Podwyżki dla pielęgniarek. "Dyrektorzy powinni brać pod uwagę nasze kompetencje"
Dyrektorzy chcą nam dać podwyżki niższe niż te, które powinny nam przysługiwać – alarmują pielęgniarki oraz inni pracownicy medyczni z wielu podlaskich szpitali. Chodzi o to, że - według nich – dyrektorzy nie będą brali pod uwagę ich realnych kwalifikacji. - Dyrektor może uznać, że na danym stanowisku nie potrzebuje na przykład pielęgniarki z wyższym wykształceniem. I mimo że taką zatrudnia, to podwyżkę przydzieli w wysokości, jaka należy się pielęgniarce ze średnim – tłumaczą.
Nie kończą się kontrowersje związane z podwyżkami dla zawodów medycznych. Protesty były przed uchwaleniem nowych zasad – pielęgniarki chciały, by zostały one sformułowane nieco inaczej. Teraz, chwilę przed naliczeniem podwyżek, znów są niejasności. Bo mimo że posłowie dokładnie określili, kto, z jakimi kwalifikacjami od 1 lipca ma zarabiać więcej, pielęgniarki obawiają się, że dyrektorzy – przynajmniej niektórych – podlaskich szpitali, znaleźli już sposób, by zapłacić mniej.
- Niektórzy już mówią, że nie potrzebują specjalistek, nie potrzebują tych z wyższym wykształceniem – opowiada Agnieszka Olchin, przewodniczącą Zarządu Regionu Podlaskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Jak mówi – na razie nie chce wskazywać, o które szpitale chodzi. - Może się jeszcze dogadają – ma nadzieję.
Ale przyznaje, że cała sytuacja ją dziwi: - Zawsze zachęcano, by podnosić kwalifikacje, były na to nawet dodatkowe środki. A jak trzeba więcej zapłacić, to okazuje się, że kwalifikacje nie są takie potrzebne.
Pielęgniarki „dyżurują” pod Sejmem. Protest ma trwać 48 godzin
Co na to dyrektorzy? Wszyscy, których o to zapytaliśmy, mówią jak jeden mąż: jeszcze nic nie wiadomo. Trzeba czekać na wytyczne NFZ i zasady, według których pieniądze będą szpitalom wypłacane.
- To dziś ból głowy wielu dyrektorów szpitali. Na razie nie wiem, jaka kwota będzie do podziału – przyznaje Krzysztof Szeweluk, dyrektor szpitala psychiatrycznego w Choroszczy. Ale o szczegółach – przynajmniej na razie – nie chce rozmawiać. - Porozmawiam o tym bezpośrednio z pielęgniarkami – podkreśla.
Z kolei Marek Karp, dyrektor szpitala w Mońkach już dawno ma wszystko wyliczone. I to w dwóch wariantach: dodatkowe pieniądze przeznaczone stricte na podwyżki lub podwyższona wycena wszystkich świadczeń.
- Wytyczne spełnię co do joty. Ale tam, gdzie fundusz na skutek nowej wyceny przywróci mi kompetencje zarządzani wynagrodzeniami, będę nimi zarządzać – zapowiada. Chodzi na przykład o rejestratorki medyczne, którym do tej pory, bez względu na poziom wykształcenia, fundusz ustalił wynagrodzenie na takim samym poziomie jak pielęgniarkom. Dlatego w Mońkach, obok rejestratorek (z których każda musi mieć zdobyty jakiś zawód medyczny) pracują recepcjonistki. Druga sprawa to same pielęgniarki: - Duży bój jest o dodatkowe kwalifikacje i szkolenia – zauważa Marek Karp. Jak mówi, nie będzie ich uwzględniał przy podwyżkach, jeśli faktycznie nie są potrzebne danej pielęgniarce przy pracy. Ale to w Mońkach raczej się nie zdarza.
Podobnie ma być w Białymstoku: w USK i w Śniadecji.
Nie kończą się kontrowersje związane z podwyżkami dla zawodów medycznych. Protesty były przed uchwaleniem nowych zasad – pielęgniarki chciały, by zostały one sformułowane nieco inaczej. Teraz, chwilę przed naliczeniem podwyżek, znów są niejasności. Bo mimo że posłowie dokładnie określili, kto, z jakimi kwalifikacjami od 1 lipca ma zarabiać więcej, pielęgniarki obawiają się, że dyrektorzy – przynajmniej niektórych – podlaskich szpitali, znaleźli już sposób, by zapłacić mniej.
- Niektórzy już mówią, że nie potrzebują specjalistek, nie potrzebują tych z wyższym wykształceniem – opowiada Agnieszka Olchin, przewodniczącą Zarządu Regionu Podlaskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Jak mówi – na razie nie chce wskazywać, o które szpitale chodzi. - Może się jeszcze dogadają – ma nadzieję.
Ale przyznaje, że cała sytuacja ją dziwi: - Zawsze zachęcano, by podnosić kwalifikacje, były na to nawet dodatkowe środki. A jak trzeba więcej zapłacić, to okazuje się, że kwalifikacje nie są takie potrzebne.
Co na to dyrektorzy? Wszyscy, których o to zapytaliśmy, mówią jak jeden mąż: jeszcze nic nie wiadomo. Trzeba czekać na wytyczne NFZ i zasady, według których pieniądze będą szpitalom wypłacane.
- To dziś ból głowy wielu dyrektorów szpitali. Na razie nie wiem, jaka kwota będzie do podziału – przyznaje Krzysztof Szeweluk, dyrektor szpitala psychiatrycznego w Choroszczy. Ale o szczegółach – przynajmniej na razie – nie chce rozmawiać. - Porozmawiam o tym bezpośrednio z pielęgniarkami – podkreśla.
Z kolei Marek Karp, dyrektor szpitala w Mońkach już dawno ma wszystko wyliczone. I to w dwóch wariantach: dodatkowe pieniądze przeznaczone stricte na podwyżki lub podwyższona wycena wszystkich świadczeń.
- Wytyczne spełnię co do joty. Ale tam, gdzie fundusz na skutek nowej wyceny przywróci mi kompetencje zarządzani wynagrodzeniami, będę nimi zarządzać – zapowiada. Chodzi na przykład o rejestratorki medyczne, którym do tej pory, bez względu na poziom wykształcenia, fundusz ustalił wynagrodzenie na takim samym poziomie jak pielęgniarkom. Dlatego w Mońkach, obok rejestratorek (z których każda musi mieć zdobyty jakiś zawód medyczny) pracują recepcjonistki. Druga sprawa to same pielęgniarki: - Duży bój jest o dodatkowe kwalifikacje i szkolenia – zauważa Marek Karp. Jak mówi, nie będzie ich uwzględniał przy podwyżkach, jeśli faktycznie nie są potrzebne danej pielęgniarce przy pracy. Ale to w Mońkach raczej się nie zdarza.
Podobnie ma być w Białymstoku: w USK i w Śniadecji.
– Płacimy magistrom zgodnie z ustawą. A co do specjalizacji, to już od lat mamy opracowany regulamin, w jakiej klinice jaka specjalizacja jest uznawana. I według tego będą przyznawane podwyżki
– mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka USK. Ale zapewnia, że zdecydowana większość pielęgniarek ma dokładnie takie specjalizacje, jakie są wymagane na oddziałach, gdzie pracują.
A Elżbieta Chomoniuk, kierowniczka działu kadr i płac w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Białymstoku, dodaje: - U nas na bieżąco zdobywane kwalifikacje były doceniane przez szpital na przykład poprzez awans na wyższe stanowisko. Dlatego teraz nie ma problemu z podwyżkami. Gdybyśmy nie chcieli uwzględnić jakichś kwalifikacji, w wielu przypadkach po prostu trzeba by było wypowiedzieć umowę.
Szpitale dograć wszystkie ustalenia będą musiały już lada dzień. Bo pensje za lipiec muszą być wyliczone do końca tygodnia. Jak mówi Wojciech Kuźmicki , zastępca dyrektora ds. ekonomiczno-finansowych Podlaskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ, aneksy dotyczące pieniędzy na podwyżki, zostały już przygotowane. Pierwsze wysłano do szpitali w piątek, kolejne wysyłki są zaplanowane od poniedziałku. - I wyjaśnia, na jakich zasadach szpitale dostaną pieniądze: - To będą nowe wyceny – mówi. Według niego taki system jest bardziej logiczny niż tzw. znaczone pieniądze na podwyżki, jakich chciałyby pielęgniarki. – Bo tu pieniądze byłyby takie same, niezależnie od tego, jak wiele świadczeń zrealizowałby dany podmiot. Włączenie strumienia środków na podwyżki w cenę świadczeń będzie preferowało te podmioty, które będą realizowały dużo świadczeń> To system motywacyjny, który realizuje zasadę: pieniądz za pacjentem – tłumaczy.
To rozwiązanie podoba się m.in. Markowi Karpowi.
- Szpital dostanie o 3,5 proc. więcej, niż gdyby to były pieniądze znaczone – tłumaczy. - Dzięki temu wynagrodzenia będzie można uregulować również i innym pracownikom, nieujętym w ustawie, w zależności od tego, jaka jest ich rola w systemie pracy szpitala.
Taka koncepcja podoba się innemu związkowcowi – Eugeniuszowi Muszycowi, przewodniczącemu Podlaskiej Federacji Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia :
– Ustawodawca zlekceważył zupełnie personel pomocniczy, obsługę i administrację. Ta grupa zawodowa nie została zupełnie uwzględniona w tabeli zaszeregowań – zwraca uwagę. Według niego jest to bardzo niesprawiedliwe. I warto, by dyrektorzy to niedopatrzenia starali się naprawić we własnym zakresie.