Pojednanie w demokracji to absurd. Ale dialog jest możliwy
Doktor Rafał Chwedoruk uważa, że ostre słowa pod adresem opozycji, które padły podczas szóstej rocznicy katastrofy smoleńskiej, nie wykluczają nawiązania dialogu między rządem a partiami opozycyjnymi.
Na obchodach szóstej rocznicy katastrofy smoleńskiej prezes PiS Jarosław Kaczyński, mówił o ukaraniu winnych. Wcześniej prezydent Andrzej Duda mówił o wybaczeniu. Czy szykuje się rozłam w obozie partii rządzącej?
Nie sądzę by był to początek konfliktu w obozie władzy. Jest to prosty podział ról. Każda formacja polityczna funkcjonuje między oczekiwaniami własnego elektoratu, a często trudnymi realiami. Nie ma wątpliwości, że wśród wyborców PiS jest taki segment, który w naturalny sposób oczekuje na rozliczenia z poprzednikami. Są też tacy wyborcy, którzy traktują PiS bardziej pragmatycznie. Zostali pozyskani np. obietnicami socjalnymi, a kwestię katastrofy smoleńskiej traktują jako temat zastępczy.
A może prezydent Andrzej Duda chciał zaznaczyć, że będzie podejmował całkowicie samodzielne decyzje?
Pamiętajmy, że prezydent w Polsce jest z założenia kimś ponadpartyjnym. Andrzej Duda powiedział to co w takiej sytuacji musi powiedzieć każdy prezydent Rzeczpospolitej, jeśli chce pozostawać w zgodzie z duchem konstytucji. Obóz władzy szeroko pojęty, począwszy od ośrodka prezydenckiego, po lidera PiS-u zwracał się do różnych segmentów swego elektoratu. Jest to coś naturalnego. Niedzielne wystąpienia nie przekreślają możliwości ugodowej postawy PiS-u, o ile ze strony opozycji będzie wola kompromisu.
Czyli istnieje szansa na kompromis?
Zarówno wypowiedzi prezydenta bardziej łagodne, jak i wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego bardziej wskazujące na winę i przebaczenie nie wykluczają możliwych relacji z opozycją. Choć raczej na razie to jest dialog głuchych, to nie jest wykluczone że te relację zaczną przypominać relacje w innych demokratycznych państwach. Jednak jeśli taki proces się dokona to będzie trwał latami. Jednak mimo wszystko nie był to krok w tył, powrót do retoryki, która całkowicie odrzucałaby rozmowę.
Czy niedzielne uroczystości miały charakter narodowy, czy można powiedzieć, że były odpolitycznione? Padło wiele cierpkich słów na temat opozycji i ciężko sobie wyobrazić aby partie opozycyjne brały udział w tego typu obchodach.
Obok ogólnej pamięci historycznej, jest też pamięć zbiorowa, odmienna dla poszczególnych grup. Demokracja polega także na tym, że w przestrzeni publicznej mieszczą się różne pamięci. Nie ma nic złego w tym, że polityka historyczna jednej z partii, po zdobyciu uprzednio władzy, zdobywa pewną przestrzeń w polityce historycznej państwa. Chodzi tylko o to, żebyśmy doszli do takiego poziomu, że kolejna zmiana władzy nie będzie oznaczała całkowitej, stuprocentowej negacji, roku zero, który by wszystko usiłował zmienić i by rządzący zostawiali opozycji przestrzeń do tego, żeby miała swoich świętych, swoje rocznice itd. Póki co nie ma w Polce z tym problemu nikt nikomu nie zabrania niczego świętować.
Ale do zgodności jeszcze daleko.
Pojednanie w demokracji jest pewnego rodzaju absurdem, bo w demokracji musi istnieć spór i różnica. Ja bałbym się żyć w Polsce, gdyby polscy politycy się ze sobą zgadzali, bo to mogłoby oznaczać kompletne wyjęcie ich spod społecznej kontroli. Brakuje nam natomiast umiejętności współistnienia różnych poglądów. Jednak przeważnie z czasem obóz władzy staje się bardziej pragmatyczny i otwarty, jeśli chce po kolejnych wyborach dalej być obozem władzy, a nie ponownie opozycją. Tym niemniej pojednanie w Polsce może nastąpić z częścią opozycji, bo tylko jej część będzie chętna do jakieś formy dialogu z władzą, a i władza nie będzie chciała dialogu z całą opozycją.
Czy kwestia postawienia pomnika Lecha Kaczyńskiego na Krakowskim Przedmieściu połączy Polaków, czy jeszcze zaogni konflikt?
Pomnik sam w sobie ani nie połączy, ani nie podzieli Polaków. Nie będzie się on odnosił się do jakiś ponadstandardowo kontrowersyjnych osób. Spór smoleński nie jest tematem, który byłby w stanie na stałe podzielić opinię publiczną. Nie jest on autonomiczny, stanowi skutek i nadbudowę sporu, który wybuchł w Polsce w 2006 r. i którego społeczny rezonans bardzo szybko przekroczył poziom konfliktu między elitami politycznymi. Ten podział uruchomił wiele osi podziałów w polskim społeczeństwie, z których siły nie zdawaliśmy sobie sprawy wcześniej. Jeden pomnik nie jest w stanie niczego zmienić . Upływ czasu w polityce jest nieunikniony. Jesteśmy bombardowani taką liczbą sporów i konfliktów, że nawet takie wydarzenie jakie miało miejsce w kwietniu 2010 r. z czasem w naszej pamięci zajmuje fragment, a nie większość przestrzeni.
Czy nie stanie się on tematem zastępczym? Kiedy trwała przepychanka w obronie krzyża przed Pałacem Prezydenckim ówczesny premier Donald Tusk podniósł niezauważenie podatek VAT, co praktycznie pozostało bez społecznego odzewu.
Polska i świat od tamtego czasu się trochę zmieniły. Wielki kryzys gospodarczy lat 2008-2009, którego skutki my odczuwaliśmy trochę pośrednio spragmatyzował myślenie Polaków o polityce. Coraz mniej historyczne symbole determinują postawę Polaków, nawet te dotyczące dramatycznych wydarzeń. Wszyscy żyjemy w poczuciu permanentnej niepewności i takie historyczne symbole mogą być tylko szerszym elementem kształtowania tożsamości obozu politycznego. Natomiast nie sadzę, żeby to miało decydujący wpływ. W wiele konfliktów, takich jak, np. ten dotyczący aborcji, w dobie tej niepewności, angażują jedynie określone mniejszości, a nie całość społeczeństwa.