Pokolenia wychowane na murkach politechniki
Murki w sezonie wiosennym są dużą konkurencją dla wykładów czy ćwiczeń. Przychodzą na nie studenci wszystkich białostockich uczelni, a nawet licealiści. Wyjście na przerwę często kończy się w późnych godzinach nocnych
- Pamiętam swoją pierwszą integrację na murkach. Mój rok nie był jakiś specjalnie duży, bo liczył ok. 70-80 osób, ale skrzyknęła się wtedy jego duża część. Kiedy skończyliśmy zajęcia było po godz. 18. Usiedliśmy właśnie na kampusie - wspomina Marcin Wróblewski, absolwent Politechniki Białostockiej.
Jego paczka studiowała gospodarkę przestrzenną. Podobnie jak wielu studentów białostockiej uczelni technicznej, swój wolny czas spędzali na murkach. To na terenie politechniki miejsce kultowe.
- Trudno określić legendarne murki jednym słowem. Dla niektórych to po prostu wolny od zakazów plener. Jednak dla mnie to zdecydowanie coś więcej. To miejsce, ludzie i czas, do których często wraca się we wspomnieniach z dużym sentymentem - mówi Katarzyna Puczydłowska, też absolwentka Politechniki Białostockiej.
Zdanie studentów podzielają władze uczelni. - To taki nasz mały hydepark, gdzie można wymienić poglądy, myśli. Życie studenckie to przecież nie tylko nauka. Zawieranie przyjaźni i znajomości to jest czynnik, który rzutuje później na całe nasze życie - mówi dr hab. Jarosław Perszko, prorektor ds studenckich.
Między innymi dlatego studenci spędzają tam dużą część swojego czasu. Szczególnie po zdanych egzaminach i kolokwiach.
- Ale tam też kierowaliśmy swoje kroki, gdy te zaliczenia oblaliśmy. Chodziliśmy, kiedy nie mieliśmy zbyt wiele nauki, a gdy z kolei projektów mieliśmy do zrobienia tyle, że nie wiadomo było od czego zacząć, zaczynaliśmy od... murków - wspomina Katarzyna Puczydłowska.
Bo murki są najbliżej uczelni, w pobliżu są akademiki i można tam dojechać autobusem z różnych osiedli w mieście.
- A przede wszystkim jest to wydzielona przestrzeń, w której studenci mogą czuć się jak u siebie i która pozostaje nieznana dla większości białostoczan. Jest przestrzenią półprywatną - komentuje Maciej Białous, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku.
To sprawia, że murki stają się dobrym sposobem na spędzenie przerwy w zajęciach. Jedni przychodzą tam na chwilę, inni zostają na dłużej. I pomagają sobie.
- Jasne, nie da się tam zrobić projektu albo wykleić makiety, ale tłumaczyliśmy sobie nawzajem tematy, powtarzaliśmy materiał przed zajęciami - przyznaje Marcin Wróblewski.
I dodaje, że murki to przede wszystkim tętniące życiem miejsce spotkań towarzyskich. W sezonie wiosennym z półek pobliskiego sklepu piwo znika błyskawicznie. - A murki stają się jeszcze większą konkurencją dla wykładów czy ćwiczeń. Czasem zwykłe wyjście na przerwę kończyło się późno w nocy lub tuż po wschodzie słońca - śmieje się Katarzyna Puczydłowska.
Do chmielowego napoju studenci dorzucają jeszcze grillowanie. Na rusztach króluje kiełbasa zwyczajna. - Krążyły legendy, że niektórzy mieli nawet karkówkę, ale ja nigdy nie byłam świadkiem takiej sytuacji. To rarytas nie na studencką kieszeń - śmieje się Katarzyna Puczydłowska.
Można tam nawiązać przyjaźnie i poznać ludzi, których nie spotkałoby się na ulicy. - A jeśli nawet, to rzadko kiedy ktoś podszedłby i zapytał czy może się dosiąść. A na murkach to norma. Poznaliśmy na przykład Szwedów, którzy przyjechali z wymiany. Spędzili z nami cały wieczór, chcieli się więcej dowiedzieć o uczelni i mieście - opowiada Marcin Wróblewski.
I dodaje, że takich międzynarodowych spotkań było wiele. A chociaż murki to miejsce na kampusie politechniki, to często poznawał tam studentów innych białostockich uczelni. - Znajomi przyprowadzali swoich znajomych. Było dużo osób z Uniwersytetu w Białymstoku, trochę mniej z Uniwersytetu Medycznego - mówi.
Żadna z tych uczelni nie ma tak dużego miejsca do spotkań studentów. - W UMB do pewnego czasu podobną rolę pełniły okolice Herkulesów, ale teraz chyba już nie w takim stopniu - mówi Maciej Białous.
Dlatego studenci politechniki czasami przekomarzali się z innymi. - Mówiliśmy, że to nasze miejsce, ale to były żarty i zawsze była z tego kupa śmiechu - opowiada Marcin Wróblewski.
Swoboda na kampusie jest ograniczona tylko w czasie Juwenaliów (w tym roku od 24 do 27 maja). Od 2013 roku władze wprowadziły tzw. strefę rekreacyjną. - Wiąże się to z zapewnieniem bezpieczeństwa w tym czasie. Nie wszyscy muszą mieć ochotę na takie spędzanie wolnego czasu - wyjaśnia prorektor Jarosław Perszko.
Tym bardziej że przedsięwzięcie na tak dużą skalę wiąże się ze śmieceniem. Nie wszyscy pamiętają o kulturze osobistej I zostawiają po sobie puste butelki, puszki, worki czy opakowania.