje jeszcze na tym świecie lojalność i odwaga!
W schronie Kancelarii Rzeszy spędzają trzy dni, próbując namówić Hitlera do ucieczki. - Führer musi żyć, żeby Niemcy mogły żyć. Niech pan ratuje własne życie, mein Führer, takie jest pragnienie każdego obywatela Rzeszy - mówi.
Reitsch upiera się też , by wywieźć sześcioro dzieci Goebbelsów. - Boże mój, Frau Goebbels, nawet jeśli miałabym przylecieć tu 20 razy, trzeba zabrać dzieci. Nie mogą tu zostać - przekonuje. Magda Goebbels pozostaje nieugięta. - Moje dzieci powinny raczej umrzeć niż żyć w hańbie i śmieszności - odpowiada, po czym cała rodzina popełnia samobójstwo.
Hanna i von Greim, który po zdradzie Göringa otrzymuje awans na dowódcę Luftwaffe, jako ostatni wydostają się samolotem z oblężenia Berlina. Podczas startu Rosjanie podchodzą tak blisko, że widzą ich twarze.
Gdy III Rzesza się wali, rodzina Reitschów jest w Salzburgu. Ojciec - Willy, przerażony rychłym nadejściem armii sowieckiej, zbiera rodzinę - żonę, córkę, troje wnucząt oraz służbę. Wyjmuje rewolwer i zabija wszystkich po kolei. Ostatnia kula jest dla niego. Hanny nie ma przy nich, bo siedzi w już w amerykańskiej niewoli. Amerykanie wypuszczą ją za 15 miesięcy i na kilka lat zabronią latania.
W 1951 r. wydaje wspomnienia „Fliegen, mein Leben” („Latanie, moje życie”). Dwa lata później udaje się jej wrócić za stery. Na Międzynarodowych Zawodach Szybowcowych w Madrycie zdobywa brązowy medal. Cztery lata później powtarza ten sukces na Mistrzostwach Szybowcowych Niemiec. Organizatorem mistrzostw świata w 1958 r jest Polska. Najlepsi szybownicy zjeżdżają do Leszna. Hanny nie ma wśród nich. Polskie władze wpuszczają całą reprezentację RFN, tylko nie ją. Reitsch obraża się na całą kadrę i rezygnuje ze startów w barwach RFN. Szkoli szybowników w afrykańskiej Ghanie.
Nie kryje swej wojennej przeszłości. Z pasją opowiada w wywiadach: - Pilotowanie Me 163 z silnikiem rakietowym to było, jakbym nagle dosiadła armatnią kulę barona Münchhausena. Startowało się z rykiem, wśród buchających płomieni, po czym maszyna ostro wzbijała się w górę i za chwilę było się w samym sercu przestworzy.
O Hitlerze mówi: - Nie mogę go oceniać w innych obszarach, ale był bardzo zainteresowany rozwojem lotnictwa i moimi testami.
Gdy występuje przed kamerami, na jej piersi zawsze lśnią dwa Krzyże Żelazne. Przypina je obok złotej odznaki z trzema diamentami, najwyższego szybowcowego odznaczenia.
Reitsch zmarła w 1979 r. we Frankfurcie nad Menem.