Co z tym latem? - pytają nie tylko turyści wypoczywający nad morzem i w górach. Anomalie występują coraz częściej - przyznaje Piotr Grygiel, obserwator pogody
Różne ośrodki meteorologiczne twierdzą, że lato już właściwie się skończyło i że będzie już tylko gorzej. Co Pan myśli o tego typu zapowiedziach?
Przed nami jeszcze prawie miesiąc lata kalendarzowego i astronomicznego. W pytaniu chodzi pewnie o, używając biznesowego języka, jakość tegorocznego lata. A jakie jest, każdy widzi i czuje. Z pewnością przejdzie do statystyki jako to chłodniejsze i wilgotniejsze, chociaż przyrodniczo dość sprzyjające. Pamiętajmy też, że mamy jeszcze i trzecią wersję lata - fenologiczną, niezależną od sztucznych ustaleń i zaszufladkowań. Według mojej „zapiskowej” statystyki, co też w dużej części potwierdzają badania odpowiednich instytucji, takie letnie średniaki już się zdarzały, i to nie tak rzadko. Przebieg tegorocznego lata mnie nie zaskakuje, taki jego proces prognozowałem dużo wcześniej [„Dziennik Bałtycki” z 4 maja 2016 r. - dop. red.], no, może z wyjątkiem pierwszej dekady sierpnia, kiedy spodziewałem się nieco wyższych temperatur. Ale już wrzesień nie będzie aż taki zły.
Zauważył Pan jakieś anomalia pogodowe?
Anomalia występują coraz częściej. To zjawiska niezwykle groźne, gdyż praktycznie nieprzewidywalne. Burze, ekstremalne przesilenia pogody wybuchają coraz bardziej nagle i niespodziewanie, na stosunkowo krótkim dystansie osiągają nieproporcjonalną siłę niszczycielską - huraganowe porywy, silne zawirowania powietrza, sporych rozmiarów grad, tak zwane oberwania chmury, czyli silne ulewy. Typowe wczesno- i środkowoletnie burze konwekcyjne, występujące pojedynczo lub w zespołach, przybierają monstrualne rozmiary, łącząc kolejno powstające liczne komórki burzowe w jedną super-, a nawet hiperkomórkę, pokrywającą nawet 1/3 terytorium Polski! Za tzw. dziwne, coraz bardziej stałe zjawisko uznaję postępujący chaos w procesie tworzenia i przebiegu układów barycznych, czyli kiedyś dość dobrze przewidywalnych stałych zmian pogodowych, w tym powstającą nijakość (często niedającą żadnych opadów) kiedyś charakterystycznych w swoim wyglądzie i obszerności chmur, dawno opisanych i skatalogowanych. Od kilku lat obserwuję, mówiąc w skrócie, blokadę przejścia tychże układów dalej na wschód, tuż za naszą wschodnią granicą, co w dużej mierze powoduje takie, a nie inne pogodowe anomalia, zwłaszcza na terytorium Polski. Zwykle, biorąc pod uwagę położenie naszego kraju, letnie układy baryczne nadchodziły z zachodu, często południowego zachodu (np. ciepłe wyże azorskie) lub południa (basen Morza Śródziemnego), zwalniały, przesuwając się w kierunku wschodnim, często słabnąc, wyczerpywały swoje możliwości, ale zmiany te nie były tak radykalne w swej wymowie. Tymczasem podczas tego lata układy baryczne z reguły zjeżdżają do nas z zimnem i wilgocią z kierunków północno-zachodnich, zatrzymują się i... wracają na północ, niosąc tam już ogrzane znad Polski powietrze, tak że np. tego lata na dalekiej północy Skandynawii (za kołem podbiegunowym) lato jest równie ciepłe jak u nas! Dodam jeszcze, że coraz mniej sprawdzają się „pogodowe” przysłowia, a np. to „Od świętej Anki (26 lipca) zimne wieczory i ranki” zupełnie straciło sens, podobnie jak „W lipcu upały, styczeń mroźny cały”.
Z jednej strony mówi się o ociepleniu klimatu. Zimy są łagodniejsze i krótsze, a z drugiej strony - latem mamy niskie temperatury, deszcze, burze i grad. Jak w takim razie można mówić o tym ociepleniu?
Tak, to prawda. Od ośmiu lat, z wyjątkiem roku 2014, na Pomorzu, Kaszubach są lata wyraźnie chłodniejsze od wcześniejszych. Narasta też polaryzacja temperatur w różnych zakątkach globu. Wnioskuję, iż wpływ na to mają ludzie - wycinając zadrzewienia, „betonując” otoczenie, negatywnie ingerując w środowisko, na przykład casus Tybetu, krajów Zatoki Perskiej, Afryki, południowych i środkowych stanów USA itd., gdzie letnie temperatury dochodzą do plus 48-50 stopni C! Skutek: brak wody, pustynnienie, wyjałowienie, zanik życia i negatywny wpływ na klimat Ziemi. Tego lata i podbiegunowa Syberia dostaje zadyszki cieplnej grubo ponaddwudziestostopniowej!
Jakie widzi Pan konsekwencje niskich temperatur dla przyrody? Mokre lato może mieć wpływ na naturalny rytm fauny i flory?
Z pewnością, ale jeszcze nie widzę aż tak dużych odchyleń w pogodzie, aby jakieś zmiany w rytmie przyrody tu, na Pomorzu, utrwalały się nieodwracalnie. Fenologia to, jak w skrócie mówi definicja, związek między zmianami w rozwoju roślin i zwierząt a zmianami klimatycznymi zachodzącymi na danym obszarze. Biodynamika posługuje się podobnym narzędziem współzależności. Lato dzieli się na wczesne (II, III dekada czerwca), pełnię (lipiec), późne (sierpień, początek września). Mamy już lato późne, a wskaźniki zależne, takie jak np. dojrzewanie owoców grusz, jabłoni, jarzębiny, odloty ptaków zachowują się zgodnie z oczekiwaniami lub są nieznacznie przyspieszone. Jednym z wyjątków jest pojawienie się już w okresie fenologicznego lata w pełni grzybów późnoletnich: borowika szlachetnego, gąski czy mleczaja.
Czy możemy mówić o stałej tendencji, że w najbliższych latach czerwiec, lipiec i sierpień będą upływać tak samo jak w tym i ubiegłych latach? Zna Pan prognozy ośrodków analitycznych?
Nie wygląda to optymistycznie. Niepokoi mnie ta, jak to nazywam - „uparta blokada” układów barycznych, choć pewnie niektórzy nazwaliby to teorią spiskową. Ale od lat wiadomo, że bogate w technikę kraje mają spore możliwości, by zamieszać naturalne zjawiska atmosferyczne, wywołując np. słoneczną pogodę lub deszcze. Od wielu lat sygnalizuję też rosnący wpływ komunikacji lotniczej, mającej pośredni wpływ na przykład na powstawanie chmurnych „sobowtórów”, a co za tym idzie - dodatkową stymulację zachmurzenia i powstawania układów niżowych. Badania tuż po katastrofie 11 września 2001 roku w Nowym Jorku, kiedy na pewien czas całkowicie wstrzymano ruch samolotowy, wykazały wyraźne zmiany parametrów pogodowych w stosunku do tych sprzed katastrofy, między innymi w średniodobowej temperaturze tego miejsca. Od kilku lat trwają nad tym badania w Niemczech. Niektóre sugestie się potwierdzają, inne są w toku analiz i dalszych badań.
Czy natura sama jest w stanie walczyć ze zmianami klimatu?
To pytanie z krainy „być albo nie być”. Aby tak się stało, trzeba pozostawić naturę w spokoju, a jeśli ingerować, to tylko niezbędnie. Dla przyrody, w tym dla człowieka, główne zagrożenia to deficyt wody pitnej, energii, CO2, klimatyczne katastrofy, sztuczne źródła promieniowania oraz rosnący poziom naturalnego promieniowania UV. Naruszenie jednego czynnika pociąga za sobą lawinę innych, bo Ziemia to jeden ekosystem. Czy człowiek musi i zdąży „przesiąść” się na inną planetę?
Rozmawiał: Zbigniew Dorawa