Podwyższanie pensji obniżkami [FELIETON ARKADIUSZA KRYSTKA]
Małe jest piękne. Ba, małe jest silne. Potrafi zatrząś posadami państwa, postawić na baczność jego przywódcę. Przykłady można mnożyć, ale zerknijmy tylko na ostatnie...
Wystarczyło, że poseł Krzysztof Brejza zapytał o nagrody dla ministrów, a państwo stanęło. Ministrowie tylko gadali i gadali jak to im nie wystarcza do pierwszego, jak bardzo te pieniądze im się należały, bo ciężko i uczciwie pracowali i jak skromnie zarabiają.
Łzy lały się strumieniami. Suweren jednak tego nie zrozumiał. Drwił z tych wszystkich utyskiwań. Poparcie zaczęło spadać.
Przywódca państwa poderwał się na równe nogi. Ogłosił, że ministrowie zdecydowali (oczywiście sami z siebie) oddać nagrody na cele charytatywne.
Żadne rewolucyjne działanie. Mały gest. Oczekiwała go opinia publiczna i dobrze, że władza się ugięła (wiadomo z jakich powodów). A skutki... Wykreowano współwinnych całej sytuacji. To samorządowcy. Nie ubolewam nad ich losem, ale karanie ich obniżaniem pensji za to, że ministrów obdarowało się nagrodami – dla każdego po kilkadziesiąt tysięcy złotych?
Cóż, wprowadza się nowy sposób podwyższania wynagrodzeń – przez obniżanie pensji. Wkrótce już żaden prezydent miasta czy nawet wójt nie będzie mógł powiedzieć, że zarabia tyle co minister...