Rozmowa "Gazety Pomorskiej" z dr. Grzegorzem Kaczmarkiem, socjologiem z UKW w Bydgoszczy o weekendowych marszach i protestach.
Strasznie „chodzony” weekend się nam szykuje. W sobotę pod siedzibę Trybunału Konstytucyjnego przyjdą przeciwnicy obecnej władzy.
Społeczeństwo jest coraz bardziej zdezorientowane. Trwa eskalacja niejasności, sprzecznych opinii, komentarzy, co powoduje, że my, odbiorcy mediów - bo przecież z nich mamy informacje - nie bardzo wiemy, o co chodzi. Kto organizuje te demonstracje i w jakim celu?
Nie do końca wierzy pan w spontaniczność protestów?
Przeciętnego obywatela - póki co - nie obchodzi kwestia statusu Trybunału Konstytucyjnego. Zagadnienia instrumentów i instytucji zabezpieczające ład demokratyczny są wciąż zbyt abstrakcyjne dla kiepsko wyedukowanych obywateli. Gorzej, że to samo można powiedzieć o większości polityków, a z pewnością tzw. klasie politycznej, odpowiedzialnej za poziom praktycznej edukacji obywatelskiej, a co za tym idzie naszą zbiorową świadomość.
Czy to nie staje się narzędziem manipulacji zbiorową świadomością?
Żyjemy w świecie, w którym jesteśmy totalnie manipulowani, głównie przez media i reklamę. Bo współczesny świat zdominowany jest przez kulturę konsumpcji. Polityka też stała się, zakamuflowanym populistycznymi hasłami, marketingiem, rynkiem, na którym jesteśmy traktowani absolutnie przedmiotowo i instrumentalnie.
- Ostentacyjna odmowa urzędników świadczy o anarchii władz państwa - przestrzega dr Grzegorz Kaczmarek.
Jako osoba walcząca o demokrację przed laty jak patrzy pan na to, co się teraz dzieje?
Ostentacyjna odmowa urzędników świadczy o anarchii władz państwa, podważa fundament państwa prawa. To wewnętrzny zamach stanu. Siłą demokracji musi być stanowienie dobrego prawa, naprawa złego, a nie jego kontestowanie. Politycy w swym zapędzie naprawy Rzeczpospolitej pogubili się. Wciąż nie ma w Polsce środowisk, osób ani instytucji cieszących się autorytetem wystarczającym, by skutecznie podjąć próbę uporządkowania tej sytuacji. Ale , co ważniejsze, w naszej przestrzeni publicznej nie ma państwowotwórczej myśli i siły zdolnej zbudować taki legitymizowany powszechnie i nowoczesny ład. Zamiast tej organicznej konstruktywnej pracy - przepychanki, oskarżenia, osobiste i frakcyjne ambicje, nieufność. Kiedyś słusznie zniszczyliśmy wiele starych autorytetów i ideologii, ale na ich miejsce nie umiemy stworzyć nowych - pozytywnych i niezbędnych. Myślę o autorytecie najważniejszych urzędów w państwie, samorządzie i wymiarze sprawiedliwości: sejmie, senacie, prezydencie, radach gmin i sejmikach samorządowych, sądach, policji i prokuraturze, ale też zawodach służby publicznej: prawnikach, lekarzach, nauczycielach, urzędnikach.
Stowarzyszenie Ruch Kontroli Władzy organizuje modlitwę różańcową za ojczyznę i o nawrócenie środowisk dziennikarskich pod m.in. siedzibą TVP. Łatwiej się pomodlić niż nie szarpać dziennikarzy np. podczas „miesięcznicy”?
Jak większość Polaków jestem wychowany w wierze i tradycji katolickiej, ale ubolewam, że nie potrafimy wykorzystać tego ogromnego kapitału dla sfery publicznej, że w Kościele dominuje konserwatywny i ksenofobiczny nurt, który hamuje niezbędne i pozytywne dojrzewanie społeczeństwa do nowoczesnej świadomości i współodpowiedzialności za siebie, swoje otoczenie i państwo.
- Chyba nie oczekuje pan, że biskup i z prymasem rozwiążą obecny kryzys konstytucyjny?!
- Oczywiście nie, ale wierzę, że Kościół jest zdolny odnaleźć swoją konstruktywną funkcję także dzisiaj. Że podobnie jak nowoczesna demokracja powinien być, tu na ziemi, przede wszystkim Kościołem służby dla ludzi a nie „administracji”, czy doktryny. Mógłby pomóc w odbudowie autorytetów ważnych dla polskiego społeczeństwa, a nie biskupów. Wciąż wierzę, że istota chrześcijaństwa i Ewangelii (Dobrej Nowiny!) jest z gruntu demokratyczna i radykalnie nowoczesna. I jako „doktryna” może właśnie dzisiaj być fundamentem zarówno godności każdego człowieka jak ładu społecznego. Nie wierzę jednak w „autorskie” programy polityków, którzy powołując się na „autorytet Kościoła” decydować o wychowaniu naszych dzieci, metodach leczenia, repertuarze teatru, czy naszych relacjach z ludźmi z innych kultur czy religii. O tak fundamentalnych sprawach powinni decydować wszyscy obywatele, wcześniej dobrze poinformowani, wykształceni i kompetentni.
Świeże powietrze nie schłodzi politycznie rozpalonych głów?
- Jestem aktywnym obywatelem, ale nie mam przekonania, żeby teraz wychodzić na ulicę, chociaż są to dla mnie bardzo ważne sprawy. Czułbym się jak idiota, bo jak wielu mam przekonanie, że klasa rządząca nas ignoruje i zawłaszcza demokratyczną legitymizację. Każda władza przejawia ten mechanizm, potrzebuje biernych i zadowolonych konsumentów, z wyjątkiem tej wymarzonej: słuchającej, szanującej i służącej ludziom. Tylko takiej władzy nigdy jeszcze nie mieliśmy. Ale najsampierw musimy zmienić się my i wtedy może nie będziemy musieli wychodzić na ulice tylko sami odzyskamy nad sobą władzę.