33-letni Robert W. usłyszał zarzut zniszczenia mienia. Chodzi o podpalenie sklepu z dopalaczami przy ulicy Plebiscytowej w Katowicach, do którego doszło w środę.
Mężczyzna wylał na budynek łatwopalną substancję, a po chwili ją podpalił, niszcząc drzwi i elewację zewnętrzną. Nadpalone zostały ponadto ściany i sufit wewnątrz lokalu.
Właściciel wycenił straty na 20 tysięcy złotych i w związku z tym zatrzymany 33-latek bez stałego miejsca zamieszkania będzie odpowiadał za zniszczenie mienia.
Gdy mężczyzna wytrzeźwiał (w chwili zdarzenia miał prawie 1,5 promila alkoholu w organizmie - dop. red.), został przesłuchany przez policjantów. Przyznał się do winy, ale powiedział, że złoży wyjaśnienia w prokuraturze, do której został doprowadzony wczoraj w godzinach popołudniowych. - Ze względu na dobro śledztwa nie możemy udzielać informacji na temat tych wyjaśnień - przekazał prokurator Sławomir Barnaś, zastępca prokuratora rejonowego Katowice- Południe. Robert W. usłyszał zarzut zniszczenia mienia, a prokurator zastosował wobec niego policyjny dozór. Grozi mu do 5 lat więzienia.
Jak informuje prokuratura, 33-latek musi dwa razy w tygodniu stawiać się w Komendzie Powiatowej Policji w Pyrzycach. Dodajmy jeszcze, że w sprawie powołany zostanie biegły, który ustali, czy działania mężczyzny nie zagrażały życiu i zdrowiu wielu osób lub mieniu w wielkich rozmiarach. Niewykluczone zatem, że Robert W. usłyszy także dodatkowy zarzut.
Na początku tygodnia pisaliśmy o inicjatywie mieszkańców Katowic, którzy przygotowali petycję o zamknięcie sklepu z dopalaczami i skierowali ją do prezydenta Katowic Marcina Krupy, MSWiA, wojewody śląskiego oraz do kierownictwa policji i straży miejskiej.
W ciągu kilku dni pod petycją podpisały się 432 osoby.
- To, co dzieje się na ulicy Plebiscytowej, przekracza wszelkie granice. Znajduje się tu sklep z dopalaczami, przed którym zbierają się agresywni ludzie. Nie czujemy się bezpiecznie - podkreślali mieszkańcy Katowic. Jeszcze na początku tego tygodnia wydawało się, że Katowice pójdą za przykładem łódzkich urzędników, którzy wystosowali pozew przeciwko właścicielowi lokalu, w którym można było kupić dopalacze. Metoda okazała się skuteczna. Taki pomysł podsunął władzom Katowic komendant miejski policji w Katowicach, który wystosował do prezydenta miasta pismo z propozycją podjęcia działań w myśl artykułu 144 Kodeksu cywilnego (tzw. zakaz immisji), zgodnie z którym - w dużym uproszczeniu - właściciel nieruchomości powinien powstrzymywać się od działań, które są uciążliwe i zakłócają korzystanie z sąsiednich budynków.
Wystarczyły jednak rozmowy. Policjanci z Katowic wielokrotnie interweniowali u właściciela nieruchomości i w końcu wypowiedział on najemcy umowę najmu - z naszych ustaleń wynika, że z jednomiesięcznym okresem wypowiedzenia.