Pokój w Budziszynie. Zapomniana rocznica zwycięstwa Bolesława Chrobrego nad Niemcami
I znowu zapomnieliśmy o ważnej rocznicy. Pokój w Budziszynie, zawarty 30 stycznia 1018 r. między Bolesławem Chrobrym a cesarzem Henrykiem II był jednym z najświetniejszych momentów w historii Polski. Wielki żal, że ta okrągła, tysięczna rocznica tego chwalebnego wydarzenia nie została wykorzystana do kształtowania polityki historycznej, będącej częścią naszej bieżącej polityki.
Pokój w Budziszynie zamykał wojenną epopeję między księciem i późniejszym królem Polski Bolesławem Chrobrym a Henrykiem II, królem Niemiec i Włoch oraz – wedle oficjalnej tytulatury - Świętym Cesarzem Rzymskim. Zamykał z powodzeniem dla Chrobrego. Na mocy traktatu pokojowego została zakończona wojna toczona od roku 1015 i zarazem cykl wojen prowadzonych od roku 1002, w których stawką były Czechy i Łużyce. Dzięki temu zwycięstwu, pod władzą Chrobrego pozostały Łużyce i Milsko. Bolesław uzyskał też od cesarza wydatną pomoc militarną na wyprawę kijowską. Zawarcie pokoju poprzedziła bitwa pod Budziszynem w 1015 r., również będąca piękną kartą w dziejach oręża polskiego – wojska cesarza Henryka II, dowodzone przez margrabiego Marchii Wschodniej Gerona II, doznały z rąk wojów Chrobrego druzgocącej klęski, a sam margrabia poniósł śmierć. Państwo Chrobrego stało się rozległym terytorialnie, silnym graczem ówczesnej Europy.
Tyle tytułem przypomnienia. A przypominać trzeba, ponieważ współcześni polscy politycy i decydenci pominęli milczeniem okrągłą rocznicę chwały młodego państwa pierwszych Piastów. Nikt nie mówi o uroczystych uchwałach, sympozjach, wystawach, okolicznościowych wydawnictwach. I o ile milczenie niemieckich polityków i historyków ze zrozumiałych względów nikogo nie dziwi, to patrząc na zmagania się naszych polityków i historyków z niemiecką narracją historyczną można stwierdzić, że po prostu przegapili świetną okazję do wzmocnienia poczucia narodowej świadomości.
Niestety, wydaje się, że na polską narrację historyczną nadal rzuca cień przymusu świętowania ponoszonych klęsk – prawda, że często pełnych heroicznego bohaterstwa, ale jednak klęsk. Można iść o zakład, że gdyby przeciętnego Polaka zapytać o zwycięstwa w naszej historii, to wymieniłby bitwy pod Grunwaldem, Wiedniem, Monte Cassino, Bitwę Warszawską i może jeszcze ostatnie Powstanie Wielkopolskie, Bitwę o Anglię czy Somosierrę. Poza tym mamy rozbiory, przegrane powstania, okupacje, rzezie, ruiny oraz świeży spór o Holocaust. Dominuje narracja w stylu Henryka Sienkiewicza, który stworzył Trylogię „ku pokrzepieniu serc”, opisując kolejne katastrofalne, wyniszczające wydarzenia spadające na Rzeczpospolitą Obojga Narodów.
CZYTAJ TAKŻE: Co się stało z Koroną Chrobrego i klejnotami polskich królów?
A już epoka Piastów zupełnie ginie w mrokach zapomnienia. Dopiero telenowela „Korona królów” przywraca zbiorowej pamięci postać Kazimierza Wielkiego, który odziedziczył z trudem wywojowane niewielkie, słabe państwo a zostawił rozległe, dobrze rozwinięte, otoczone zamkami wpływowe królestwo. Tymczasem postać Bolesława Chrobrego jest co najmniej równie idealnym materiałem na kolejną telenowelę czy serial historyczny. Jego władanie, podobnie zresztą jak Mieszka I, nie ograniczało się tylko do wojen, pełne było też intryg, spisków, zdrad, romansów, gwałtownych, krwawych czynów, dalekosiężnych planów, wybijania się na niezależność i udanego zmagania z najpotężniejszymi siłami.
Bo w ogóle były to czasy ludzi o niezwykle barwnych życiorysach. Weźmy choćby legendarną Świętosławę, siostrę Bolesława – już tylko jej życie mogłoby posłużyć za kanwę długiego serialu. Mieszko I wydał ją za Eryka Zwycięskiego, króla Szwecji. Najprawdopodobniej było to małżeństwo polityczne, wymierzone przeciw Danii, które miało umożliwić Mieszkowi umocnienie władzy na Pomorzu Zachodnim. Późniejsze dzieje losu,który to los zresztą twardo dzierżyła w swych rękach Świętosława, uczyniły z niej królową Danii i żonę Swena Widłobrodego, władcy Danii, Norwegii i Anglii. Miała z nim dwóch synów, późniejszych królów – Haralda II i Kanuta Wielkiego, oraz kilka córek. W skandynawskiej tradycji utożsamiana jest z Sygrydą Storradą, czyli „dumną”. Przy czym przydomek „Storrada” miała otrzymać po tym, jak spaliła żywcem króla Vestfoldii Haralda Grenske, aby przestrzec innych natarczywych, a mało ważnych, lokalnych królów przed proponowaniem jej małżeństwa. Był też jednak moment, gdy Świętosława musiała się schronić u swego brata, Bolesława Chrobrego... Nic dziwnego, że jej postać pojawia się w wielu nordyckich sagach i kronikach historycznych.
Oczywiście to lekkie zarysowanie życiorysu Świętosławy – Sygrydy (czy też z duńska –Gunhildy), jest tylko przykładem fantastycznej wielobarwności postaci epoki wczesnych Piastów. Ale po cóż o nich przypominać, skoro nie pamiętamy o triumfie Bolesława Chrobrego nad potężnym władcą Niemiec? A przecież tak łatwo sobie wyobrazić zorganizowanie uroczystej sesji parlamentu oraz konferencji naukowej pod patronatem prezydenta poświęconej pokojowi budziszyńskiemu. Oczywiście do udziału w niej należałoby również zaprosić (co najmniej) ambasadora Niemiec w Polsce. Niechby wygłosił przemówienie o odcinaniu złych doświadczeń z przeszłości i konieczności budowania dobrosąsiedzkich relacji w duchu pojednania. Koniec uroczystości mogłoby zwieńczyć wspólne złożenie wieńców w Złotej Kaplicy Bazyliki Archikatedralnej św. Piotra i św. Pawła w Poznaniu, miejsca pochówku pierwszych władców Polski. Relacje z tej uroczystości zapewne przebiłyby się do światowych mediów.
Nasuwają się pytania: czy naprawdę trudno było wykorzystać rocznicę budziszyńskiego pokoju do zorganizowania takich wydarzeń? Czy musimy na własne życzenie ograniczać się do polemik prowokowanych przez niemieckie media o Holocauście? Okazja do wyjścia z inicjatywą rzucającą mało znane światło na relacje polsko – niemieckie oraz udział Polski w tworzeniu Europy sama się nasuwała - tylko nikt po tę okazję nie wyciągnął rąk.